Unijna polityka energetyczna stanęła w obliczu brutalnej weryfikacji. Rosnące koszty dla biznesu, wojna za wschodnią granicą i globalna konkurencja testują fundamenty Zielonego Ładu. Czy Unia powinna nadal forsować swoje ambitne cele dekarbonizacyjne gdy globalni gracze zdają się tym nie przejmować?
Europejski system handlu emisjami jako kość niezgody
Na to pytanie próbowali odpowiedzieć goście Dominiki Ćosić: europoseł Adam Jarubas, Europejska Partia Ludowa (PSL), Jadwiga Wiśniewska, europosłanka Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (PiS), oraz Witold Strzelecki, dyrektor zarządzający Business & Science Poland.
Dyskusję otworzyła Jadwiga Wiśniewska, która ostro skrytykowała dotychczasowy kierunek UE. Argumentowała, że unijna gospodarka traci na konkurencyjności w zastraszającym tempie, wskazując na dane z raportu Draghiego - w 2008 roku PKB Unii Europejskiej nieznacznie przewyższało PKB Stanów Zjednoczonych, a obecnie jest ono o 30% niższe. Jej zdaniem winę za to ponosi Bruksela: „w tym czasie bardzo precyzyjnie i z wielką determinacją szkodzono europejskiej gospodarce, wdrażając politykę klimatyczną, wprowadzając europejski system handlu emisjami [ETS]”.
Adam Jarubas bronił samej koncepcji Zielonego Ładu, choć przyznał, że cele klimatyczne zostały nakreślone bardzo ambitnie. Podkreślił, że geopolityka wymusza korektę kursu, jednak Polska nie schodzi z drogi do neutralności klimatycznej. „To było nawet przecież też potwierdzone przez decyzję pana premiera Morawieckiego, który zatwierdził też ten (...) kierunek na neutralność klimatyczną” – stwierdził europoseł PSL, jednocześnie dodając, że żądanie zawieszenia ETS jest nierealne: „Pani Poseł dokładnie wie, że nie ma możliwości technicznej i politycznej zawieszenia dzisiaj ETSów”.
Te słowa wywołały ostrą polityczną wymianę zdań. Napięcie w studiu rozładował Witold Strzelecki. Zwrócił uwagę, że choć instytucje UE na poziomie deklaratywnym mówią dziś więcej o konkurencyjności, to w praktyce wciąż idą w kierunku ambitnych celów. Jako kluczowy przykład podał propozycję Komisji Europejskiej dotyczącą redukcji emisji CO2 na rok 2040. Podkreślił, że wyznaczony cel 90% (w porównaniu z 1990 r.) „jest nadal bardzo wysoki i będzie wyjątkowo trudny do spełnienia” przez państwa członkowskie i firmy. Podobny rozdźwięk między słowami a czynami wskazał w kwestii energetyki jądrowej. Ekspert przyznał, że atom wraca na agendę i po latach bycia tematem na uboczu, jest dziś uznawany za ważny element dekarbonizacji, o którym wspomina nawet szefowa Komisji. Zaznaczył jednak, że to wciąż głównie poziom deklaratywny i teraz trzeba zapewnić faktyczne wsparcie dla atomu w unijnym budżecie i kluczowych regulacjach, takich jak taksonomia.
Gdzie leży szansa dla polskiego biznesu?
Jak więc polskie firmy adaptują się do wymogów polityki klimatycznej? Adam Jarubas rozpoczął od mocnej tezy, że to nie Bruksela, lecz „tak naprawdę ekonomia zamyka polskie kopalnie”. Jak argumentował, polskiemu sektorowi trudno konkurować, skoro średni koszt wydobycia tony węgla w Polsce to około 1000 zł, podczas gdy światowi eksporterzy robią to kilka razy taniej.
Jego zdaniem, jest to element większego megatrendu, a nie europejski wymysł. Jako dowód podał przykład Wielkiej Brytanii, która – będąc już poza UE – w zeszłym roku zamknęła ostatnią elektrownię opalaną węglem kamiennym. Dlatego, przekonywał europoseł PSL, Polska „nie może (...) przeczekać tego procesu, bo za moment będzie za późno”. Zamiast tego polskie firmy muszą dostrzec w transformacji szansę. Wskazał, że już mamy na tym polu sukcesy: „jesteśmy dzisiaj liderem europejskim [w produkcji baterii], mamy duże podmioty, które zajmują się (...) produkcją pomp ciepła, więc prawie 200 tysięcy ludzi pracuje [w Polsce] w branży OZE”.
Jadwiga Wiśniewska kontrowała, że choć poprzedni rząd rozwijał OZE, np. przez program "Mój Prąd", to transformacja nie może odbywać się kosztem przemysłu. Podała przykład branży stalowej, której rozwój jest zagrożony ze względu na opłaty związane z polityką klimatyczną. „Sytuacja jest dramatyczna. Czy państwo wiecie, że w Polsce obecnie funkcjonuje już tylko jeden wielki piec?” – pytała, wskazując, że firmy rozważają ucieczkę z UE. Europosłanka PiS podkreśliła, ze względu na relację między przemysłem zbrojeniowym a stalowym, w dobie rosyjskiej agresji na Ukrainie może być to dla Polski ogromne zagrożenie. Jej recepta była jednoznaczna: „trzeba pilnie zawiesić ETS, dać oddech branży energochłonnej, żebyśmy mogli sprostać wyzwaniom, jakie niesie zagrożenie wojny ze Wschodu”.
Witold Strzelecki, którego organizacja reprezentuje w Brukseli jednych z największych graczy w polskim biznesie, takich jak Orlen, LOT czy KGHM, potwierdził, że firmy w Polsce są gotowe na transformację, ale mierzą się z ogromnymi wyzwaniami. Wymienił nie tylko biurokrację i nieuczciwą konkurencję na rynku globalnym, ale przede wszystkim brak dostępu do stabilnych i przystępnych cenowo energii elektrycznej oraz wysokie koszty inwestycyjne i operacyjne.
Możliwa recepta? Według Strzeleckiego byłaby to neutralność technologiczna i wsparcie dla wysokoemisyjnych regionów oraz dla sektorów energochłonnych. Wezwał przy tym także do rewizji już przyjętych regulacji, aby sprawdzić, czy nie zmuszą one przemysłu do ucieczki z Europy. Jednocześnie przyznał, że w Polsce są już firmy, które z powodzeniem odnajdują się w nowej rzeczywistości, zwłaszcza w branży czystych technologii.
Co dalej z Funduszem Sprawiedliwej Transformacji?
Ostatnia część debaty skupiła się na Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (FST) – unijnym mechanizmie, który został powołany by złagodzić społeczne koszty odchodzenia od węgla. Czy miliardy z UE faktycznie pomagają regionom takim jak Śląsk?
Jadwiga Wiśniewska, reprezentująca Śląsk, nie zostawiła na Funduszu suchej nitki. Przypomniała, że choć idea sprawiedliwej transformacji była polską inicjatywą ze szczytu klimatycznego w Katowicach (2017), to Bruksela obróciła ją w farsę. „Rzeczywistość pokazała, jak bardzo jest ta transformacja niesprawiedliwa” – stwierdziła. Podała konkretne liczby: z całego budżetu FST (17,5 mld euro), na Śląsk – największy region węglowy w UE – trafiły zaledwie 2 miliardy euro. Dla porównania, jak mówiła, fundusz stabilizacyjny samej Jastrzębskiej Spółki Węglowej za rządów PiS wynosił 7,5 mld euro. Jej konkluzja była gorzka: „za takie pieniądze mieliśmy uczynić transformację sprawiedliwą. To jest po prostu absolutnie niewykonalne”.
Adam Jarubas ripostował, że autorem koncepcji Funduszu był Jerzy Buzek, a nie Andrzej Duda, przyznając jednocześnie, że środki dla Polski „na pewno nie pozwolą na sfinansowanie całości transformacji”, ale są one ważnym wsparciem na przekwalifikowanie i rozwój przedsiębiorczości. Dodał, że pieniądze na transformację są też w Funduszu Modernizacyjnym oraz w środkach z ETS, które, jak zarzucił, „władza PiS-u wydała na inne cele”.
Witold Strzelecki ocenił FST jako dobry sygnał, ponieważ kieruje wsparcie do regionów wysokoemisyjnych, choć zgodził się, że środków powinno być więcej. Zwrócił przy tym uwagę na trwające negocjacje budżetu UE na lata 2028-2034, podkreślając, że to kluczowy moment, by fundusze trafiały tam, "gdzie ta transformacja energetyczna jest najtrudniejsza, czyli między innymi do Polski, a nie wyłącznie do Europy Zachodniej".
Debata w studiu Euronews obnażyła fundamentalny dylemat polskiej transformacji. Z jednej strony panuje zgoda co do nieuchronności zmian (podyktowanych ekonomią i globalnymi trendami), z drugiej – brak jest porozumienia co do tempa i kosztów. Czy rozwiązaniem jest pilne zawieszenie unijnych obciążeń, jak ETS, by ratować przemysł, czy też szybsze inwestowanie w OZE i atom, by dogonić światową czołówkę? Czy uda się znaleźć polską drogę, która pogodzi te dwa żywioły, zanim będzie za późno? To pytanie pozostaje otwarte.
"Bruksela, moja miłość?" to nowy, cotygodniowy program Euronews. Zapraszamy do kontaktu na brukselamojamilosc@euronews.com lub przez nasze media społecznościowe.