Głowni kandydaci na kanclerza próbowali zdobyć ostatnie głosy na wiecach przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się już w tę niedzielę.
Olaf Scholz z Partii Socjaldemokratycznej i Friedrich Merz z Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej przemawiali do zwolenników, wyrażając swoje opinie na tematy, które rozgrzały debatę publiczną przed wyborami.
Obydwoje komentowali m.in. obecną politykę Donalda Trumpa czy kwestię wojny w Ukrainie.
Friedrich Merz, przemawiając w mieście Oberhausen, powiedział, że powrót Trumpa do Białego Domu grozi "całkowitym przekształceniem mapy świata". Mówił też, że jest to jednocześnie szansa dla Niemiec na wzmocnienie kraju i zmniejszenie swojej zależności od Stanów Zjednoczonych.
Podczas wiecu zadeklarował, że jego partia zrobi wszystko, by pomóc Ukrainie wygrać wojnę i będzie wspierać Ukrainę militarnie i finansowo.
W podobnym tonie wypowiadał się Olaf Scholz, który ogłosił, że jego partia nie "zostawi Ukrainy samej sobie". Stwierdził też, że nie pozwoli na narzucenie jej żadnego porozumienia z góry, po tym jak Donald Trump polecił swojemu gabinetowi prowadzenie bezpośrednich negocjacji pokojowych z Władimirem Putinem, wyłączając z rozmów Ukrainę.
Obecny kanclerz Niemiec potępił również Waszyngton za mieszanie się w niemiecką politykę i krytykowanie niemieckich praktyk.
Wybory parlamentarne w Niemczech odbędą się w niedzielę. Według ostatnich sondaży największe szanse na wygraną ma Friedrich Merz. Na drugim miejscu jest skrajnie prawicowa partia AfD z Alice Weidel na czele.