Choć opozycja na Białorusi działa w większości w podziemiu, ludzie przygotowują się i „będą gotowi” obalić reżim, gdy tylko będzie to możliwe – mówi w Euronews liderka białoruskiej opozycji.
Prezydent Rosji Władimir Putin pragnie nie tylko aneksji terytoriów na Ukrainie, ale także obecności lojalnych reżimów wokół granic Rosji oraz pełnej rusyfikacji niektórych narodów – mówi liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska w rozmowie z dziennikarką Euronews Sashą Vakuliną.
Cichanouska dodała, że choć ruch opozycyjny na Białorusi musiał w większości zejść do podziemia, oznacza to jedynie, że ludzie przygotowują się do powstania w odpowiednim momencie.
„Oczywiście, coś może się wydarzyć w Rosji, Łukaszenka będzie słabszy, a ludzie znów powstaną. Wiesz, to może być zwycięstwo Ukrainy. To również osłabi Putina i Łukaszenkę. Ale zmiany w Rosji mogą zacząć się od zmian na Białorusi” – uważa Cichanouska.
„Jest większa możliwość zmiany władzy w Białorusi niż w Rosji. Wszystkie te ciągłe represje, przez które przechodzimy od czterech, prawie pięciu lat nie sprawiły, że ludzie zapomnieli, wybaczyli lub zaprzeczyli swoim proeuropejskim, prodemokratycznym poglądom” – dodaje opozycjonistka.
Według Centrum Obrony Praw Człowieka Wiosna ponad 50 tysięcy osób zostało zatrzymane z przyczyn politycznych po masowych protestach, które wybuchły po wyborach prezydenckich w sierpniu 2020 roku, a co najmniej 5 472 osoby usłyszało wyroki. Wybory oficjalnie wygrał Łukaszenka. Opozycja uważa, że wyniki były sfałszowane a prawdziwą zwyciężczynią jest Cichanouska.
„Nasz ruch wewnątrz kraju, oczywiście zszedł głównie do podziemia. Ale oczywiście nie zniknął. Dlaczego Łukaszenka nadal codziennie zatrzymuje ludzi? Każdego dnia zatrzymuje 15-20 osób, ponieważ wie, że gdy przestanie, na ulicach pojawią się masowo ludzie” – mówi liderka białoruskiej opozycji. „Oznacza to, że ludzie przygotowują się i będą gotowi, gdy pojawi się taka możliwość”.
Łukaszenka w styczniu ponownie wygrał wybory prezydenckie, zapewniając sobie siódmą kadencję. Państwa zachodnie twierdzą, że wybory były pozorowane a przedstawiciele białoruskiej opozycji nazywają je wręcz "bez-wyborami".