Siostry Bui wraz z przyjazdem do Polski zaczęły odkrywać tajemnice polskiego romantyzmu - tak innego od tego, który znały z Francji! Fascynacja Mickiewiczem, doprowadziła je do mitologii słowiańskiej. Julia i Mai odkrywają znaczenie swojej zimowej baśni i starej ukraińskiej pieśni.
Siostry wychowały się na południu Francji. Do Polski przyjechały w wieku licealnym. Ich ojciec pochodzi z Dalekiego Wschodu, matka - z Europy. Wcześniej nie znały świata słowiańskiego, ale gdy przyjechały do Polski, ten je po prostu zachwycił.
"To jest Julia, moja siostra. Julia Bui. Julia jest tancerką, jest choreografką, uczy w Warszawskiej Szkole Filmowej, jest reżyserką, jest artystką, skończyła ASP, wygrała mistrzostwa Francji w kung-fu i prowadzi szkołę z wachlarzami bojowymi" - tak siostrę przedstawia Mai Bui. "Mai Bui Ngoc. Mai jest architektką, projektuje wielkie budynki i jest osobą, która tworzy na nowo Warszawę. Natomiast razem robimy filmy. Mai jest operatorką" - rewanżuje się Julia.
Julia i Mai łączą swoją fascynację słowiańszczyzną ze wszystkimi interesującymi je rodzajami sztuki.
Świtezianka, kung fu i szukanie tożsamości
W liceum przerabiały "Świteziankę" Adama Mickiewicza. To było ich pierwsze spotkanie z polskim wieszczem narodowym. Od razu zauważyły plastyczność, z jaką Mickiewicz opisywał nimfy wodne, zjawy i duchy. "I romantyczną miłość!" - wołają obie. To właśnie ta ballada, pierwszy raz opublikowana w zbiorze "Ballady i romanse" w 1822 roku w Wilnie, jako część I tomu "Poezyj", jej symbolika i legendarne nimfy wodne, żyjące w jeziorze Świteź (obecnie na Białorusi), dały siostrom inspirację do szukania głębiej. Zdziwiło je, że jeszcze nikt nie zekranizował tak plastycznej opowieści.
"To, co nas zafascynowało, to jest ten polski romantyzm. We Francji poznałyśmy francuski romantyzm, który jest zupełnie inny. W Polskim romantyzmie bardzo czuć tę atmosferę, tę tęsknotę. Długo nie wiedziałyśmy, o co chodzi, dlaczego to nas dotyka, tak porusza. Później zrozumiałyśmy, że w momencie, kiedy romantyzm egzystował w Europie, Polska wtedy nie istniała na mapie świata. I ta Polska krzyczała o swój byt w taki prawdziwy, romantyczny sposób, który nas też dotknął, bo my też nie do końca wiemy, kim jesteśmy. Bo nasz ojciec jest z Dalekiego Wschodu, matka jest z Europy, wychowałyśmy się na południu Francji, więc cały ten miks spowodował, że szukając tej tożsamości, zastanawiałyśmy się, gdzie ona jest" - tłumaczy reżyserka.
Jak przekonuje Julia Bui, gdy zaczęły pracę nad "Świtezianką" zachwycały się sposobem Mickiewicza na opowiadanie czegoś tajemniczego, czegoś nieznanego. Wtedy siostry zaczęły wgłębiać się w mitologię słowiańską. "Mickiewicz wtedy, w romantyzmie, odkopał, odgrzebał stare wierzenia, które przestawały istnieć, ale zostały gdzieś tam na wsiach" - precyzuje artystka.
„Opowiem ci tajemnicę”
Ta fascynacja rozpoczęła się ponad sześć lat temu. "Mitologia słowiańska, w porównaniu do innych mitologii z Europy, to ona jest jeszcze taka tajemnicza, jest tak mało o niej wiadomo, tak mało zostało zapisane, że w tym jest jakaś niesamowita tajemnica. To jest fajne, bo można to odkrywać" - cieszy się Mai.
Właśnie to najbardziej uwiodło siostry. Według Julii jest różnica między „opowiem ci coś”, a „opowiem ci tajemnicę”. "Od razu chcesz wiedzieć! To samo z mitologią słowiańską. Ona jest jeszcze nieznana, niezbadana, ciężko ją tak naprawdę naukowo dobrze określić. Znamy tożsamość nordycką, znamy celtycką, znamy mitologię grecką, a co ze słowiańską? To jest ten czas, to jest ten moment, kiedy rzeczywiście ta słowiańszczyzna, ona zaczyna wybijać, zaczyna wychodzić. Polska kultura nie zaczęła się w momencie, kiedy był chrzest Polski. Zaczęła się o wiele, wiele wcześniej".
Walka światła z ciemnością
Jak mówi Mai, katolickie święta, które obchodzimy, mają wiele wspólnego z kulturą słowiańską: "To jest bardzo fajne, kiedy odkrywa się pierwotną tradycję tego wszystkiego i jak to zostało przez historię przeinaczone".
Siostry zaczęły odkrywać i przedstawiać symbole, które są uznawane za bożonarodzeniowe, ale swoje korzenie mają w starych słowiańskich zwyczajach.
"W Polsce ważne jest, by zacząć wieczór od dzielenia się opłatkiem, a kiedyś, zanim kultura chrześcijańska przyszła, to się dzielono chlebem" - tłumaczy Julia. "Bardzo ważny jest ogień i światło. I mamy coś takiego, że na Wigilii zawsze powinny być świeczki, nie ma stołu wigilijnego bez świeczek. Okazuje się, że to ma bardzo głębokie korzenie. Kiedyś obchodzono Szczodre Gody. To była walka światła z ciemnością, gdzie światło wygrywa". Chodzi o najkrótszy dzień w roku z 21 na 22 grudnia. Dzień zaczyna być od tej nocy dłuższy, więc światło zwycięża.
"Kolędnicy, to też nam [w Polsce - przyp. red.] się wydaje, że to jest bardzo katolicka tradycja, a tak naprawdę ona wywodzi się ze wcześniejszych obrzędów" - tłumaczy dalej Julia. "Kolędnicy mieli maski, chodzili od domu do domu i śpiewali albo opowiadali baśnie po to, żeby dać poczucie, że to będzie lepszy rok i dawali wróżby, dawali to szczęście. Te wszystkie elementy, które do dziś mamy w naszych świętach polskich, to są elementy czerpane jeszcze sprzed chrześcijańskiej tradycji".
Dla reżyserki bardzo istotnym symbolem w "Zimowej opowieści" jest dziewczynka z gwiazdką. Zagrała ją jej siostrzenica.
Tak samo silną potrzebę zobrazowania tradycji miała Julia, gdy zobaczyła kolędników. Jak tłumaczą siostry, kiedyś uosabiali oni postaci poza światem, byli mistycznymi stworami, które zakładały maski po to, żeby przyjść z innego świata do naszego, żeby dać nam nowy początek.
"Zawsze to, co robimy, jest bardzo mocno przestudiowane, we wszystkim, co pokazujemy, ważna jest symbolika, więc żaden element nie jest wymyślony, zawsze jest zainspirowany czymś, co faktycznie istniało" - podkreśla Mai.
Nie wiesz, że znasz starą ukraińska pieśń
Przez ostatnie lata bardzo popularna stała się stara ukraińska pieśń Szczedryk. To jedna z najbardziej znanych kompozycji Mykoły Łeontowycza. Szczedriwki, czyli zimowe ukraińskie pieśni obrzędowe, były inspiracją dla utworu.
Julia Bui poznała ją dawno temu, w czasach, gdy pracowała w Gardzienicach. "Była tam niejaka Marianka Sadowska, wspaniała ukraińska pieśniarka. Absolutnie niesamowita, która znała bardzo dużo tradycyjnych ukraińskich pieśni. I między innymi znała Szczedryka i ona kiedyś pokazała mi tę pieśń. Ja absolutnie się zachwyciłam. Później zauważyłam, że ten utwór istnieje też w angielskiej wersji. To jest ukraińska pieśń, bardzo bożonarodzeniowa, natomiast nienawiązująca do urodzenia Jezusa Chrystusa. Bo Szczerdyk, jest to pieśń, która jest śpiewana na Szczodre Gody, czyli dokładnie w tym samym czasie. Jest śpiewana z okazji tego święta i jest czysto ludowa. Powstała przed Kościołem" - tłumaczy reżyserka. Teraz utwór jest także tłem dla ich "Zimowej opowieści", a wykonuje go Academic Choir of the National Radio of Ukraine.
Mai Bui dodaje natychmiast, że pieśń zyskała na popularności po wybuchu wojny w Ukrainie. "Wtedy to się rozsypało" - mówi operatorka.
Szkoła wojowniczek
Julia jest twórczynią szkoły wachlarzy bojowych. Sama wymyśliła ten taniec i od osiemnastu lat zbiera wokół siebie kobiety-wojowniczki. "Wtedy bardzo ważne było dla mnie, żeby stworzyć taką przestrzeń dla kobiet, gdzie czujemy się na tyle swobodnie, że możemy wyrażać swoje emocje poprzez ciało. Ale to, co było dla mnie super ważne, to było to, żeby tym dziewczynom pokazać, że my możemy być wojowniczkami i będąc wojowniczkami, nie tracić swojej kobiecości. Więc stworzyłam taniec, w którym ukryta jest sztuka walki i przychodziły do mnie dziewczyny, które są wojowniczkami" - z pasją opowiada tancerka.
To właśnie z tymi dziewczynami siostry Bui tworzą swoje filmy. "Bo jak my robimy z Mai jakiś plan zdjęciowy, to pytamy: ej dziewczyny, chcecie brać udział? A one mówią: yeah, dajemy i walczymy!" - śmieje się Julia. "To jest fajna grupa, to jest tyle dobrej energii" - potwierdza Mai.
Julia swoje plany zdjęciowe nazywa piaskownicą dla dorosłych. "Przychodzimy, bawimy się, przebieramy, zakładamy maski, tańczymy wokół ogniska i tam jest naprawdę prawdziwa radość z tej sytuacji. Jak ktoś by zobaczył z boku, to by pomyślał: o, jacyś dziwni ludzie się dziwnie bawią".
Odgrzebywanie słowiańszczyzny
Julia i Mai Bui otrzymały stypendium Ministra Kultury, z którego będą finansowały cykl opowieści na temat słowiańskich bogów. "To jest to, co jest najwspanialsze w tym wszystkim, że przez to, że jest tak mało informacji, nasze interpretacje są bardzo… nasze. I my bardzo mocno zaznaczamy, że inspirujemy się, bo nie wiemy, jak to było tak naprawdę" - wyjaśnia Julia. "Będziemy robić w styczniu postać Welesa, mamy za zadanie opowiedzieć o nim. Jaki on był? Tego nikt nie wie, więc będziemy szukać. Dużo czytamy, a potem to wychodzi od nas".
Reżyserka cieszy się na każde spotkanie z mitologią słowiańską. "To jest niesamowite, to jest tak mistyczne, takie magiczne, to jest naprawdę coś kulturowego, co mamy w Polsce, które do dziś istnieje. Szkoda by było, żeby to przestało istnieć. To jest takie polskie, polskie - z tych ziem".