W niedzielę na Białorusi odbędą się wybory prezydenckie, które z pewnością przedłużą 30-letnie rządy "ostatniego dyktatora Europy".
W niedzielę na Białorusi odbędą się wybory prezydenckie, które w rzeczywistości będą procedurą przedłużenia władzy Aleksandra Łukaszenki, który jest głową państwa od 1994 roku.
W poprzednich wyborach w 2020 roku został on ogłoszony zwycięzcą z 80 proc. głosów. Wywołało to oskarżenia o oszustwa, miesiące masowych protestów i surowe represje z tysiącami aresztowań i falą emigracji przeciwników reżimu.
Tym razem Łukaszenka przeniósł datę wyborów z ciepłego sierpnia na zimny styczeń w nadziei, że demonstranci nie wyjdą ponownie na ulice. Chociaż nawet przy sprzyjającej pogodzie mało kto odważy się teraz publicznie protestować przeciwko potężnej dyktaturze. Wszyscy prawdziwi przeciwnicy polityczni 70-letniego władcy są albo w więzieniu, albo na wygnaniu. Jest więc niemal pewne, że siódmą kadencję zdobędzie jedyny prezydent, znany większości mieszkańców postsowieckiej Białorusi.
"Ostatni dyktator Europy"
Łukaszenka ma bliskie związki z Moskwą i prezydentem Rosji Władimirem Putinem, który jest u władzy od ćwierć wieku.
Były dyrektor PGR-u, został wybrany w 1994 r. na fali gniewu społecznego z powodu katastrofalnego spadku poziomu życia po chaotycznych i bolesnych reformach rynkowych, jednocześnie obiecując walkę z korupcją.
Przez cały okres swoich rządów Łukaszenka polegał na dotacjach i wsparciu politycznym ze strony Rosji, pozwalając jej na wykorzystanie terytorium Białorusi do inwazji na Ukrainę w 2022 r., a następnie zgadzając się na przyjęcie rosyjskiej taktycznej broni jądrowej.
Na początku swoich rządów Łukaszenka został nazwany "ostatnim dyktatorem Europy" - ze względu na brutalne tłumienie sprzeciwu i regularne przedłużanie rządów poprzez wybory, których Zachód nie uważa ani za wolne, ani uczciwe.
Otwarty wielbiciel Związku Radzieckiego przywrócił kontrolę nad gospodarką w stylu radzieckim i porzucił symbole narodowe, przywracając radziecką flagę i herb. Białoruś nadal oficjalnie obchodzi Dzień Rewolucji Październikowej 7 listopada. Białoruskie tajne służby zachowały swoją sowiecką nazwę KGB i jest to jedyny kraj w Europie, w którym kara śmierci wykonywana jest strzałem w tył głowy.
Negocjując większe dotacje z Kremlem, Łukaszenka okresowo próbował udobruchać Zachód poprzez złagodzenie represji. Te umizgi zakończyły się po brutalnym stłumieniu protestów po wyborach w 2020 roku. Fałszerstwo, oczywiste dla wielu, wywołało miesiące masowych demonstracji, które stały się największymi w historii Białorusi.
Władze odpowiedziały masową rozprawą, w której aresztowano ponad 65 tys. osób, tysiące zostało pobitych przez milicję, a setki niezależnych mediów i organizacji pozarządowych zostało zamkniętych i zdelegalizowanych, co skłoniło Zachód do nałożenia sankcji.
Czołowi działacze opozycji zostali uwięzieni lub uciekli z kraju. Według obrońców praw człowieka, na Białorusi za kratkami przebywa około 1300 więźniów politycznych, w tym laureat Pokojowej Nagrody Nobla Aleś Bialacki, założyciel wiodącej grupy praw człowieka Viasna.
W ostatnich miesiącach Łukaszenka ułaskawił 250 więźniów politycznych. Jednak ułaskawienia te mają miejsce w kontekście nasilonych represji mających na celu wykorzenienie wszelkich pozostałych oznak sprzeciwu. Setki osób zostało aresztowanych w nalotach na krewnych i przyjaciół przeciwników reżimu przebywających w więzieniach lub na wygnaniu.
W przeciwieństwie do wyborów w 2020 r., Łukaszenka ma teraz do czynienia tylko z kandydatami technicznymi.
"Politycy, którzy kiedyś odważyli się rzucić wyzwanie Łukaszence, teraz dosłownie gniją w więzieniu w warunkach tortur, nie ma z nimi kontaktu od ponad roku, a niektórzy z nich są w bardzo złym stanie" - powiedział Pavel Sapelko, rzecznik Viasny.
Wygnana liderka opozycji Swietłana Cichanouska, która sprzeciwiła się Łukaszence w wyborach w 2020 r., a następnie została zmuszona do ucieczki z kraju, powiedziała, że obecne wybory są farsą i wezwała Białorusinów do głosowania przeciwko wszystkim kandydatom. Jej mąż, aktywista Siergiej Cichanouski, próbował kandydować cztery lata temu, ale został wtrącony do więzienia, gdzie nadal przebywa.
Pod parasolem nuklearnym
W grudniu 2024 r. Łukaszenka i Putin podpisali pakt, który dawał Białorusi "gwarancje bezpieczeństwa", w tym możliwość użycia rosyjskiej broni jądrowej.
Pakt został podpisany po tym, jak Moskwa dokonała przeglądu swojej doktryny nuklearnej, po raz pierwszy umieszczając Białoruś pod rosyjskim parasolem nuklearnym w obliczu napięć z Zachodem w związku z wojną na Ukrainie.
Łukaszenka twierdzi, że Białoruś posiada dziesiątki rosyjskich taktycznych pocisków nuklearnych stacjonujących w kraju. Ich rozmieszczenie zwiększa zdolność Rosji do uderzenia na Ukrainę i jej sojuszników z NATO w Europie.
Poprosił również Putina o rozmieszczenie na terytorium Białorusi rosyjskich pocisków hipersonicznych Oresznik, po raz pierwszy użytych w listopadzie na Ukrainie. Rosyjski prezydent obiecał dostarczyć je w drugiej połowie 2025 roku, przy czym pociski będą pod kontrolą Moskwy, a Mińsk wybierze cele.