Nowa rzeczywistość w Syrii może okazać się korzystna dla niektórych aktorów i szkodliwa dla innych - i nie ma prostego wyjaśnienia, tak jak nigdy nie było przez ostatnie 13 lat.
Prawdopodobnie niewielu przewidziało to, co miało się wydarzyć w Damaszku.
Niecałe dwa tygodnie temu rebelianci Hayat Tahrir al-Sham (HTS), przeciwni reżimowi Baszara al-Assada, dokonali w Syrii błyskawicznych zdobyczy, jakich nie widziano od wybuchu wojny domowej w tym pogrążonym w konflikcie kraju w 2011 roku.
27 listopada HTS rozpoczęło niespodziewaną ofensywę z Idlib na Aleppo. Zaledwie dwa dni później bojownicy wkroczyli do drugiego co do wielkości miasta w Syrii.
W ubiegły czwartek HTS przejął kontrolę nad Homs, ośrodkiem przemysłowym i miastem o znaczącej symbolice dla syryjskiego powstania. Zaledwie dwa dni później HTS dotarł na obrzeża stolicy Syrii, Damaszku, prowadząc wymianę ognia z oddziałami al-Assada.
Niecałe 24 godziny później Damaszek wpadł w ręce HTS, oznaczając koniec rządów Baszara al-Assada.
Obalenie rodziny, która rządziła Syrią przez 53 lata, z dnia na dzień okazało się niezwykle prostym przedsięwzięciem, co było szokiem zarówno dla Syryjczyków, jak i obserwatorów.
Syria była rządzona przez dynastię al-Assadów od czasu dojścia do władzy Hafeza al-Assada w 1971 roku, który rządził krajem Bliskiego Wschodu aż do swojej śmierci w 2000 roku.
Następnie władzę przejął jego syn, Baszar al-Assad, który pozostał u władzy aż do niedzieli, kiedy to wsiadł do samolotu i poleciał do Moskwy, gdzie jego wniosek o azyl polityczny został zatwierdzony z powodów, które Kreml uznał za "humanitarne".
Al-Assad trzymał się u władzy przez prawie 13 lat pomimo lat walk i nagle się poddał, więc co się stało? A co ważniejsze, jak to się stało? I być może najważniejsze, kto może zyskać lub stracić na nowej rzeczywistości politycznej w Syrii?
Jak do tego doszło?
Syryjska wojna domowa była, pod każdym względem, mikrokosmosem globalnego konfliktu skoncentrowanego na obszarze porównywalnym do połowy wielkości Niemiec.
Ten ogarnięty wojną kraj był kluczowym polem bitwy dla wojny proxies podporządkowanych dwóm dominującym blokom: Zachodowi kierowanemu przez USA oraz Wschodowi kierowanemu przez Rosję i Iran. W 2011 roku, gdy w Syrii wybuchły walki, globalne napięcia szybko zaczęły przypominać czasy zimnej wojny.
W 2014 r. prezydent USA Barack Obama i premier Turcji Recep Tayyip Erdoğan, który od tego czasu pozostaje u władzy jako prezydent, zawarli porozumienie w sprawie "szkolenia i wyposażenia" umiarkowanej syryjskiej opozycji w walce z administracją al-Assada i tak zwanymi ekstremistami z Państwa Islamskiego (IS).
Jednak po przeznaczeniu na ten cel 500 milionów dolarów i braku jakichkolwiek pozytywnych rezultatów, władze w Waszyngtonie rozczarowały się swoim zaangażowaniem.
Konsekwentny ruch Obamy, aby wyciągnąć wtyczkę z programu, okazał się później szkodliwy dla dwustronnych stosunków między Turcją a Stanami Zjednoczonymi, przy czym ta pierwsza uznała wsparcie USA na rzecz kierowanych przez Kurdów Ludowych Jednostek Ochrony (YPG) za egzystencjalne zagrożenie ze względu na postrzeganą bliskość grupy z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK), która prowadziła 40-letnią wojnę partyzancką przeciwko państwu tureckiemu.
Ponieważ "umiarkowanym rebeliantom" nie udało się poczynić żadnych znaczących postępów w walce z tak zwanym IS, Stany Zjednoczone nadal intensywnie zbroiły i dostarczały dane wywiadowcze YPG, która później zmieniła nazwę na Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF), próbując przekonać turecką opinię.
Rebranding nie zadziałał, a tureckie wojsko zorganizowało kilka wtargnięć do Syrii przeciwko siłom SDF i IS, ustanawiając strefy buforowe na granicy.
Siły SDF wspomagane przez naloty pod dowództwem USA okazały się kluczowe w wymazaniu Państwa Islamskiego z mapy, a w Syrii istniały obecnie mniej więcej cztery luźno połączone obszary kontroli: obszary kontrolowane przez tureckie wojsko na północy, obszary kontrolowane przez SDF na północnym wschodzie, Idlib i okoliczne obszary pod kontrolą rebeliantów, którzy stracili wsparcie USA, ale mimo to zachowali Turcję, oraz administracja al-Assada trzymająca stolicę Damaszek i twierdze mniejszości alawickiej Latakię i Tartous.
Dzięki temu, że Rosja i Iran mocno wspierały rząd al-Assada na tych obszarach, odpowiednio za pomocą nalotów i szyickich milicji, obalony obecnie siłacz zdołał utrzymać się na tronie przez ponad dekadę, aż do swojego lotu do Moskwy w niedzielę.
Kto może stracić?
Jeden z kluczowych czynników nagłego upadku administracji al-Assada leży dalej na północy, w Ukrainie.
Rosja od prawie trzech lat prowadzi brutalną wojnę przeciwko swojemu sąsiadowi, którą Moskwa postrzega jako kluczową dla jej długoterminowych interesów.
Oznacza to, że prezydent Rosji Władimir Putin albo nie miał możliwości, albo nie uznał za wykonalne przeznaczenie tak bardzo potrzebnych zasobów na wsparcie i utrzymanie al-Assada u władzy.
Ponieważ wybrzeże Morza Śródziemnego w Syrii, gdzie znajduje się kluczowa rosyjska baza morska Tartous, również znajduje się pod kontrolą opozycji, nie wiadomo jeszcze, czy Kreml będzie w stanie utrzymać swój wpływ wojskowy na kraj, w który inwestował przez dziesięciolecia.
Oficjalna rosyjska agencja prasowa TASS poinformowała w poniedziałek, że siły opozycyjne nie planują ataku na bazę, a operacje Moskwy są kontynuowane jak zwykle.
Drugi główny zwolennik administracji al-Assada, Iran, również nie mógł pomóc, ponieważ był mocno zaangażowany w wiele konfliktów w całym regionie, w tym wspieranie bojowników Hezbollahu w Libanie i różnych grup szyickich w Iraku i Jemenie.
Izraelska wojna w Strefie Gazy i Libanie dodatkowo nadwyrężyła możliwości Iranu. Upadek al-Assada można śmiało uznać za znaczący cios dla tego, co Iran nazywa "Osią Oporu", której celem jest przeciwdziałanie wpływom Izraela i Zachodu w regionie.
To powiedziawszy, można bezpiecznie założyć, że Rosja i Iran nie doceniły tego, co wydarzyło się w Damaszku - nie wiadomo jeszcze, czy będzie to miało większe konsekwencje dla tych dwóch antyzachodnich aktorów.
Królowie w grze (z zastrzeżeniami)
Tymczasem premier Izraela Benjamin Netanjahu pozytywnie ocenił wynik wojny w Syrii w opublikowanym w niedzielę nagraniu wideo, nazywając obalenie al-Assada "bezpośrednim wynikiem działań Izraela w regionie" i chwaląc Syryjczyków za obalenie go.
Usunięcie al-Assada z urzędu może okazać się korzystne dla trwających działań wojennych Izraela przeciwko Iranowi i może wydawać się, że Izrael faworyzuje twardogłową grupę sunnicką u władzy w Syrii.
Jednak HTS jest w istocie rebrandingiem Dżabhat al-Nusra, który jest odgałęzieniem samej Al-Kaidy i jest znany ze swojego sprzeciwu wobec istnienia państwa Izrael.
Z drugiej strony, Turcja wyszła jako wyraźny zwycięzca po usunięciu al-Assada. Chociaż Ankara uważa HTS za grupę terrorystyczną na papierze, oświadczenia Erdoğana i ministra spraw zagranicznych Hakana Fidana wskazują, że rząd turecki z zadowoleniem przyjął koniec rządów al-Assada.
Turecki rząd już otwarcie wspiera Syryjską Armię Narodową (SNA) w północnej Syrii w walce z siłami al-Assada i SDF, więc nie byłoby przesadą zakładać, że Turcja będzie dążyć do ośmielenia swoich stosunków z nowym syryjskim rządem.
Bez wątpienia będzie miał na niego duży wpływ dzięki 13-letniemu sprzeciwowi wobec al-Assada, pomijając ostatnie sześć miesięcy, w których Erdoğan próbował pojednać się z reżimem w Damaszku, co obalony syryjski przywódca wówczas odrzucił.
Wciąż nie jest jasne, czy Stany Zjednoczone wygrają, czy przegrają na nowej rzeczywistości na Bliskim Wschodzie.
Na papierze rzeczywiście wydaje się, że malejące wpływy Rosji w Syrii byłyby korzystne dla USA - ale drugą stroną jest to, że Izrael może spotkać się z wrogością ze strony HTS. Twardy rząd Netanjahu szybko przejął strefę buforową między Wzgórzami Golan a Syrią po tym, jak wojska al-Assada opuściły swoje pozycje ze względu na taką perspektywę.
Biorąc pod uwagę, że Stany Zjednoczone uważają bezpieczeństwo Izraela za jeden ze swoich głównych priorytetów, byłoby niemożliwe, aby nadchodząca administracja Donalda Trumpa zignorowała Syrię po obaleniu al-Assada.