Szef brytyjskiego rządu pierwszy raz publicznie i wyraźnie przyznaje, że byłby skłonny wysłać wojska pokojowe do Ukrainy.
Premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer powiedział w niedzielę, że byłby gotów wysłać brytyjskie wojska do Ukrainy, gdyby Moskwa zgodziła się na porozumienie wymagające obecności europejskich sił pokojowych.
To pierwszy raz, kiedy brytyjski przywódca wyraźnie powiedział, że byłby skłonny wysłać brytyjską armię do Ukrainy i ma to miejsce tuż przed nadzwyczajnym spotkaniem europejskich przywódców w Paryżu.
Starmer ma wziąć udział w paryskim spotkaniu.
W komentarzu dla Daily Telegraph, Starmer przyznał, że wysłanie wojsk pokojowych do Ukrainy wiąże się z ryzykiem "narażenia ich na niebezpieczeństwo", ale kryzys jest "egzystencjalną" kwestią dla Europy i "momentem, który zdarza się raz na pokolenie".
Powiedział również, że Wielka Brytania jest gotowa odgrywać wiodącą rolę w obronie i bezpieczeństwie Ukrainy, w tym przeznaczając 3 miliardy funtów (3,6 miliarda euro) rocznie do 2030 roku.
Jego komentarze pojawiły się po burzliwym tygodniu wystąpień urzędników nowej administracji Trumpa, podczas których sugerowali oni, że Stany Zjednoczone zmniejszą swoje zobowiązania obronne w Europie i popchną do przodu rozmowy pokojowe z Rosją bez udziału europejskich przywódców.
Specjalny wysłannik prezydenta USA Donalda Trumpa ds. Ukrainy i Rosji, Keith Kellogg, powiedział w sobotę, że jest mało prawdopodobne, aby Europa zajęła miejsce przy stole negocjacyjnym w rozmowach pokojowych między Rosją a Ukrainą.
Dodał jednocześnie, że "europejski sojusz" byłby "krytyczny" dla zapewnienia suwerenności Ukrainy.
W zeszłym tygodniu Trump i sekretarz obrony USA Pete Hegseth zasugerowali, że nie są zbytnio zainteresowani zwrotem terytoriów okupowanych przez Rosję do Kijowa lub długo utrzymywanymi aspiracjami Ukrainy do NATO - obie kwestie są z kolei kluczowe dla prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i jego planu porozumienia pokojowego.
Oczekuje się, że przedstawiciele administracji USA i ich rosyjscy odpowiednicy spotkają się w tym tygodniu w Arabii Saudyjskiej na rozmowach. Nastąpiło to po rozmowie telefonicznej między Trumpem a jego rosyjskim odpowiednikiem Władimirem Putinem, która zniweczyła trzyletnie wysiłki USA mające na celu izolację rosyjskiego przywódcy.
Ich komentarze sprawiły, że europejscy przywódcy starają się zrozumieć, w jaki sposób kontynent mógłby przyczynić się do procesu pokojowego.
Koncepcja wysłania europejskich oddziałów pokojowych do Ukrainy w przypadku zawarcia porozumienia pokojowego nie jest nowa. Po raz pierwszy został on zaproponowany przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który odmówił wykluczenia umieszczenia francuskich żołnierzy w terenie do Ukrainy na początku 2024 roku.
Od tego czasu plan ten po cichu zyskał na popularności, choć szczegóły dotyczące tego, jak takie siły mogłyby wyglądać i kto wziąłby w nich udział, są skąpe.
Wielkość, skład i rola potencjalnych europejskich sił pokojowych byłyby również uzależnione od rodzaju osiągniętego porozumienia pokojowego, wielkości linii frontu oraz liczby sił ukraińskich i rosyjskich po obu stronach.
W swoim artykule Starmer powtórzył apele urzędników USA i UE z weekendu, że narody europejskie muszą "zwiększyć wydatki na obronę" i przyjąć "większą rolę" w sojuszu wojskowym NATO.
Na początku 2024 r. ośmiu z 30 europejskich członków NATO nie osiągnęło celu wydawania 2% PKB na obronność.
Wielka Brytania wydaje obecnie około 2,3% swojego PKB na obronność i zobowiązała się do zwiększenia wydatków na obronność do 2,5% gospodarki - chociaż laburzystowski rząd Starmera nie podał ram czasowych dla tego celu.
Po spotkaniu światowych przywódców na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w weekend, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła, że zaproponuje aktywację klauzuli korekcyjnej w przepisach fiskalnych bloku dotyczących wydatków na obronność.
Środek ten pozwoliłby kilku państwom członkowskim UE na zwiększenie wydatków na obronność bez konieczności przestrzegania ściśle kontrolowanych limitów deficytu budżetowego.
Do Starmera dołączą w poniedziałek w Paryżu przywódcy Niemiec, Włoch, Polski, Hiszpanii, Holandii i Danii, a także Ursula von der Leyen i szef NATO Mark Rutte.