Komentarze Donalda Trumpa o planie przejęcia przez USA kontroli nad Gazą wybrzmiały zaledwie kilka tygodni po ogłoszeniu umowy o rozejmie między Izraelem a Hamasem.
W zeszłym tygodniu prezydent USA Donald Trump zszokował świat kiedy powiedział: „USA przejmą Strefę Gazy i zrobimy z nią porządek. Przejmiemy ją na własność”. Trump dodał, że Palestyńczycy w Gazie mogliby na stałe zostać przesiedleni, sugerując, by przenieśli się do Egiptu lub Jordanii. Izraelski minister obrony nakazał wojsku sporządzić ewentualne plany dla mieszkańców, którzy chcą opuścić Strefę Gazy.
Uwagi Trumpa wybrzmiały zaledwie kilka tygodni po tym, jak Izrael i Hamas uzgodnili pierwszy etap umowy o rozejmie, w ramach której zgodzili się zawiesić broń oraz uwolnić izraelskich zakładników w Gazie w zamian za palestyńskich więźniów.
Jednak umowa między obiema stronami nie określa, kto by miał rządzić Strefą Gazy w przyszłości. Ani nie określa, kiedy izraelska blokada przepływu ludzi i towarów zostałaby zniesiona. Dalsze etapy umowy są wciąż negocjowane, i stoją pod znakiem zapytania.
Z perspektywy prawa międzynarodowego, czy komentarze Trumpa mają jakiekolwiek znaczenie?
„Nie ma w tym nic, co jest zgodne z prawem międzynarodowym” - mówi Olivier Corten, profesor prawa międzynarodowego na Université de Bruxelles. „Jedyna rzecz, która mogłaby być zgodna, to coś zupełnie innego, czyli pomoc w rekonstrukcji Gazy, za zgodą mieszkańców, którzy by byli stopniowo przesiedlani troszkę dalej. Jednak nie jest to proste.” - dodaje ekspert.
Według ONZ odbudowa Gazy może zająć ponad 350 lat jeśli blokada zostanie utrzymana.
„Jeśli mowa o przejęciu kontroli nad częścią terytorium kraju bez zgody tego kraju, jest to ewidentnie kompletnie niezgodne z prawem międzynarodowym. To by była okupacja. A od momentu użycia siły, byłaby to nawet agresja” - mówi profesor Olivier Corten.
Choć mało prawdopodobne jest, że Trump wdroży swój plan, prawo międzynarodowe wymagałoby reakcji, w tym poprzez potencjalne sankcje.