Godzinę od Warszawy, w Szuminie nad Bugiem, stoi drewniany dom. Eksperymentalne zrealizowany budynek jest najpełniejszą architektoniczną realizacją idei Formy Otwartej. To wybitny przykład architektury wpisany na listę Iconic Houses Network. Tu mieszkali jego twórcy - Zofia i Oskar Hansenowie.
Kiedy zbliżamy się do domu Hansenów w Szuminie, najpierw widzimy nietypowy mur - nie jest on szczelny, pozwala na "wejście" zewnętrza do wnętrza. Potem zwracamy uwagę na wielki dach w kształcie litery A, dzięki któremu wydaje się, że częścią domu jest też ogród, bo właściwie do niego wchodzi.
"Widzimy różne ujęcia zieleni przez szpary, specjalnie zaprojektowane okna, tworzące w zasadzie ramy tej przestrzeni. Oskar Hansen mówił, że Forma Otwarta to jest rama do patrzenia na świat - mówi Euronews Tomasz Fudala, kurator domu Hansenów w Szuminie.
Poetycka idea Formy Otwartej
Eksperymentalny dom Hansenów to wybitny przykład architektury wpisany na listę Iconic Houses Network, do którego co roku podróżują ludzie z całego świata, m.in. Szwajcarii, Brazylii czy Uniwersytetu w Weneji. Budzi zdumienie i zachwyt.
Sama Forma Otwarta to koncepcja architekta Oskara Hansena, który w latach 50. zaczął wykładać na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i tam musiał się porozumieć z młodymi studentkami i studentami. Wymyślił sposób na gry wizualne, w których posługiwał się pojęciem formy otwartej i zamkniętej.
"Forma otwarta to była ta dobra, właściwa architektura, która stanowi tło dla życia, nie dominuje nas, jest humanistyczna. A forma zamknięta? Najłatwiej sobie wyobrazić taki statyczny, dawny posąg na postumencie, czyli coś centralizującego, zdobywającego nad nami władzę. I potem Hansen to rozwijał, mówił, że forma otwarta to jest ekologia. To jest właśnie rozumienie natury i naszego w niej miejsca. A forma zamknięta to wojna, niszczenie. Czyli to była dosyć poetycka i ogólna teoria, ale realizował ją właściwie przez całe życie w formie różnych gier. No ale też właśnie w swoim domu" - tłumaczy Tomasz Fudala.
Architektura bez budżetu
Wszystko w domu powstało dzięki samodzielnej pracy jej mieszkańców. Jak mówi w rozmowie z Euronews kurator, to miejsce szczególnie ciekawe, bo pokazuje, że aby budować, nie trzeba mieć wielkich pieniędzy. Dom zbudowano z materiałów z recyklingu, materiałów rozbiórkowych, znalezionych desek.
"Największe dzieła architektury mogą powstać ze znalezionego drewna. Z materiałów z odzysku. Z materiałów biednych. Tak naprawdę tutaj budowniczowie nie dysponowali budżetem. I to jest wstrząs dla wielu osób, które tu przyjeżdżają, ale taki pozytywny, bo myślą: wow, czyli można projektować, rysować sobie coś, budować, ale nie wszystko opiera się o wielkie pieniądze, więc to jest wspaniałe" - mówi Tomasz Fudala.
"Tutaj Hansenowie pokazują nam, że można wybitne dzieło zrobić właściwie bardzo tanim kosztem, siłą wyobraźni, kreatywności, no i wielkiego talentu" - dodaje kurator.
Zofia i Oskar Hansenowie
"Zofia Hansen obracała się w kręgu Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, czyli kręgu modernistów, architektów zainteresowanych tym, żeby osiedla były ludzko zbudowane, żeby była zieleń, żeby dzieci mogły się swobodnie bawić i żeby nie najeżdżały na nie samochody" - tłumaczy Fudala.
"On z kolei miał taką możliwość, żeby po wojnie pojechać do Francji i spotkał się tam z Pablo Picasso. Spotkał się i współpracował z Pierre'em Jeanneretem, czyli kuzynem Le Corbusiera. Miał możliwość zobaczenia, jak wygląda Zachód w czasie, kiedy w Polsce był instalowany nowy system, Polska Rzeczpospolita Ludowa, realny socjalizm" - opowiada kurator.
Zofia i Oskar poznali się w 1950 roku na studiach architektonicznych w Warszawie.
Przenikanie
Spotykamy się w Szuminie z Wandą Chróścicką, sąsiadką Hansenów od 40 lat. Mówi nam, że często bywała na herbacie u panii Zofii, a pan Oskar miał poczucie humoru.
Siada na ławeczce przed ich domem. Ta również nie jest przypadkowa. Oskar Hansen postawił ją w celu realizowania dawnych przyzwyczajeń gospodarzy.
"Tutaj odwiecznie stała jakaś ławeczka, bo tą drogą gospodarze jeździli w pole uprawiać i zwykle tutaj właśnie wracająć po robocie zatrzymywali się, gadusiali, zdawali sobie relacje, opowiadali dowcipy. No jak to ludzie. Pan Oskar Hansen stwierdził, że ławeczki zlikwidować nie można. Wybudował przyzwoitą ławeczkę, która dalej miała spełniać podobną rolę, ale nie tylko. Fajnie wyszło, bo ludzie, którzy się tu zatrzymywali, rozmawiali, a w środku Hansenowie siedzieli sobie przy stole na tarasiku i słyszeli się wzajemnie. Hansen słyszał, o czym opowiadają rolnicy. Rolnicy słyszeli, o czym dyskutuje się u Hansenów” - tłumczy pani Wanda.
Dom w Szuminie zaczął powstawać w latach 1968-1970 i właściwie nigdy nie został ukończony. Hansenowie tworzyli go stale, we współpracy z mieszkańcami wsi, ze swoimi przyjaciółmi, z dziećmi.
Pani Wanda wstaje z ławeczki i zaprasza nas do środka. Zwraca nam uwagę na to, jak kolorystycznie skonstruowany jest mur, ten który rzuca się w oczy w pierwszej kolejności.
"Z zewnątrz był szary, z białym pasem, tutaj [w środku] jest absolutnym negatywem - jest biały z szarym pasem. To jest informacja, że jesteśmy już wewnątrz" - tłumaczy.
Żywy dom i praca nocą
Wanda Chróścicka oprowadza nas po kolei po przestrzeni Hansenów. Na całej posesji znajduje się sporo elementów praktycznych w użyciu, a jednocześnie stanowiących aparaty dydaktyczne. Na przykład stół, który ciągnie się przez wnętrze na zewnątrz. Wszystkie jego deseczki są dwubarwne i można je dowolnie układać.
"Kiedyś pan Oskar jak przyszłam do nich na herbatkę, to zaproponował, żebym sobie tak ustawiła kolory na stole, żeby było mi przyjemnie i miło. Innym razem prosił, żebym wyraziła tym nastrój, jaki mam dzisiejszego dnia. Więc to były takie dość trudne zabawy. Natomiast bardzo interesujące" - wspomina pani Wanda.
U Hansenów kolory odgrywały zawsze ważną rolę. "Przede wszystkim ta biel, która się pojawia w różnych punktach. Ona miała rolę informacyjną którędy się poruszać i tak dalej. Natomiast zdarzają się czerwone plamy. Tutaj na przykład przy schodkach do kuchni, trudno nie zauważyć, że tu jest schodek, prawda?" - zauważa sąsiadka Hansenów.
Wchodzimy na pierwsze piętro, żeby zobaczyć pracownię Oskara Hansena. To wspaniały, jasny, przestrzenny pokój z panoramicznym oknem.
"Pan Oskar dnie spędzał albo w sadzie, albo przy gołębniku, albo w garażu. Natomiast wieczorem zapalało się światło i do białego rana przebywał tu. Więc ja myślę, że całą pracę twórczą, swoją projekty i inne rzeczy wykonywał nocą" - mówi z uśmiechem pani Wanda.
Teraz pomieszczenie jest dość puste, ale jak zdradza nam sąsiadka rodziny, w pracowni stały regały po brzegi wypełnione książkami.
Wino, samochód i ptaki
Pani Wanda prowadzi nas z powrotem na dół. Pokazuje toaletę z przeszklonym sufitem. Podobno Zofia Hansen lubiła to miejsce jesienią, bo liście przykrywały je od góry.
Obok widzimy kolejną pracownię, gdzie Oskar Hansen robił meble, dalej gołębnik i garaż, w którym trzymał ukochaną Warszawę, po której została już tylko tablica rejestracyjna.
Patrzymy na ogród. Chróścicka wspomina, że plonem tego małego sadu było wino własnej roboty Hansena. Nie było dobre, ale nikt gospodarzowi tego nigdy nie powiedział.
Sąsiadka pokazuje nam drzewa. "Nie wiem czy wiecie, ale wszystkie te stare drzewa, one są sadzone przez Hansenów i każde z tych drzew ma imię. Tutaj gdzieś rośnie Igor, Alvar, nie wiem dokładnie które to. Natomiast z tamtej strony rośnie lipa Zofia i dąb Oskar" - pokazuje na drugą stronę domu.
To nie skansen
Właścicielem domu Hansenów jest Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które chce utrzymywać go w duchu Formy Otwartej, czyli w procesie. MSN zależy na tym, żeby to było eksperymentalne muzeum, które żyje.
"My nie tworzymy tam takiego muzeum-skansenu, tylko pokazujemy ten dom poprzez działania. Tam się dzieją warsztaty, spotkania wokół książek, przyjeżdżają studentki, studenci i ten dom żyje. Jest takim muzeum, w którym rzeczywiście można wejść do prawdziwej toalety jego właścicieli, zobaczyć, jak jedli, zobaczyć ich osobiste przedmioty, ale też wykonać jakąś grę, wykonać jakieś zadanie plastyczne, architektoniczne" - mówi kurator domu Hansenów.
"Syn Hansenów, Igor Hansen, powiedział, że chce, żeby widzowie trochę na chwilę zamieszkali w tym domu, żeby poczuli się tam dobrze. Posiedzieli, przyjrzeli się wszystkiemu dokładnie i tak jakby wtopili się w tę całą sytuację, którą zaprojektowali jego rodzice" - dodaje Tomasz Fudala.