Prezydent Wspólnoty Walenckiej znalazł się w ogniu krytyki za swoje zachowanie podczas silnych opadów w zeszłym roku. W zeszłym tygodniu, podczas państwowych obchodów ku czci ofiar, Carlos Mazón został wygwizdany i okrzyczany przez członków rodziny, którzy nazywali go "mordercą" i "tchórzem".
Prezydent Wspólnoty Walenckiej Carlos Mazón podał się dziś do dymisji z powodu kontrowersyjnego zarządzania w czasie opadów w październiku 2024 roku. W zeszłym tygodniu został wygwizdany i okrzyczany przez niektórych krewnych ofiar podczas państwowego pogrzebu.
"Mogę zapewnić, że z powodów osobistych już dawno podałbym się do dymisji" - powiedział Mazón podczas wystąpienia w Pałacu Generalitat. "Być może moje odejście pozwoli podejść do tej tragedii z należytym obiektywizmem. "Nie zniosę tego dłużej" - przyznał walencki polityk. "Popełniłem błędy i będę z nimi żył przez całe życie, ale żaden z nich nie wynikał z politycznych kalkulacji" - powiedział.
Mazón, który nie poinformował, kiedy jego rezygnacja wejdzie w życie ani czy planuje zrezygnować z mandatu posła do parlamentu, odniósł się do "następnego prezydenta" Wspólnoty Walencji i przyznał, że "były rzeczy, które można było zrobić lepiej".
Dokonując tego, co nazwał "pierwszą osobistą oceną" swojej administracji, obwinił o powagę tragedii przede wszystkim wpływ "niewyobrażalnego tsunami" spowodowanego bezprecedensowymi opadami deszczu w "historii" Hiszpanii, ale przede wszystkim rząd centralny, który oskarżył o "głośny" brak pomocy.
"Chcieliśmy pomocy, prosiliśmy o nią i nigdy nie nadeszła" - mówił Mazón, który na początku swojego przemówienia ujawnił, że rozmawiał dziś rano z królem Filipem VI, któremu podziękował za "wsparcie" dla mieszkańców Walencji. "Chcieli zostawić nas w spokoju ze względu na strategię polityczną".
Mazón, który nie wspomniał nic o możliwym wezwaniu do przedterminowych wyborów, ogłosił swoją decyzję po tym, co opisał jako "dni pamięci i rocznicy; trudne, głębokie, rozdzierające serce i - dlaczego by tego nie powiedzieć - napięte i okrutne". "Dziś jestem w centrum krytyki, hałasu, nienawiści i napięcia" - ubolewał.
Liczni wskazują palcem na Mazóna za jego bezczynność w pierwszych godzinach zimnego opadu, który zdewastował region 29 października 2024 roku i pochłonął życie 229 osób w tej autonomicznej wspólnocie. Trwa śledztwo, które bada wątpliwości co do relacji prezydenta na temat tego, gdzie był w decydujących godzinach katastrofy.
Według tego, co ujawniono w ciągu ostatnich kilku miesięcy, lider Partii Ludowej był na lunchu z dziennikarką Maribel Vilaplaną w krytycznych godzinach tragedii, z którą spędził znaczną część popołudnia, podczas gdy kilku urzędników regionalnych próbowało się z nim skontaktować, aby zarządzać kryzysem. Villaplana ma zeznawać jako świadek przed sędzią Nurią Ruiz Tobarrą w poniedziałek.
Państwowy pogrzeb
Pomimo sprzeciwu wyrażonego przez wielu krewnych, prezydent Walencji był obecny na państwowym pogrzebie ku czci ofiar tragedii. Zdjęcia z uroczystości pokazują załamanego Mazóna, który przez cały czas unikał bezpośredniego kontaktu z obecnymi.
W rzeczywistości przy wejściu na teren zgromadziło się około stu osób, które powitały prezydenta regionu okrzykami "Mazón, podaj się do dymisji" lub "tchórz, morderca" i transparentami krytykującymi jego administrację.
W tym sensie przesłanie Virginii Ortiz Riquelme, kuzynki Juana Alejandro Ortiza, który zmarł w wieku 34 lat w Letur (Albacete), było druzgocące. "Powodzie są zjawiskiem naturalnym, które powoduje najwięcej zgonów w Hiszpanii, ale to nie to zjawisko spowodowało katastrofę, której doświadczyliśmy; to ci, którzy zaniedbują swoje obowiązki, wiedząc, że ich zaniechanie może doprowadzić do utraty życia ludzkiego, popełniają grzech, który prowadzi do śmierci" - oskarżyła.
Słowa Virginii Ortiz Riquelme, będące częścią hołdu złożonego w Mieście Sztuki i Nauki w Walencji na cześć 237 ofiar deszczów, zostały przyjęte owacjami na stojąco.