Samorządowe obchody Dnia Wolności zakończyły się bez incydentów, bez interwencji policji i ataków kontrdemonstrantów.
Setki tysięcy osób przemaszerowało w Budapeszcie w marszu Budapest Pride zorganizowanym przez organizację pozarządową Rainbow Mission i urząd miasta, pomimo zakazu wydanego przez rząd. Uczestnicy marszu bronili praw społeczności LGBT+ i wolności zgromadzeń wbrew polityce węgierskiego rządu.
Wiosną węgierskie partie rządzące próbowały zakazać corocznego marszu społeczności LGBT+ w obronie praw człowieka poprzez serię poprawek konstytucyjnych i legislacyjnych, uzasadniając to naruszeniem praw dzieci, które postawiły ponad innymi prawami podstawowymi poprzez zmianę konstytucji.
Policja odrzuciła wniosek o pozwolenie złożony przez organizacje pozarządowe, które zwykle organizowały Pride w przeszłości. Jednak w tym czasie burmistrz Budapesztu Gergely Karácsony ogłosił, że inne wydarzenie, marsz Budapest Pride, odbędzie się jako wydarzenie miejskie, ponieważ gmina nie podlega prawu o zgromadzeniach, a zatem, zgodnie z ich interpretacją prawa, nie musi ubiegać się o pozwolenie na organizację wydarzenia.
Policja uznała wydarzenie za nielegalne i ostrzegła, że uczestnikom może grozić grzywna, a organizatorom nawet rok więzienia. Mimo to na miejscu pojawiły się tłumy ludzi.
"Czuję, że musimy teraz wstać, jeśli nie zabierzemy głosu teraz, możemy już nigdy nie mieć na to szansy" - powiedział Euronews jeden z uczestników.
"Nie jesteśmy politykami, naprawdę chcemy być wolni i w ten sposób możemy być wolni, wychodząc i stając w naszej obronie" - powiedziała para młodych mężczyzn.
Kontrmanifestanci byli nieliczni i stali na innym moście
Przed wydarzeniem pojawiły się obawy, że policja zezwoliła na kontrdemonstracje kilku skrajnie prawicowych grup na trasie marszu, ale ostatecznie oddzieliła je od uczestników Pride, a ich obecność nie spowodowała żadnych zakłóceń.
Chociaż kontrdemonstranci Naszej Ojczyzny zablokowali Most Wolności na pierwotnej trasie marszu, zostali otoczeni przez policję po obu stronach, podczas gdy uczestnicy Pride przeszli przez Most Elżbiety.
"To, co się tutaj dzieje, jest całkowicie nielegalne, zagraża zdrowemu rozwojowi dzieci i uważam za bardzo smutne, że policja nie powstrzymuje tego procesu" - powiedział Euronews Tamás Gaudi-Nagy, szef Krajowej Służby Obrony Prawnej. "Podczas gdy organizacje narodowo-radykalne zostały ograniczone w swoich demonstracjach, tak jak miało to miejsce przez wiele lat, protestującym z Naszej Ojczyzny nie pozwolono przejść przez Most Wolności".
Pokazaliście siłę
Do marszu dołączyło ponad 70 europosłów i burmistrzów kilku europejskich stolic. Wśród nich byli m.in. Robert Biedroń i Krzysztof Śmiszek.
Jeden z organizatorów wydarzenia, burmistrz Budapesztu Gergely Karácsony, któremu minister sprawiedliwości węgierskiego rządu groził więzieniem, powiedział w swoim przemówieniu: "Jeśli można zakazać imprezy Pride w państwie członkowskim Unii Europejskiej, to żaden burmistrz w Europie nie jest bezpieczny, a dziś, przybywając tak licznie, uczyniliście Budapeszt stolicą Europy na ten dzień".
Lider najsilniejszej partii opozycyjnej Tisza Péter Magyar nie uczestniczył w marszu, a jedynie opublikował post poparcia w mediach społecznościowych, nie zapisując nazwy wydarzenia.
Według policji, do godziny 20:00 zatrzymano łącznie 36 osób i aresztowano tylko dwie osoby - jedną za chuligaństwo i jedną za posiadanie narkotyków - co oznacza, że Budapest Pride zakończył się praktycznie bez większych incydentów.