Dwie osoby - matka i jej dwuletnie dziecko - zmarły 2 dni po ataku samochodowym w Monachium podczas protestu związkowego.
W czwartek 24-letni mężczyzna wjechał w tłum ludzi podczas demonstracji, organizowanej przez związek zawodowy Ver.di. Władze podały wówczas, że rannych zostało 39 osób, z czego dwie były w stanie krytycznym.
Policja przekazała, że mężczyzna ma obywatelstwo afgańskie, a tło zdarzenia badała prokuratura. Na ten moment śledczy twierdzą, że sprawca miał motywy ekstremistyczne, choć nie ma żadnych dowodów na jego powiązanie z radykalnymi sieciami.
Atak miał miejsce nieco ponad tydzień przed wyborami federalnymi w Niemczech. Migracja jest w nich jednym z głównych tematów, a incydent został natychmiast skomentowany przez przedstawicieli skrajnej prawicy. Twierdzą oni, że za przemoc odpowiedzialna jest migracja sama w sobie, ignorując jednocześnie w wypowiedziach akty agresji, popełniane przez osoby niebędące migrantami.
Niedawno, wskutek strzelaniny w Szwecji, popełnionej przez 35-letniego obywatela miasta Örebro, zginęło 11 osób. Wśród ofiar byli przedstawiciele różnych narodowości, w tym Syryjczycy. Choć podejrzewano motyw rasistowski, policja nie potwierdziła tego wątku, natomiast wykluczyła w oficjalnym komunikacie motyw terrorystyczny.
Debaty na temat imigracji utorowały skrajnej prawicy w Niemczech i całej Europie drogę do osiągnięcia znaczących korzyści politycznych, stanowiąc doskonałe paliwo wyborcze. Wykorzystując nastroje społeczne, prawicowe partie wybijają się na prowadzenie w sondażach. Przewiduje się, że partia Alternative für Deutschland zdobędzie w najbliższych wyborach 20 proc. głosów, co dałoby jej drugie miejsce w kraju.