Rekordowe opady w ZEA w kwietniu 2024 r. sparaliżowały Dubaj, powodując powódź. Władze planują wielki projekt odprowadzania wody, by zapobiec przyszłym problemom.
Na północnych obrzeżach Zjednoczonych Emiratów Arabskich, w pobliżu górskiej wioski, w ostatni weekend nagle zasnuły niebo ciężkie chmury, przesłaniając piekące słońce. Silny wiatr przewracał donice i spychał śmietniki ze zboczy ulic. A potem spadł tam niezwykle rzadki opad – deszcz.
Deszcz od zawsze fascynuje mieszkańców Emiratów – zarówno obywateli, którzy tłumnie wyjeżdżają na pustynię, by zobaczyć każdą ulewę, jak i setki tysięcy zagranicznych pracowników, zwłaszcza z subkontynentu indyjskiego, wychowanych w realiach monsunowych powodzi.
Jednak deszcz jest dla kraju siedmiu emiratów jednocześnie błogosławieństwem i zagrożeniem. W samym Dubaju mieszka dziś ok. 4 mln ludzi, w porównaniu z 255 tys. w 1980 r., a zapotrzebowanie na wodę stale rośnie. W ubiegłym roku, przy zmieniających się wskutek ocieplenia klimatu wzorcach pogodowych, w ZEA spadły rekordowe opady, które sparaliżowały transport i skłoniły władze do ponownego przemyślenia sposobu planowania przestrzeni. Mieszkańcy z niepokojem spoglądają w niebo.
„Tutaj deszcz jest jak fajerwerki” – mówi Howard Townsend, amatorski meteorolog z Dubaju. – „Zwykle jest zbyt gorąco, by wychodzić na zewnątrz. Kiedy przychodzi deszcz, to jak błogosławieństwo”.
Zjednoczone Emiraty Arabskie, zamieszkane przez około 10 mln ludzi, leżą nad Zatoką Perską i Zatoką Omańską, od Omanu oddziela je pasmo gór Hadżar. Południową część półwyspu omywają monsunowe deszcze, jednak ogromne pustynne obszary – tzw. Pusta Ćwiartka – pozostają przez lata suche. Państwo opiera się więc na ok. 70 zakładach odsalania, systemach kropelkowego nawadniania i recyklingu wody. Buduje też tamy gromadzące spływającą wodę. Mimo to według World Resources Institute ZEA należą do krajów o najwyższym ryzyku niedoboru wody. Rząd od lat prowadzi też program zasiewania chmur.
„Woda jest ważniejsza niż ropa” – mówił już w 2011 r. szejk Mohammed bin Zayed Al Nahyan, obecny prezydent ZEA.
Rekordowe opady w kwietniu 2024 r. przyniosły Dubajowi nie tylko ulgę, ale i powódź. W ciągu jednego dnia spadło 142 mm deszczu – więcej niż średnia roczna na lotnisku w Dubaju. Pustynny grunt nie zdołał wchłonąć takiej ilości wody, a miasto nie miało jej gdzie odprowadzić. Straty ubezpieczycieli oszacowano na 4 mld dol. Władze ogłosiły już wart 8 mld dol. projekt budowy największego w regionie systemu odprowadzania wody deszczowej.
Mimo to deszcz wciąż przynosi radość. W ubiegłą sobotę Muhammed Sajjad Kalliyadan Poil, Hindus z Kerali, który dorobił się w ZEA przydomka „meteorolog Instagramu”, ruszył z grupą znajomych na wschodnie pustynie w pogoni za burzą. Gdy nad Masafi – górską wioską między Fudżajrą a Ras al-Chajma – zawisła ciężka chmura cumulonimbus, zatrzymali samochód i wysiedli, by poczuć na sobie krople deszczu.
„W moim kraju deszcz pada codziennie” – mówi Kalliyadan Poil. – „Kiedy tutaj spada kropla, czuję się, jakbym wracał do dzieciństwa”.