Zaangażowany w sprawy ubogich, migrantów i środowiska, papież Franciszek poświęcił swój pontyfikat najbardziej pokrzywdzonym. Ale czy naprawdę był tak postępowy?
Papież Franciszek swoją pierwszą wizytę złożył na włoskiej wyspie Lampedusa, gdzie oddał hołd migrantom, którzy zginęli na Morzu Śródziemnym i potępił "globalizację obojętności" na ich los.
"Był człowiekiem pokoju, człowiekiem ludzkiej godności i zawsze krzyczał, gdy ludzie byli źle traktowani, a migranci byli ofiarami i demonizowani nie tylko przez siły w tym parlamencie" - mówi szwedzka europosłanka Evin Incir.
Podczas gdy jako głowa Kościoła papież pobłogosławił pary homoseksualne, drzwi do małżeństwa religijnego pozostają dla nich zamknięte, nie widać postępów w zakresie praw kobiet w czasie jego pontyfikatu, a podczas wizyty w Belgii papież określił lekarzy dokonujących aborcji mianem "płatnych zabójców" i porównał aborcję do zabójstwa.
"Nie zauważył, że wprowadzenie ograniczeń w prawie, seksualnych prawach reprodukcyjnych kobiet nie zakończy aborcji. Jedyną rzeczą, która sprawi, że aborcje będą niebezpieczne. I nie będą dostępne dla wszystkich kobiet. Tak więc był to człowiek, który nosił w sobie wiele nierówności, ale wydawało się, że te nierówności płci i brak praw kobiet nie zajmowały go" - argumentuje hiszpańska europosłanka Lina Gálvez.
Eurodeputowana nie waha się mówić o straconej szansie.
Pozostaje pytanie: czy nie był w stanie lub nie chciał dogłębnie zreformować Kościoła?