Co najmniej dziewięć osób zostało rannych w wyniku rosyjskiego ostrzału Odessy na południu Ukrainy. Informację przekazała ukraińska Państwowa Służba Sytuacji Nadzwyczajnych.
Uszkodzone są domy, firmy oraz placówki medyczne. Ukraińskie Siły Powietrzne przekazały, że Rosja wystrzeliła łącznie sześćdziesiąt dwa drony, które oprócz Odessy zaatakowały również obwody doniecki, dniepropietrowski i charkowski. Czterdzieści bezzałogowców udało się zestrzelić, a jedenaście zniknęło z radarów.
W Niedzielę Palmową doszło również do zmasowanego ataku na centrum miasta Sumy, położonego około czterdziestu kilometrów od granicy z Rosją. Według ukraińskich władz zginęły co najmniej trzydzieści cztery osoby, a sto siedemnaście zostało rannych.
Dwa pociski balistyczne uderzyły w czasie, kiedy ludzie zmierzali na nabożeństwa.
Ukraińskie władze poinformowały, że rakiety zawierały amunicję kasetową.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski potępił atak na mieszkańców miejscowości Sumy i nazwał Rosjanom "szumowinami".
"Tylko prawdziwa presja na Rosję może to powstrzymać. Potrzebne są konkretne sankcje" - napisał Zełenski w serwisie X.
"Ten, kto wywołał wojnę musi zostać powstrzymany i pociągnięty do odpowiedzialności za to, co zrobił" - dodał.
Światowi przywódcy także potępili rosyjski atak.
"Mam nadzieję, że prezydent Trump i jego administracja, widzą, że przywódca Rosji kpi z ich dobrej woli i mam nadzieję, że zostaną podjęte właściwe decyzje" - powiedział polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Minister spraw zagranicznych Finlandii Elina Valtonen zauważyła, że atak na Sumy nastąpił wkrótce po tym jak wysłannik prezydenta Donalda Trumpa Steve Witkoff przebywał w Petersburgu na rozmowach z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
"Pokazuje to, że Rosja całkowicie lekceważy proces pokojowy, ale także nie ma szacunku dla ludzkiego życia" - powiedziała Valtonen.