Napięcia między Stanami Zjednoczonymi a Wenezuelą weszły w bezprecedensową fazę: milionowe nagrody, rozmieszczenie wojsk i tajne kontakty tworzą niestabilny obraz. Analitycy ostrzegają, że prawdziwym wyzwaniem będzie upadek chavismo. A co potem?
Stosunki między Stanami Zjednoczonymi a Wenezuelą weszły w fazę napięcia niespotykaną od lat. W ciągu zaledwie kilku miesięcy łańcuch decyzji politycznych i działań wojskowych całkowicie zmienił sytuację na szachownicy. Pytanie brzmi teraz, do czego może doprowadzić taka eskalacja, a przede wszystkim, według ekspertów, z którymi konsultował się Euronews, w przypadku odejścia Nicolása Maduro z urzędu, co będzie dalej.
Napięcia między USA a Wenezuelą w 2025 r.
Od czasu zeszłorocznych wyborów w Wenezueli - które zepchnęły Maríę Corinę Machado do podziemia, a Edmundo Gonzáleza na wygnanie - Waszyngton zaoferował 50 milionów dolarów nagrody za schwytanie samego Maduro, uznał Kartel Słońc za "organizację terrorystyczną", zatopił kilka podejrzanych łodzi narkotykowych na Karaibach, a nawet wysłał do regionu największy lotniskowiec w swojej flocie. Wszystko to podniosło presję na Caracas do bezprecedensowego poziomu.
Do tego dochodzi publiczne przyznanie przez Donalda Trumpa, że CIA przeprowadziła działania na terytorium Wenezueli i jego groźba całkowitego zamknięcia przestrzeni powietrznej tego kraju. W ostatnich dniach prezydent USA przyznał również, że przeprowadził bezpośrednie rozmowy z samym Maduro, co zaskoczyło nawet jego otoczenie.
"Problem polega na tym, że nawet on sam nie wie dokładnie, czego chce" - twierdzi Carlos Malamud, starszy badacz w Elcano Royal Institute, który jednak uważa, że "wielorakie" cele prezydenta USA są bardzo jasne: przekazanie przesłania siły swojemu zapleczu, walka z handlem narkotykami i izolacja osi utworzonej przez Kubę, Nikaraguę i Wenezuelę.
Brak "spójnej" strategii
W tym sensie Malamud potwierdza, że dla administracji Trumpa sprawa Wenezueli nie jest już tylko kwestią dyplomatyczną, ale kwestią bezpieczeństwa narodowego USA. Profesor historii Ameryki na Universidad Nacional de Educación a Distancia (UNED) ostrzega jednak, że w tej chwili Białemu Domowi brakuje średnio- i długoterminowej wizji.
"Jego polityka wobec Wenezueli łączy w sobie impulsy, intuicje i wewnętrzne naciski, ale brakuje jej spójnej strategii" - twierdzi Malamud, który z drugiej strony niemal całkowicie wyklucza "otwartą wojnę". "Amerykańska inwazja lądowa jest bardzo mało prawdopodobna, ale istnieją inne opcje siłowe, takie jak tajne działania".
Malamud podkreśla, że istnieją inne "całkowicie prawdopodobne" sposoby użycia siły, takie jak ukierunkowane bombardowania, operacje komandosów mające na celu rozbicie Chavismo, tajny sabotaż CIA lub oblężenie gospodarcze i dyplomatyczne mające na celu sprowokowanie wewnętrznego załamania.
"Ryzyko związane z operacją wojskową w Wenezueli jest znacznie większe niż domniemane korzyści" - argumentuje. "Najważniejszą kwestią jest to, kto będzie zarządzał Wenezuelą, jeśli Maduro upadnie".
W związku z tym Milos Alcalay, były wiceminister spraw zagranicznych i były stały przedstawiciel Wenezueli przy ONZ, twierdzi, że amerykańska mobilizacja wojskowa na Karaibach "nabiera zupełnie innej konotacji po uznaniu Kartelu Słońc za organizację terrorystyczną" i ostrzega, że decyzja ta zapewni "prawną osłonę" dla ewentualnej ofensywy USA.
Zdaniem Alcalaya, "reżim Maduro" przeżywa moment "nerwowości" spowodowany międzynarodową izolacją, której nie może już odwrócić. Jego zdaniem, w przeciwieństwie do przeszłości, Ameryka Łacińska przesunęła się w kierunku demokratycznego konsensusu przeciwko Caracas. "Półkula zmieniła się całkowicie; Ameryka Łacińska porzuciła milczenie współudziału".
Do tego dochodzi nowy czynnik: wsparcie krajów karaibskich, które stały się aktywnymi graczami w obliczu bezpośredniego wpływu handlu narkotykami, nielegalnej imigracji i innych nielegalnych działań przypisywanych państwu wenezuelskiemu. Dla wielu z nich, jak wyjaśnia wenezuelski dyplomata, rozmieszczenie sił USA w regionie jest "bezpośrednią wiadomością", że sytuacja jest teraz zupełnie inna i że Waszyngton "jest gotowy do działania".
Trzy "nogi" stołu
Alcalay podsumowuje sytuację metaforą, która trafnie opisuje niestabilną równowagę kryzysu: istnieją "trzy nogi", bez których żaden proces w Wenezueli, "czy to dyplomatyczny, czy siłowy", nie może zostać utrzymany: bezpieczeństwo narodowe USA, walka o przetrwanie Madurismo i żądania opozycji.
Dla dyplomaty, który pełnił funkcję ambasadora Wenezueli w Rumunii, Izraelu i Brazylii, wszelkie prawdziwe negocjacje muszą obejmować "prawdziwą opozycję", a nie tylko rozmowy między Białym Domem a Pałacem Miraflores.
"Z Trumpem nie ma szarych stref: postrzega Wenezuelę jako problem bezpieczeństwa narodowego i działa zgodnie z tym" - mówi i, w zgodzie z Malamudem, ostrzega, że "Trump jest absolutnie nieprzewidywalny: dziś może wyciągnąć rękę, a jutro może rozpocząć jednostronną akcję bez ostrzeżenia".
Mimo to Alcalay przyznaje, że nie można wykluczyć bezpośredniego i wyłącznego dialogu między dwoma przywódcami ze względu na indywidualistyczny styl prezydenta USA, ale ostrzega: "to nie może być tylko ping-pong między Trumpem a Maduro; przy stole musi być prawdziwa opozycja reprezentowana przez Corinę Machado i Gonzáleza".
Tymczasem wenezuelskie społeczeństwo żyje mieszanką iluzji i strachu. "Wenezuelczycy chcą zmian, ale też się boją" - mówi Alcalay. "Wiedzą, że każdy protest może wywołać natychmiastowe represje.
Rozmieszczenie wojsk amerykańskich zmienia ten strach w jeszcze większą niepewność, ponieważ każda błędna kalkulacja może przerodzić się w niemożliwy do wygrania konflikt zbrojny dla Caracas, co zwiększyło "nerwowość" w szeregach "boliwariańskiego reżimu". "Wie, że tym razem nie kontroluje wszystkich czynników, jak poprzednio, i że w obliczu takiego rozmieszczenia, każda militarna przygoda byłaby politycznym i wojskowym samobójstwem".
Najważniejsze pytanie: co się stanie, jeśli Maduro upadnie?
Zarówno Alcalay, jak i Malamud zgadzają się co do kluczowej kwestii: wenezuelska opozycja jest osłabiona i rozdrobniona, a wielu jej przywódców ukrywa się lub przebywa na wygnaniu. Dla Malamuda opozycja jest w rzeczywistości "w dużej mierze nieobecna", co skomplikowałoby jakąkolwiek uporządkowaną transformację, gdyby rząd Wenezueli nagle upadł.
Ta słabość sprawia, że prawdziwym wyzwaniem staje się "dzień po". Nawet jeśli Trumpowi udałoby się osiągnąć niektóre ze swoich celów, takie jak wymuszenie błędu, który sprowokowałby wewnętrzny upadek i zmusił Maduro do odejścia, ekspert Elcano uważa, że nie jest jasne, kto miałby zdolność instytucjonalną, aby zapobiec przekształceniu Wenezueli w "państwo upadłe".
"Kto zagwarantuje porządek i jak to wszystko zostanie sfinansowane? Kto będzie odpowiedzialny za rząd?" - pyta Malamud, który w tym tygodniu opublikował interesującą czterostronną analizę sytuacji w Wenezueli wraz z Carlota García Encina. "Nie wiemy również, jaka będzie reakcja wojska: czy szybko poddadzą się presji USA, czy też zostanie ogłoszona amnestia? Dużym problemem jest 'dzień po'".
W tym sensie Alcalay uważa, że "w samym reżimie są tacy, którzy wiedzą, że nadszedł koniec tego cyklu, ale nie chcą tego publicznie przyznać". "Nieregularna reakcja rządu pokazuje, że odczuwa on ciężar międzynarodowej izolacji" - mówi.
Tymczasem eskalacja trwa. Machina jest w ruchu i żadna ze stron nie chce się wycofać. Z tych wszystkich powodów, obaj eksperci zgadzają się, że problemem jest nie to, jak ten kryzys może się zakończyć, ale co będzie dalej.