Zmiana polityki Stanów Zjednoczonych wobec Rosji i Ukrainy wymusiła na Unii Europejskiej zwiększenie wydatków na obronę. Mimo to państwa członkowskie wciąż polegają na wsparciu amerykańskim. Istnieje jednak jeden obszar, w którym Europa ma pewną autonomię - mowa o czołgach.
Łącznie wszystkie państwa członkowskie Unii Europejskiej posiadają 4262 czołgi a armia Stanów Zjednoczonych ma ich o 378 więcej.
Jeśli chodzi o liczbę posiadanego sprzętu, na pierwszym miejscu znajduje się Grecja, której armia ma 1344 czołgi. Polska (614) oraz Rumunia (328) zajmują kolejno drugie i trzecie miejsce. Dla porównania, Niemcy i Francja posiadają odpowiednio 296 i 215 czołgów.
Ateny wyróżniają się liczbą czołgów przede wszystkim z powodu historycznych napięć z Turcją. Warszawa wzmocniła swój arsenał w odpowiedzi na rosnące zagrożenie ze strony Rosji.
„Musimy odrzucić przekonanie, że możemy zostać w tyle za Stanami Zjednoczonymi"- podkreśla pracownik naukowy Królewskiego Wyższego Instytutu Obrony w Belgii Alain De Neve.
"W Europie mamy do dyspozycji biura projektowe, zaawansowane technologie i badania naukowe, które pozwalają nam produkować sprzęt na równi z Amerykanami"- dodaje.
W innych krajach Unii Europejskiej niedobory sprzętu opancerzonego są odzwierciedleniem problemów europejskiego przemysłu obronnego. Rynek czołgów jest rozdrobniony, z kilkoma producentami i różnymi modelami, takimi jak francuski Leclerc, niemiecki Leopard czy włoski Ariete.
„Obecnie, patrząc na czołgi dostępne w krajach europejskich, mamy przynajmniej dziesięć różnych modeli, podczas gdy Amerykanie produkują jedynie trzy lub cztery modele pojazdów opancerzonych tego samego typu" - podkreśla De Neve.
Rozbieżność w sprzęcie opancerzonym prowadzi do konieczności stosowania różnych procedur szkoleniowych, serwisowych i konserwacyjnych, co utrudnia współpracę między państwami.
Choć kwestia standaryzacji sprzętu obronnego jest poruszana od wielu lat, różnice te wynikają z głębszych zagadnień związanych z suwerennością, zatrudnieniem oraz interesami gospodarczymi.