Combs został uznany za winnym dwóch stawianych mu zarzutów transportu osób w celu uprawiania prostytucji. Jednak uniewinniony z poważniejszych zarzutów, w tym dotyczących udziału w zorganizowanej działalności przestępczej (racketeering).
Raper Sean "Diddy" Combs został w środę uznany przez sąd w Nowym Jorku winnym dwóch stawianych mu zarzutów transportu osób w celu uprawiania prostytucji.
Został jednak uniewinniony z najpoważniejszych zarzutów, w tym dotyczących udziału w zorganizowanej działalności przestępczej (racketeering) oraz dwóch przypadków handlu ludźmi w celach seksualnych.
Ława przysięgłych złożona z 12 osób obradowała przez 13 godzin, zanim oczyściła Combsa z trzech najcięższych zarzutów.
Po ogłoszeniu wyroku, zanim opuścił salę sądową, Combs uklęknął, położył twarz na krześle i wyglądał, jakby się modlił. Następnie wstał i powiedział: „Wkrótce wrócę do domu”. Na te słowa jego bliscy i zwolennicy zareagowali aplauzem i okrzykami radości.
Prokuratorzy oskarżają Combsa o wykorzystywanie swojej sławy i pozycji w branży muzycznej do prowadzenia przestępczej działalności, obejmującej handel kobietami w celach seksualnych oraz systematyczne tuszowanie przestępstw.
Proces, który przyciągnął ogromne zainteresowanie mediów, trwa od blisko dwóch miesięcy.
Obecnie sędzia Arun Subramanian rozważa, czy Combs może zostać zwolniony za kaucją do czasu ogłoszenia ostatecznego wyroku. Raper wciąż może zostać skazany na wieloletnie więzienie. Ostateczną decyzję w sprawie kary podejmie sędzia w późniejszym terminie.