Od ponad roku Euronews jest w stałym kontakcie z Ludmiła, babcią, która robi wszystko, co w jej mocy, aby odnaleźć swoją córkę. Jej poszukiwania są reprezentatywne dla tysięcy ukraińskich rodzin, których krewni zniknęli bez śladu w wyniku rosyjskiej agresji.
Częścią 28-punktowego "planu pokojowego", który niedawno wyciekł z USA i Rosji, jest ustanowienie komitetu humanitarnego. Komitet ten ma być odpowiedzialny za wymianę jeńców wojennych, a także za uwolnienie wszystkich cywilnych więźniów i dzieci.
Ukraińska laureatka Pokojowej Nagrody Nobla i prawniczka zajmująca się prawami człowieka Ołeksandra Matwijczuk wyjaśnia, że w poprzedniej wersji 28 punktów, punkt dotyczący uwolnienia nielegalnie przetrzymywanych cywilów, repatriacji ukraińskich dzieci i wymiany jeńców wojennych nie został sformułowany jako obowiązkowe zobowiązanie dla Rosji.
"Wspomniano jedynie o komitecie humanitarnym, który miałby zająć się tymi kwestiami. Im bardziej abstrakcyjny i zmienny jest ten punkt, tym mniejsza jest szansa, że zostanie on pomyślnie wdrożony" - powiedział Ołeksandra Matwijczuk dla Euronews.
Dokładna liczba ukraińskich jeńców wojennych przetrzymywanych w Rosji lub ukraińskich regionach okupowanych przez Rosję nie jest znana. Według różnych szacunków jest to kilka tysięcy Ukraińców. Co najmniej 16 000 cywilów jest również przetrzymywanych w rosyjskiej niewoli.
Łącznie co najmniej 70 000 Ukraińców uważa się za zaginionych, chociaż liczba niezgłoszonych przypadków jest również znacznie wyższa.
Jedną z zaginionych jest Snischana, 34-letnia Ukrainka.
Euronews informował w maju o jej synu, który został uratowany przed Rosjanami w ogarniętym walkami Doniecku przez swoją babcię Ludmiłę. Ludmiła i ja jesteśmy w stałym kontakcie od naszej pierwszej rozmowy w maju 2024 roku. Na bieżąco informuje mnie o postępach w nieustannych poszukiwaniach jej córki, Snischany.
Po uratowaniu wnuka obiecała mu, że zrobi wszystko, co w jej mocy, aby odnaleźć jego matkę. Ludmiła dotrzymuje tej obietnicy każdego dnia.
Nieustanne poszukiwania zaginionej kobiety
W zeszłym tygodniu 15-letni Sasza i jego babcia pojechali do Rzymu. Był on częścią delegacji uratowanych ukraińskich dzieci i młodych ludzi, którzy zostali uprowadzeni i porwani przez Rosjan.
W Rzymie dzieci przekazały list od prezydenta Ukrainy, Wołodymyra Zełenskiego, do Watykanu z prośbą, aby Stolica Apostolska działała jako mediator w sprawie powrotu Ukraińców uprowadzonych przez Rosję - prośba ta jest szczególnie ważna dla Saszy i jego babci.
"Ludziom żyje się tu dobrze", pisze do mnie Ludmiła w Rzymie. Oboje mieli trochę czasu na zwiedzanie miasta. Takie doświadczenia są dla nich przytłaczające.
Po krótkim pobycie we Włoszech oboje wracają do Ukrainy, do wsi Drużba w północno-wschodnim regionie Czernihowa.
Ostatni raz Sasza widział swoją matkę w marcu 2022 roku.
Ludmiła uwalnia wnuka od Rosjan
Przed inwazją na dużą skalę Sasza mieszkał z matką, młodszą przyrodnią siostrą i ojczymem w ukraińskim nadmorskim mieście Mariupol.
Już w pierwszych dniach inwazji na pełną skalę Mariupol był nieustannie atakowany przez wojska rosyjskie: Rosyjskie czołgi przetaczają się ulicami, a z nieba spadają bomby. Organizacja pomocowa Czerwonego Krzyża opisuje oblężenie miasta jako "apokaliptyczne".
Sasza, który miał wtedy 11 lat, i jego rodzina ukryli się w piwnicy przed atakami. Ponieważ z powodu oblężenia zaczęło brakować żywności, musieli gotować na otwartym ogniu na świeżym powietrzu. Ale bez ochrony piwnicy byli narażeni na rosyjskie pociski i ryzykowali życie dla posiłku.
Nagle uderzyła rakieta, wspomina Sasza w wywiadzie dla Euronews. Następnie pobiegł do pobliskiego domu, aby poszukać matki i siostry. Wybuch spowodował eksplozję okien w domu, raniąc Saszę w oko.
Snischana zadziałała szybko, złapała syna i zostawiła resztę rodziny. Ich celem było dotarcie do fabryki, gdzie Sasza mógłby otrzymać pomoc medyczną. Gdy tam dotarli, zdali sobie sprawę, że zostali otoczeni przez Rosjan.
Wkrótce potem Sasza i Snischana zostali od siebie oddzieleni. 11-latek został zabrany do szpitala, gdzie powiedziano mu, że matka już go nie chce. Po wyzdrowieniu miał zostać wysłany do szkoły z internatem w Rosji.
Cudem udało mu się uzyskać dostęp do telefonu komórkowego w szpitalu, z którego zadzwonił do swojej babci, Ludmiły. Po kilku tygodniach przygotowań pojechała ona do ogarniętego walkami Doniecka i uratowała swojego siostrzeńca. Jednak pytanie, gdzie jest jej córka Snischana, wciąż płonie w jej umyśle - do dziś.
Rosyjskie "obozy filtracyjne" dla Ukraińców
Sasza nie wie, co Rosjanie zrobili jego matce. Pamięta jednak, że jego matce odebrano telefon komórkowy i zabrano ją do tak zwanego "obozu filtracyjnego".
Około 30 kilometrów na wschód od Mariupola znajduje się "obóz filtracyjny" o nazwie "Bezimenne". Nazwa wioski jest niemal symbolicznie podobna do ukraińskiego tłumaczenia "bez imienia" (без імені/ bez imeni).
Sasza opowiada Euronews o krótkiej wspólnej podróży samochodem, dlatego można przypuszczać, że Snischana została zabrana do tego obozu, który był również znany jako "getto".
Przed przekształceniem w ośrodek zatrzymań, obiekt był kiedyś szkołą nad Morzem Azowskim. BBC donosi, że w marcu 2022 r. Rosja "umieściła" w prowizorycznym obozie około 5 000 osób.
Celem tych "obozów filtracyjnych" było "sprawdzenie" Ukraińców z terytoriów okupowanych przez Rosję pod kątem ich "statusu" i "przynależności". W tym celu ludzie byli pozbawiani paszportów, telefonów komórkowych i innych dokumentów.
Według doniesień, w obozach panują nieludzkie warunki, więźniom grożono torturami lub śmiercią, są też doniesienia o egzekucjach.
Rosyjscy żołnierze przeszukują telefony komórkowe w poszukiwaniu jakichkolwiek powiązań z ukraińskimi siłami zbrojnymi lub wiadomości odzwierciedlających proukraińskie stanowisko. Kara zależy od tego, co zostanie znalezione: Ludzie blisko związani z ukraińską armią są często traktowani jak jeńcy wojenni.
Czy Snischana był częścią ukraińskich sił zbrojnych?
Nie jest jasne, co Snischana miała w swoim telefonie komórkowym. Chociaż nie była żołnierzem, miała powiązania z wojskiem. W 2015 roku - rok po rozpoczęciu rosyjskiego ataku na Ukrainę - Snishana rozpoczęła pracę jako technik laboratoryjny w jednostce wojskowej w Itschnja w obwodzie czernihowskim. "Pracowała dla wojska, ale nigdy nie była żołnierzem" - wyjaśnia matka Snischany. Trzy lata później Snischana poznała swojego męża: żołnierza.
"Mieszkamy na osiedlu wojskowym. Są tam pracownicy cywilni" - wyjaśnia Ludmiła. W zależności od tego, jakie informacje, zdjęcia i wiadomości Snischana miała w swoim telefonie komórkowym, mogła zostać zidentyfikowana jako część ukraińskich sił zbrojnych i przetrzymywana jako jeniec wojenny przez wojska Putina z powodu męża lub informacji o jej wcześniejszej pracy w "obozie filtracyjnym".
Z desperacji Ludmiłą napisała listy do różnych władz - w tym w Mariupolu - oraz do prawników. Z apelem: "Pomóż mi znaleźć moją córkę!".
Przez długi czas nic nie słyszała, ale po skontaktowaniu się z "Ministerstwem Spraw Wewnętrznych" tak zwanej "Donieckiej Republiki Ludowej" w kwietniu 2022 roku, po latach otrzymała telefon z informacją, że jej córka jest w niewoli. Nie otrzymała żadnych dalszych informacji ani dowodów.
"Powiedziano mi, żebym utworzyła konto w sztabie koordynacyjnym [dla jeńców wojennych]. Zrobiłam to. Mówią, że zostało zaakceptowane. Niech Bóg sprawi, by znalazła się na listach wymiany, została wymieniona i uwolniona" - napisała do mnie Ludmiła w maju 2024 r. Od tego czasu wymieniono kilku jeńców wojennych, ale Snishana nie znalazła się jeszcze wśród uwolnionych.
Nadzieja na wymianę więźniów
Od czasu tego małego promyka nadziei Sasza i Ludmiła nie usłyszeli nic więcej - żadnych oznak życia, żadnych dalszych informacji o tym, gdzie jest Snishana i w jakim jest stanie zdrowia.
"Rosjanie nie uwzględniają mojej córki na liście wymiany" - napisała do mnie we wrześniu 2024 r. "Jest przetrzymywana nielegalnie w areszcie śledczym w Doniecku" - podejrzewa Ludmiła. "Prawdopodobnie nałożyli na nią jakąś karę".
Kontynuuje: "Nasza strona robi wszystko, co możliwe, aby doszło do wymiany, ale strona rosyjska z jakiegoś powodu na to nie pozwala".
Traktowanie ukraińskich jeńców wojennych przez Rosję, w tym kobiet, charakteryzuje się systematycznymi torturami, poniżaniem i znęcaniem się psychicznym. Ocaleni donoszą w dochodzeniu przeprowadzonym przez British Telegraph, że byli bici, torturowani elektrowstrząsami, odmawiano im opieki medycznej, pozbawiano snu i poddawano nieustannym przesłuchaniom.
Jeńcy wojenni płci żeńskiej są poddawani takiej samej przemocy jak mężczyźni, ale także znęcaniu się ze względu na płeć, w tym zmuszani do maszerowania nago po śniegu i obnażania się przed porywaczami, co jest równoznaczne z wyraźnym upokorzeniem seksualnym. Istnieją również doniesienia o gwałtach i innych napaściach na tle seksualnym.
Zarówno mężczyźni, jak i kobiety opuszczają niewolę z poważną traumą - niedożywieni, przestraszeni i uwarunkowani przekonaniem, że są bezwartościowi.
Sasza i Ludmiła nigdy nie zrezygnują z poszukiwań
Sasza jest teraz nastolatkiem, który ma przed sobą jeszcze dwa lata szkoły. Wie już, kim chce zostać później: ratownikiem. Od początku inwazji na pełną skalę wiele dzieci z Ukrainy marzyło o karierze związanej z ratowaniem innych ludzi. Podobnie jak inne ukraińskie dzieci, znaczna część dzieciństwa Saszy była naznaczona wojną - nocnymi atakami dronów i rakiet oraz ciągłym bieganiem do schronów.
Niewiedza o tym, co stało się z jego matką, rozdziera serce Saszy i Ludmiły. "Cierpi z powodu swojej matki", pisze jego babcia, która odczuwa ten sam ból każdego dnia.
Odkąd Ludmiła uratowała Saszę z Doniecka, oboje nigdy nie stracili nadziei i nieustannie szukają Snishany. Podróżowali za granicę, aby błagać głowy państw i rządów o pomoc. "Trzymamy się i czekamy. Wierzymy, że zostanie odnaleziona i zwrócona nam. Modlimy się o Ukrainę, o pokój i o to, by wszyscy nasi obrońcy wrócili do domu żywi" - mówi babcia Sashy.
"Nasze podróże nie powstrzymują wroga"
Podczas gdy oboje nadal przebywają w Rzymie, Ludmiła pisze do mnie, że nadal nie ma żadnych wiadomości o Snishanie. Nadal publikuje zdjęcia i informacje o Snishanie w grupach osób zaginionych na Telegramie, podróżuje z Saszą na spotkania z politykami i nieustannie szuka nowych sposobów na odnalezienie córki.
Według laureatki Pokojowej Nagrody Nobla Ołeksandry Matwijczuk, podróżowanie i zainteresowanie mediów, które przyciąga, jest szczególnie ważne. "Rosja próbuje oszukać świat i zaprezentować się jako kraj, który chroni wartości rodziny i tradycji" - wyjaśnia.
"Zamiast tego Rosjanie sami rozpoczęli agresywną wojnę. Zabijają cywilów, porywają dzieci, gwałcą kobiety, więzią nauczycieli, torturują księży i okradają ludność. Relacjonowanie tych historii jest ważne, ponieważ przekonująco pokazuje fałszywość słów Kremla. Można spierać się o argumenty geopolityczne, ale nie można zaprzeczyć konkretnym ludzkim historiom" - mówi Matwiejczuk.
"Rosja nadal nas zabija" - pisze Ludmiła. "Nasze podróże nie powstrzymują wroga. Ale my, naród ukraiński, jesteśmy silni, wytrwamy. Prawda jest z nami. Bóg jest z nami. Rosja nie może nas złamać".