Polskie służby specjalne zatrzymały kilka osób w związku z aktami dywersji - poinformował rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński. Zaznaczył, że działania służb są w toku i niewykluczone są kolejne zatrzymania.
Podczas konferencji prasowej w Sejmie Dobrzyński przekazał najnowsze informacje, podkreślając, że sprawa ma najwyższy priorytet.
"Polskie służby są na tropie zleceniodawców i dochodzi do pierwszych zatrzymań” – poinformował. Dodał, że funkcjonariusze ujęli "kilka osób”, jednak z uwagi na dobro postępowania nie ujawniają ich liczby ani szczegółów.
Rzecznik wyjaśnił, że zatrzymani są przesłuchiwani, a śledczy ustalają ich rolę w zdarzeniach.
"Jest ustalana rola poszczególnych osób w tym zamachu terrorystycznym. Bo możemy to w ten sposób nazwać"- powiedział.
Rosyjskie służby mogą obserwować działania śledczych
Dobrzyński odmówił podawania dokładniejszych informacji. Wskazał, że zbyt wczesne ujawnianie ustaleń mogłoby zostać wykorzystane przez obce służby.
"Nie możemy przekazywać informacji niesprawdzonych, nie możemy spekulować. Rosyjskie służby specjalne, rosyjskie wywiadownie chcą dokładnie wiedzieć, w którą stronę polskie służby idą, które tropy badają" - ostrzegł.
Zapewnił, że nad sprawą pracują najlepsi funkcjonariusze CBŚP, ABW oraz prokuratorzy, a działania są prowadzone na szeroką skalę. Podkreślił również, że służby dysponują już znacznie większą wiedzą niż tuż po incydentach.
Co wydarzyło się na trasie Warszawa–Lublin?
Do dwóch aktów dywersji doszło w dniach 15–17 listopada na trasie Warszawa–Lublin. W miejscowości Mika eksplozja ładunku wybuchowego uszkodziła tor kolejowy. Drugi incydent miał miejsce pod Puławami, w okolicach stacji Gołąb, gdzie pociąg z 475 pasażerami musiał nagle hamować z powodu uszkodzonej infrastruktury.
Rzeczniczka MSWiA Karolina Gałecka przekazała, że "trwają intensywne czynności operacyjno-rozpoznawcze i dochodzeniowo-śledcze”.
Na razie nie wiadomo, kiedy służby podadzą więcej szczegółów.
Tusk: "za dywersją stoją obywatele Ukrainy współpracujący z Rosją"
Dzień po atakach dywersyjnych premier Donald Tusk ujawnił, że za przeprowadzenie sabotażu odpowiadać mają dwaj obywatele Ukrainy współdziałający z rosyjskimi służbami specjalnymi. Według szefa rządu obaj zbiegli na Białoruś przez przejście graniczne w Tarnopolu.
Wicepremier oraz minister spraw zagranicznych - Radosław Sikorski zapowiedział, że wezwie przedstawicieli Rosji i Białorusi do resortu w sprawie aktów sabotażu.
"Oczywiście będą noty, będą wezwania do MSZ i tak dalej, no ale wiemy z jakim reżimem mamy do czynienia. Zrobimy to, co do nas należy, ale nadmiernych nadziei nie mam" - zaznaczył w rozmowie z dziennikarzami.
Szef polskiej dyplomacji dodał, że w związku z aktami dywersji na terenie Polski, podjął decyzję o wycofaniu zgody na funkcjonowanie Konsulatu Generalnego Federacji Rosyjskiej w Gdańsku.
Śledztwo pod kontrolą prokuratury krajowej
Minister sprawiedliwości Waldemar Żurek przekazał, że został powołany specjalny zespół, który zajmuje się śledztwem w sprawie incydentów na torach.
"W grę wchodzą dwa przepisy kodeksu karnego: artykuł 130 paragraf 7, który mówi o dywersji oraz artykuł 174 kodeksu karnego, czyli usiłowanie spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. Zagrożenie w przypadku aktów dywersji jest bardzo wysokie. takie postępowanie, jeżeli zostanie udowodnione zagrożenie, jest od 10 lat wzwyż, łącznie z karą dożywocia" - podkreślił minister.
Postępowanie w tej sprawie prowadzi Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej.