W następstwie zarządzenia podpisanego przez Donalda Trumpa w sierpniu, ponad 2000 członków Gwardii Narodowej patroluje ulice Waszyngtonu, przywołując sceny podobne do tych w europejskich stolicach. Jednak eksperci i mieszkańcy Waszyngtonu uważają, że jest inaczej.
Spacerując po słynnym National Mall w stolicy Stanów Zjednoczonych, Waszyngtonie, dość łatwo jest dostrzec różne grupy rezerwowych jednostek wojskowych.
Obecność Gwardii Narodowej Stanów Zjednoczonych - stanowej rezerwy wojskowej, która może zostać powołana do wspólnej służby podczas misji federalnych - jest naprawdę trudna do przeoczenia.
Około 2200 uzbrojonych żołnierzy, głównie z sześciu stanów, stacjonuje wokół wielu stacji metra i miejsc publicznych w Waszyngtonie.
Na pierwszy rzut oka ich obecność nie wydaje się różnić od tej na ulicach Brukseli, Paryża czy Londynu, gdzie jednostki wojskowe w widoczny sposób patrolują kluczowe instytucje, punkty orientacyjne i węzły komunikacyjne.
Jednak Carrie Lee, starszy pracownik German Marshall Fund i jeden z czołowych ekspertów w sprawach wojskowo-cywilnych w USA, powiedziała, że sytuacja za Atlantykiem jest zupełnie inna.
"Amerykańska opinia publiczna po prostu nie jest przyzwyczajona do widoku żołnierzy na ulicach" - powiedziała Euronews.
"I to właśnie sprawia, że dla wielu z nas jest to bardzo wstrząsające, gdy idziesz metrem i widzisz, wiesz, czterech facetów w mundurach Gwardii Narodowej z Karoliny Południowej niosących M-16" - powiedziała Lee, również były profesor nadzwyczajny w US Army War College.
"Zbrodnie, zbrodnie, zbrodnie"
Ogłaszając swoją decyzję o wysłaniu Gwardii Narodowej do stolicy kraju podczas briefingu prasowego w Białym Domu 11 sierpnia, prezydent USA Donald Trump powiedział, że reaguje na różne obawy opinii publicznej, a mianowicie przed "napadami, gwałtami, strzelaninami i zabójstwami".
Według słów Trumpa, decyzja ta miała "pomóc przywrócić prawo, porządek i bezpieczeństwo publiczne w Waszyngtonie".
"To jest Dzień Wyzwolenia w Waszyngtonie i zamierzamy odzyskać naszą stolicę - odzyskujemy ją" - powiedział Trump. "Ogłaszam historyczną akcję ratowania stolicy naszego kraju przed przestępczością, rozlewem krwi, chaosem i nędzą, a nawet gorzej".
Na konferencji prasowej prezydent USA ogłosił również, że przejmuje kontrolę nad stołecznym departamentem policji i wysyła federalnych funkcjonariuszy ds. imigracji i egzekwowania przepisów antynarkotykowych.
"Wszyscy znacie ludzi i swoich przyjaciół", którzy padli ofiarą brutalnych przestępstw, powiedział Trump dziennikarzom. "Możecie być kimkolwiek chcecie, ale chcecie mieć bezpieczeństwo na ulicach".
Szef Partii Republikańskiej w Waszyngtonie, Patrick Mara, zgodził się z tym podejściem.
"Większość członków Izby Reprezentantów ma historię o tym, jak przestępczość wpłynęła na ich życie... Mam na myśli, że stażysta został zabity, zamordowany w ciągu ostatnich kilku miesięcy", powiedział Euronews.
21-letni stażysta kongresowy z Massachusetts Eric Tarpinian-Jachym został zastrzelony przez zabłąkaną kule w trakcie strzelaniny w czerwcu, a były urzędnik Trumpa Michael Gill zginął w pozornym porwaniu samochodu w 2024 roku. Oba zostały wymienione jako powody do rozmieszczenia rezerw wojskowych w Waszyngtonie.
Mara uważa również, że decyzja prezydenta była od dawna oczekiwana. "Zanim prezydent Trump został wybrany, miała miejsce sytuacja, w której republikańscy członkowie Izby odwiedzali go na Florydzie" - powiedział.
"Pierwszą rzeczą, o jaką ich pytał, było: "Jak się mają sprawy w Waszyngtonie?". A pierwszą rzeczą, na którą odpowiadali, było: "zbrodnie, zbrodnie, zbrodnie". Więc to nie jest sytuacja, w jakiej Waszyngton znalazł się wcześniej".
W międzyczasie sekretarz prasowy Białego Domu Karoline Leavitt broniła skuteczności rozmieszczenia wojsk, powołując się na statystyki aresztowań jako dowód sukcesu. "Widzieliśmy 465 aresztowań od początku tej operacji" - powiedziała dziennikarzom na briefingu prasowym 19 sierpnia.
"Gdyby nie ta grupa zadaniowa i jej wysoki poziom koordynacji oraz przywództwo tego prezydenta, na ulicach stolicy byłoby o 465 brutalnych przestępców więcej".
Ree i Lex, mieszkańcy Waszyngtonu, którzy nie zaliczają się do zwolenników Trumpa, przyznają, że przestępczość pozostaje problemem w stolicy USA.
Idąc ulicą w cieniu imponujących neoklasycystycznych budynków rządowych Waszyngtonu, wzdłuż której z jednej strony znajdują się bary odwiedzane przez pracowników, a z drugiej koszary marynarki wojennej, 30-letni Lex wskazał miejsce, w którym porwano samochód jego znajomego.
Według oficjalnych statystyk waszyngtońskiej policji metropolitalnej (MPDC), w 2025 r. w mieście odnotowano prawie 1900 przypadków brutalnych przestępstw.
Jednak burmistrz Waszyngtonu Muriel Bowser uderzyła w prezydenta, twierdząc, że przestępstwa z użyciem przemocy spadły do najniższego poziomu od 30 lat - liczba ta została zaprzeczona przez prezydenta i Marę, który stwierdził również, że jakikolwiek rzekomy spadek byłby nadal niewielki, jak "rak wątroby, ale teraz jest tylko w nerce".
Podczas gdy spory trwały po obu stronach nawy, dane MPDC pokazują spadek przestępczości z użyciem przemocy w stolicy o 26% rok do roku w 2025 r., co jest dalekie od gwałtownego wzrostu w czasach COVID-19.
Kontekst ma jednak znaczenie. Wskaźnik przestępczości z użyciem przemocy w Waszyngtonie, wynoszący 1 006 przestępstw na 100 000 mieszkańców, zająłby pierwsze miejsce wśród wszystkich stanów USA - aż o 180% wyższy niż średnia krajowa i znacznie wyższy niż w stolicach europejskich, takich jak Paryż, ze 180 przestępstwami z użyciem przemocy lub Berlin, z 95 na 100 000 mieszkańców.
Wskaźnik zabójstw w 2024 r., wynoszący 26,6 na 100 000 mieszkańców, był czwartym najwyższym wśród głównych miast USA, prawie sześciokrotnie wyższy niż w Nowym Jorku i znacznie wyższy niż w europejskich miastach. W Brukseli liczba ta wyniosła 3,19 i była drugą najwyższą w UE.
Historia pokazuje jednak, że rozmieszczenie wojsk zamiast regularnej policji pozostaje bezprecedensowym potwierdzeniem prezydenckiej władzy nad lokalnymi organami ścigania w dużym amerykańskim mieście.
Czy wzrost przestępczości jest formą powstania?
Decyzja Trumpa o sprowadzeniu Gwardii Narodowej do Waszyngtonu stanowi najbardziej znaczące krajowe rozmieszczenie wojska w celu zwalczania przestępczości od czasów ery praw obywatelskich.
Historycznie rzecz biorąc, federalna aktywacja Gwardii Narodowej była zarezerwowana dla kryzysów konstytucyjnych, klęsk żywiołowych lub terroryzmu - a nie rutynowego egzekwowania prawa.
Od czasów II wojny światowej prezydenci federalizowali oddziały Gwardii Narodowej głównie w celu egzekwowania praw obywatelskich: integracji szkół, ochrony marszów na rzecz praw wyborczych, takich jak ten w Selmie w 1965 roku, oraz reagowania na niepokoje społeczne.
Zamieszki w Los Angeles w 1992 r. były ostatnim przypadkiem, gdy wojska zostały rozmieszczone w znacznej liczbie w celu zwalczania przemocy w miastach, ale nastąpiło to po powszechnych niepokojach społecznych, a nie proaktywnym zapobieganiu przestępczości. Pod tym względem obecne rozmieszczenie Gwardii Narodowej różni się zasadniczo, twierdzą krytycy.
W rzeczywistości sedno krajowej debaty prawnej koncentruje się na tym, czy prezydent USA może zastąpić jeden akt innym.
W Kalifornii, gdzie podsycane furią protesty nasiliły się po tym, jak federalna agencja imigracyjna ICE i jej agenci wzięli na cel nielegalnych imigrantów z kartoteką kryminalną, Trump był bliski powołania się na ustawę o powstaniu, aby wezwać Gwardię Narodową.
Ustawa Thomasa Jeffersona z 1807 roku była wcześniej uruchamiana zaledwie 30 razy w historii Stanów Zjednoczonych, głównie w przypadku niepokojów pracowniczych i egzekwowania nakazów desegregacji, co rodzi pytania o to, czy powoływanie się na nią koliduje z ustawą Posse Comitatus z 1878 roku, która zasadniczo zabrania wojskom federalnym udziału w egzekwowaniu prawa cywilnego.
W przypadku Kalifornii Trump powstrzymał się przed uruchomieniem ustawy o powstaniu, ponieważ wystarczyło powołać się na tytuł 10 Kodeksu Stanów Zjednoczonych, który mówi, że prezydent USA może wezwać wojska, jeśli "istnieje bunt lub niebezpieczeństwo buntu przeciwko władzy rządu Stanów Zjednoczonych".
Jednak sędzia federalny w Kalifornii orzekł, że nawet decyzja podjęta na podstawie Kodeksu Stanów Zjednoczonych była "poważnym naruszeniem" ustawy Posse Comitatus Act, ponieważ kryzys, na który miały zareagować rezerwy wojskowe, nie osiągnął punktu, w którym cywilne organy ścigania stały się niewystarczające.
W międzyczasie Trump powiedział, że rozważy zrobienie tego samego, aby utrzymać porządek i zająć się zagrożeniami, które jego zdaniem sięgały aż do "krajowego terroryzmu" w miastach takich jak Baltimore, Oakland, Chicago, Memphis, a ostatnio w Portland.
W Waszyngtonie sprawy przybrały inny obrót prawny. Tam Trump powołał się na sekcję 740 Ustawy o Samorządzie Dystryktu Kolumbii (District of Columbia Home Rule Act) - nigdy wcześniej nie używaną - w celu rozmieszczenia Gwardii Narodowej.
Według ekspertów decyzje te są zasadniczo sprzeczne z amerykańską tradycją nieinterwencjonistycznego rządu federalnego, który uważa ingerencję wojskową w sprawy cywilne za zagrożenie zarówno dla demokracji, jak i wolności osobistej.
"Amerykańska kultura jest po prostu taką, w której zawsze, i to sięga 10. poprawki do konstytucji, rezerwowaliśmy pilnowanie porządku dla najniższych możliwych władz lokalnych. I to jest część amerykańskiej tradycji prawnej" - powiedziała Lee, która większość swojej kariery spędziła w profesjonalnej edukacji wojskowej, ucząc oficerów wyższego szczebla o polityce bezpieczeństwa narodowego i podejmowaniu decyzji.
"Amerykanie nie postrzegali krajowego egzekwowania prawa jako czegoś, w co chcieliby, aby wojsko było zaangażowane w jakikolwiek sposób, kształcie lub formie" - podkreśliła.
Emerytowany pułkownik piechoty morskiej i starszy doradca w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) z siedzibą w Waszyngtonie, Mark Cancian, powiedział Euronews, że to polityczny charakter rozmieszczenia wojsk wywołał gniew wśród mieszkańców Waszyngtonu, a nie faktyczne oddziały.
"Ludzie krytykowali te rozmieszczenia za to, że zostały dokonane wbrew życzeniom lokalnego rządu" - powiedział Cancian.
"Co więcej, walka z przestępczością jest postrzegana jako obowiązek policji i istnieją obawy, że uzbrojeni żołnierze popełnią błąd, stosując śmiercionośną siłę. Na szczęście do tej pory tak się nie stało" - podkreślił.
"Krytycy wyrażali również obawy, że takie rozmieszczenie może mieć na celu stłumienie opozycji politycznej. To również nie miało miejsca. Chociaż te rozmieszczenia mają duże znaczenie polityczne, liczba żołnierzy jest niewielka, mniejsza niż 1% całkowitych sił".
"To nie jest Glock"
Lex, który współpracował z UE w Brukseli, gdy wojsko było rozmieszczane w różnych krajach europejskich w celu zwalczania zagrożeń terrorystycznych, powiedział, że istnieje znacząca różnica między bezprecedensowymi środkami mającymi na celu przeciwdziałanie aktom terroru a zwykłą przestępczością.
"Jeśli spojrzeć na te rozmieszczenia, które miały miejsce w Europie, wszystkie miały miejsce po absolutnie przerażających aktach terrorystycznych" - powiedział.
Przypomniał o śmiertelnych atakach terrorystycznych w Paryżu w 2015 r., których celem był teatr Bataclan i inne miejsca w mieście, w których zginęło 130 osób. Ataki bombowe na lotnisku i stacji metra w Brukseli w 2016 roku były również jednym z powodów, dla których Lex zrozumiał potrzebę rozmieszczenia personelu wojskowego w europejskich miastach.
Zarówno 40-letni Ree, jak i Lex stwierdzili, że w Stanach Zjednoczonych rozmieszczenie wojska w następstwie zamachu Al-Kaidy z 11 września na USA, w którym zginęły tysiące osób, było uzasadnionym działaniem.
Jednak rozmieszczenie Gwardii Narodowej w Waszyngtonie w 2025 r. było zupełnie inną sprawą, lub jak powiedział Ree: "To nie jest normalne".
"Celem tego rozmieszczenia nie jest (terroryzm). To nie jest ochrona narodu amerykańskiego przed siłami, które chcą nas zabić" - powiedział Ree.
Mara wyśmiał te komentarze, stwierdzając, że żołnierze w Waszyngtonie są znacznie mniej zastraszający niż ich europejscy odpowiednicy.
Europejski personel wojskowy na ulicach głównych stolic nosił karabiny automatyczne. W przeciwieństwie do tego, członkowie Gwardii Narodowej USA zostali po raz pierwszy rozmieszczeni bez broni, a dopiero później pozwolono im nosić zwykły pistolet.
"Wiesz, ilekroć byłem w Europie, policja nosiła całkiem legalną broń, powiedział Mara Euronews. "Jako Amerykanin myślisz: wow, nie wiem, co to jest, ale to nie jest Glock".
"Gwardia Narodowa to dosłownie żołnierze-obywatele" - podkreślił.
W międzyczasie Europejczycy wydawali się w dużej mierze niezaniepokojeni tym, że Trump wprowadził wojska do stolicy swojego kraju.
Na arenie międzynarodowej zabrakło wypowiedzi czołowych europejskich przywódców, którzy zazwyczaj biorą udział w komentowaniu istotnych decyzji politycznych w USA.
Bruksela, europejska stolica przestępczości z użyciem broni palnej?
Częściowo można to również wytłumaczyć faktem, że w Europie rozmieszczanie wojsk w miastach odbywa się w zupełnie innych ramach prawnych.
W Niemczech ustawa zasadnicza wyraźnie zabrania angażowania wojska w sprawy wewnętrzne, z wyjątkiem klęsk żywiołowych.
Francuska operacja Sentinelle, rozpoczęta po atakach w Paryżu w 2015 roku, rozmieściła do 7000 żołnierzy, ale działa ściśle w ramach mandatów antyterrorystycznych, które wymagają powiadomienia parlamentu w ciągu 15 dni i automatycznego przeglądu co sześć miesięcy.
Żołnierze mają określone zasady walki z zagrożeniami terrorystycznymi i pracują obok policji krajowej, a nie ją zastępują.
Belgia, Włochy i Wielka Brytania rozmieściły żołnierzy w celu przeciwdziałania zagrożeniom terrorystycznym, ale te rozmieszczenia są tymczasowe, dostosowane do zagrożeń i również działają pod nadzorem parlamentu.
Belgijskie rozmieszczenia są zgodne z ustawą o użyciu sił zbrojnych z 1994 r., która wymaga zgody parlamentu na każdą misję przekraczającą 30 dni i ogranicza personel wojskowy do określonych ról wsparcia obok policji.
Stefania Benaglia, doradca ds. polityki zagranicznej UE z siedzibą w Brukseli, wyjaśniła, że różnice między USA a Europą sięgają głębiej niż tylko kwestie prawne.
"Istnieje znaczna różnica zarówno w wyposażeniu, jak i roli policji w społeczeństwie" - powiedziała Benaglia dla Euronews.
"Z wyjątkiem wyspecjalizowanych jednostek, siły policyjne w Europie działają na podstawie bardziej rygorystycznych przepisów i mają bardziej ograniczony dostęp do sprzętu wojskowego" - dodała.
"Europa opiera się również na bardziej scentralizowanym systemie bezpieczeństwa publicznego: krajowe władze polityczne decydują o rozmieszczeniu sił, a łańcuch dowodzenia biegnie pionowo aż do prezydenta lub premiera".
Żaden z nich nie zbliża się do otwartego, skoncentrowanego na przestępczości mandatu Waszyngtonu.
Może się to jednak zmienić.
We wrześniu belgijski minister obrony Theo Francken ogłosił plany wysłania większej liczby jednostek wojskowych na ulice belgijskiej stolicy w celu zwalczania przestępczości niezwiązanej z terroryzmem, zwłaszcza w operacjach antynarkotykowych.
Według prokuratora Juliena Moinila, od stycznia do połowy sierpnia w mieście doszło do 57 strzelanin i aresztowano ponad 7 000 osób - prawie trzykrotnie więcej niż w całym 2024 roku.
Moinil, który sam został objęty ochroną policyjną w lipcu po otrzymaniu poważnych gróźb od karteli narkotykowych działających w Brukseli, stwierdził, że jest to miasto, w którym "wszyscy są zagrożeni".
"Bruksela jest katastrofą pod względem bezpieczeństwa. Musimy odzyskać kontrolę" - powiedział minister obrony Francken.
Benaglia powiedział, że na europejskie stolice wywierana jest silna presja w zakresie bezpieczeństwa. "W Europie w wielu stolicach - począwszy od Brukseli - toczy się debata na temat bezpieczeństwa. Strzelaniny związane z gangami narkotykowymi osiągnęły rekordowy poziom, choć ich skala jest inna niż w Stanach Zjednoczonych" - powiedziała.
"Ten wzrost wywołał dyskusje na temat tego, czy należy rozszerzyć nadzór i zwiększyć liczbę patroli na obszarach miejskich. Podczas gdy trwający trend w USA prawdopodobnie wpłynie na te debaty, istnieje znaczna różnica w motywach politycznych napędzających przemoc - i jej reakcję - po obu stronach Atlantyku".
Plany spotkały się z konsternacją burmistrza miasta, który nazwał je "nieprzydatnymi", oraz związków zawodowych, choć nie z tych samych powodów, co w Waszyngtonie.
W Stanach Zjednoczonych demokratyczny senator Akit Jain uważa, że rozmieszczenie amerykańskiej Gwardii Narodowej było "chwytem medialnym" mającym na celu odwrócenie uwagi od tego, co postrzegano jako bardziej wszechobecne rozmieszczenie federalne.
Inny rodzaj stolicy
W przeciwieństwie do innych stolic federalnych - gdzie stolica Kanady Ottawa pozostaje częścią Ontario, Bruksela utrzymuje reprezentację regionalną, a Londyn wybiera posłów - Waszyngton istnieje w demokratycznej próżni, którą obecne rozmieszczenie czyni bardziej dotkliwym.
Ze względu na swoją rolę jako dystryktu federalnego, a nie stanu, Waszyngton nie ma żadnych krajowych przedstawicieli do głosowania, pomimo płacenia podatków federalnych i służby wojskowej.
Mieszkańcy Waszyngtonu płacą więcej podatków federalnych na mieszkańca niż jakikolwiek inny stan, ale nie mają głosu w sprawie zatwierdzenia Sądu Najwyższego, nominacji do gabinetu lub zagranicznych ambasadorów, którzy służą w ich mieście.
Jain nie zajmuje żadnego stanowiska w rządzie federalnym i nie ma dostępu do Senatu USA.
Reprezentacja 700 000 mieszkańców stolicy USA przypomina zatem "lobbing", powiedział Jain: Waszyngton uzyskał prawo do głosowania w radzie miasta dopiero w 1974 r., a rząd krajowy nadal musi ratyfikować każdą uchwaloną przez niego ustawę.
"Jeśli spojrzysz na Paryż, Brukselę, Londyn, to wszystkie te miasta mają reprezentację w krajowej legislaturze, a więc mają wpływ na to, co dzieje się w ich miastach" - podsumował zirytowany Jain.
"Jeśli każda inna demokracja na świecie wymyśliła, jak zapewnić reprezentację mieszkańcom swojej stolicy, możemy to zrobić".
Zastanawiając się nad obecną sytuacją, Jain powiedział: "Zakładam, że rząd federalny nie jest w stanie utrzymać tego w nieskończoność".
Wzruszył ramionami, niepewny, ponieważ prezydent obiecał całkowite "federalne przejęcie" miasta, jeśli władze nie zastosują się do jego dyrektyw dotyczących egzekwowania prawa, i zachował pełną kontrolę nad Gwardią Narodową w Waszyngtonie.
Urzędnik z Połączonych Sił Zadaniowych nadzorujących oddziały odpowiedział na prośbę Euronews o komentarz, stwierdzając, że "nie jesteśmy w stanie udzielić wywiadów, ponieważ członkowie służby koncentrują się na misji wspierania władz cywilnych".
Wracając na ulice miasta, wielu żołnierzy Gwardii Narodowej zostało zaangażowanych w projekty upiększania parków Waszyngtonu, systematycznie zbierając śmieci pozostawione przez mieszkańców.
Niektórzy siedzieli w cieniu kultowego pomnika Lincolna w stolicy, robiąc sobie przerwę od stania na słońcu w lepkim upale Waszyngtonu.
Na głównym dworcu Union Station jeden z członków Gwardii Narodowej USA trzymający broń był chętny do rozmowy, ale rozmowa była krótka. Powiedział, że przyjechał z Georgii. Zapytany, czy myśli, że zostanie w Waszyngtonie na dłużej, młody mężczyzna również wzruszył ramionami.