Burmistrz Budapesztu Gergely Karácsony trafił na komisariat pod zarzutem organizacji nielegalnego zgromadzenia. Jego zwolennicy zgromadzili się, by wyrazić poparcie dla burmistrza.
Burmistrz Budapesztu, Gergely Karácsony, został zatrzymany i odprowadzony na komisariat przez grupę swoich zwolenników.
"Dziękuję, że przyszliście, ale wszyscy wiemy, że ta sprawa nie dotyczy mnie” – powiedział do zgromadzonych.
Zarzuty dotyczą organizacji masowego marszu, określanego przez media jako marsz równości, choć sami organizatorzy nie używali takiej nazwy ani nie nadawali mu takiego charakteru.
Po zakończeniu procedury identyfikacji Karácsony powrócił do uczestników demonstracji.
Zapewnił, że podczas przesłuchania złożył wyjaśnienia, które jednoznacznie wskazują na bezpodstawność zarzutów.
Nie wierzy, by sprawa trafiła do sądu, nawet jeśli formalnie zostanie wszczęte postępowanie.
W późniejszym oświadczeniu burmistrz podkreślił, że wydarzenia organizowane przez państwo i samorząd nie podlegają prawu o zgromadzeniach.
"Prawo do zgromadzeń przysługuje wyłącznie obywatelom i ich organizacjom w relacji do władz publicznych” – wyjaśnił, powołując się na orzeczenia Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Trybunału Konstytucyjnego.
Zaznaczył, że dotychczas żadna impreza państwowa lub samorządowa nie została zakwalifikowana jako zgromadzenie w rozumieniu prawa.
Karácsony ocenił, że postępowanie ma podłoże polityczne i jest prowadzone na polecenie rządu.
Zapowiedział, że nie będzie odpowiadał na pytania śledczych, lecz będzie bronił się w sądzie.
"Szkoda mi was, że musicie angażować się w tę sprawę, zamiast zajmować się swoimi sprawami” – dodał.
Burmistrz przypomniał, że autorytarne reżimy często próbują uciszyć swoich przeciwników.
"Węgierska historia zna takie przypadki. Będę dumny, gdy moje wnuki przeczytają o tym w aktach. Wolności i miłości nie da się zakazać ani zdławić" – zakończył.