Trzy i pół roku po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę pytanie o gotowość Europy do obrony nie jest już teoretyczne, a epicentrum zagrożenia znajduje się na wschodniej granicy Unii Europejskiej. Czy Polsce realnie grozi wojna i jaką cenę jesteśmy gotowi zapłacić za bezpieczeństwo?
Europa w "czasach przedwojennych"
Gośćmi Dominiki Ćosić byli europosłowie: Kosma Złotowski (Prawo i Sprawiedliwość, EKR), Michał Wawrykiewicz (Koalicja Obywatelska, EPL) oraz Tomasz Buczek (Konfederacja, Patrioci dla Europy).
Rosyjskie prowokacje, od myśliwców przechwytywanych nad Bałtykiem po drony naruszające polską przestrzeń powietrzną, stały się nową, niepokojącą normalnością. Zdaniem europosła PiS słowa niemieckiego kanclerza Merza, że "nie jesteśmy już z Rosją w stanie pokoju", trafnie oddają obecną sytuację. "Rosja próbuje zrobić wszystko, żeby zaniepokoić społeczeństwo na Zachodzie" – stwierdził, wskazując, że celem jest demonstracja siły i bezczelności, czego przykładem był niedawny przelot wojskowych odrzutowców nad platformą wiertniczą, czy naruszenie przestrzeni powietrznej Estonii.
Z tezą, że żyjemy w czasach przedwojennych, zgodził się Michał Wawrykiewicz. “Jesteśmy już w trakcie jakiejś formy konfliktu hybrydowego" – ocenił, dodając, że elementy tego konfliktu, takie jak cyberataki, chaos informacyjny i próby dezintegracji UE, dotykają całej Europy, a nie tylko państw flankowych. W jego opinii jedynym pozytywnym skutkiem tych agresywnych działań jest fakt, że "Europa Zachodnia zaczyna rozumieć, że ten konflikt dotyczy także ich", co prowadzi do jedności UE i nowych programów obronnych.
Europoseł Konfederacji z kolei studził emocje, argumentując, że Rosji "opłaca się przede wszystkim wysyłać sygnały", ale otwarcie konfliktu z całym NATO jest mało prawdopodobne. Podkreślił, że Polska powinna liczyć głównie na własne zdolności obronne oraz zwrócił uwagę, że niedawny atak dronowy ujawnił kluczową słabość: brak tanich i skutecznych systemów do walki z tego typu zagrożeniami, co zmusza wojsko do sięgania po nieadekwatne i niezwykle kosztowne środki.
Unijne miliardy na stół, czyli mechanizm SAFE
W odpowiedzi na rosnące zagrożenie, Bruksela uruchomiła program SAFE – 150 mld euro w formie niskooprocentowanych pożyczek na produkcję i zakup uzbrojenia. Jak podkreślił w rozmowie dla Euronews płk Jacek Klatka ze Stałego Przedstawicielstwa Polski przy UE, instrument ten był jednym z sukcesów niedawno zakończonej polskiej prezydencji w Radzie UE. Co więcej, to właśnie Polska jest największym wnioskodawcą – ubiega się o pożyczkę w wysokości prawie 44 mld euro.
Czy jednak ten mechanizm realnie wzmocni polski przemysł? Zdaniem europosła KO, jest to ogromna szansa, ale też element znacznie większej układanki. Podkreślał, że program SAFE jest częścią szerszej strategii Rearm Europe i perspektywy Readiness 2030, które poprzez różne formuły (m.in. fundusze spójności i kapitał prywatny) mają wygenerować łącznie aż 800 mld euro na obronność. "To nie oznacza autonomii Unii i odłączenia się od sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. To jest raczej zwiększenie naszego potencjału europejskiego" – mówił Wawrykiewicz, wskazując, że z programu sfinansowane zostaną tak kluczowe dla Polski projekty jak wozy bojowe Borsuk, czy budowa Tarczy Wschód.
Sceptycyzm wyraził Tomasz Buczek - "Boję się tego, że będziemy w pewnym momencie uzależnieni od komponentów wyprodukowanych w Niemczech, we Francji" – ostrzegał, obawiając się scenariusza tzw. złotej śrubki, gdzie brak jednego elementu może sparaliżować cały system obronny.
Kosma Złotowski zajął stanowisko pośrodku - "Lepiej, że taki fundusz jest, niż gdyby go miało nie być" – przyznał, ale jednocześnie wskazał na ograniczenia. Według europosła, pożyczek z SAFE nie będzie można przeznaczyć na zakupy amerykańskich czołgów Abrams, czy koreańskich K2. Zwrócił też uwagę na ryzyko zwiększonej biurokracji, gdyż unijne instytucje będą kontrolować krajowe przetargi.
Czy polski budżet wytrzyma wyścig zbrojeń?
Stara sentencja mówi, że kto nie płaci na własną armię, będzie płacił na obcą. Polska już teraz jest liderem w NATO pod względem wydatków na obronność, ale czy finanse państwa wytrzymają ten ciężar w długiej perspektywie?
Kluczowym elementem tej układanki jest finansowanie pozabudżetowe, w którym centralną rolę odgrywa Bank Gospodarstwa Krajowego. To właśnie ten państwowy bank zarządza Funduszem Wsparcia Sił Zbrojnych, co pozwala wojsku skupić się na kwestiach technicznych. Do tej pory bank pozyskał dla polskiej armii ponad 40 mld euro, co jest jedną z największych tego typu operacji finansowych w skali całej Unii Europejskiej. Jak zaznaczył Kacper Chmielewski, ekspert BGK, w sytuacji gdy Rosja przeznacza na prowadzenie wojny aż 30% swojego budżetu, Unia musi odpowiadać błyskawicznie, a model finansowania przez banki rozwojowe jest "najszybszym modelem do zapewnienia taniego kapitału na wydatki zbrojeniowe".
Mimo to, skala wydatków wciąż budzi gorącą debatę polityczną. Zdaniem europosła Złotowskiego, wszystko zależy od jakości rządów i rozwoju gospodarczego, krytykując obecny rząd za lawinowy wzrost deficytu. Michał Wawrykiewicz ripostował, że wydatki na zbrojenia to konieczność historyczna, a za obecny stan finansów państwa winił rozrost wydatków socjalnych za rządów PiS. Z kolei Tomasz Buczek połączył stan budżetu z ogólną kondycją europejskiej gospodarki, którą, jego zdaniem, osłabiają unijne polityki klimatyczne. "Nie możemy sobie dalej pozwolić na kontynuację ideologicznych fanaberii" – stwierdził, wskazując, że bez silnej gospodarki nie będzie pieniędzy na armię.
Debata pokazała, że choć zgoda co do potrzeby zbrojeń jest powszechna, to droga do osiągnięcia tego celu jest przedmiotem sporu. Sposób w jaki pogodzić gigantyczne wydatki z rosnącym deficytem i innymi potrzebami społecznymi, pozostaje kluczowym wyzwaniem dla Polski na najbliższe lata.
"Bruksela, moja miłość?" to nowy, cotygodniowy program Euronews. Zapraszamy do kontaktu na brukselamojamilosc@euronews.com lub przez nasze media społecznościowe.