Służby wywiadowcze szacują, że w całym kraju w protestach może wziąć udział od 600 000 do 900 000 osób. Protestują przeciwko kontrowersyjnym cięciom w wydatkach publicznych.
W czwartek we Francji odbywają się kolejne demonstracje i strajki przeciwko planowanym cięciom budżetowym. Władze spodziewają się, że weźmie w nich udział setki tysięcy osób.
Osiem głównych związków zawodowych wezwało obywateli do wyjścia na ulice w całym kraju. W zeszłym tygodniu upadł rząd premiera François Bayrou po propozycji cięć budżetowych, jednak prezydent Macron mianował na jego następcę swojego sojusznika, byłego ministra obrony Sébastiena Lecornu.
Władze przygotowują się na jedną z największych demonstracji od czasu protestów przeciw reformie emerytalnej sprzed dwóch lat. Służby wywiadowcze szacują, że w całym kraju może wziąć udział od 600 000 do 900 000 osób, w tym do 100 000 w Paryżu.
Do godziny 11.00 odnotowano już ponad 230 oddzielnych akcji protestacyjnych w całym kraju, w tym blokady zajezdni autobusowych i szkół. Metro paryskie oraz pociągi podmiejskie kursują w formie ograniczonej.
Ministerstwo spraw wewnętrznych poinformowało o 94 aresztowaniach do południa, w tym 15 w Paryżu. W całym kraju 32 osoby zostały zatrzymane, w tym 6 w stolicy. Jeden policjant został ranny.
Według związków zawodowych, jedna trzecia nauczycieli szkół podstawowych strajkuje. W szkołach średnich prawie połowa personelu nie pojawiła się w pracy. Związek Snes-FSU, reprezentujący szkoły średnie, ogłosił 45-procentowy udział w strajku. Związek potępił złe warunki pracy, niskie płace oraz "osłabianie edukacji publicznej".
Zaangażowane tysiące funkcjonariuszy sił porządkowych
Około 80 000 policjantów i żandarmów zostało zmobilizowanych w całej Francji, ze szczególnym naciskiem na Paryż. Komendant policji Laurent Nuñez ostrzegł, że setki, a nawet tysiące radykalnych grup szykują się do infiltracji protestów związkowych.
Chociaż nowo mianowany premier Sébastien Lecornu szybko odrzucił jeden z najbardziej niepopularnych pomysłów - likwidację dwóch dni wolnych od pracy - nie wykluczył pozostałych propozycji cięć budżetowych.
Należą do nich reforma zasiłków dla bezrobotnych, pozbycie się waloryzacji emerytur do poziomu inflacji oraz podniesienie kosztów leczenia ponoszonych przez pacjentów.
U podstaw tego konfliktu leżą kruche finanse publiczne Francji. Deficyt w zeszłym roku sięgnął 5,8% PKB, czyli prawie dwukrotnie przekroczył unijny limit 3%, a dług publiczny przekracza obecnie 3,3 biliona euro, co stanowi około 114% produktu krajowego brutto.
Były premier Bayrou argumentował, że drastyczne cięcia są nieuniknione, przedstawiając plan redukcji wydatków o 44 miliardy euro do 2026 roku.