Prezydent Serbii powiedział Euronews, że jego kraj stoi przed poważnymi wyzwaniami i stwierdził, że ma „wiele rzeczy do zrobienia” – balansuje między żądaniami protestacyjnymi a przygotowaniami do Expo 2027 i trwającymi negocjacjami w sprawie członkostwa w UE.
Prezydent Serbii Aleksandar Vučić potwierdził zaangażowanie Belgradu w członkostwo w UE, mimo iż od 13 lat Serbia jest krajem kandydującym, i w poniedziałek w stolicy powiedział Euronews, że zdecydowanie utrzyma naród „na drodze do UE” do czasu opuszczenia urzędu w połowie 2027 roku.
Odnosząc się do trwających demonstracji w kraju na Bałkanach Zachodnich, Vučić bronił tego, jak jego rząd radzi sobie z dziewięciomiesięcznymi protestami, i mówi o powtarzających się wezwaniach do dialogu, które demonstranci odrzucili. Stwierdził też, że pozostaje zaangażowany w członkostwo w UE pomimo rosnącej polaryzacji.
Vučić powiedział, że kilka razy zaproponował przeprowadzenie publicznej debaty z liderami protestów, w tym otwartą dyskusję telewizyjną, w przypadku której demonstranci mogliby wybrać miejsce i przyprowadzić wielu przedstawicieli. Protesty, wywołane zawaleniem się zadaszenia na dworcu kolejowym w Nowym Sadzie na północy kraju, które doprowadziło do śmierci kilkunastu osób, stawały się coraz bardziej gwałtowne. Dochodziło do ataków na biura partii rządzącej i konfrontacji z policją.
Vučić zaznaczył, że jest otwarty na przyspieszone wybory, ale podkreślił, że ciągłe wybory spowolniłyby postęp, i powiedział protestującym, że trzeba „pracować od czasu do czasu”, zamiast skupiać się wyłącznie na kampaniach politycznych.
Przeczytaj wywiad przeprowadzony przez Jane Witherspoon z Euronews poniżej i obejrzyj go w całości w odtwarzaczu powyżej.
Nazywam się Jane Witherspoon i witam w specjalnym wydaniu The Europe Conversation z Belgradu, gdzie dołączył do mnie prezydent Serbii Aleksandar Vučić. Panie prezydencie, bardzo dziękuję za dzisiejszą wizytę.
Dziękuję bardzo za zaproszenie.
Wezwał pan protestujących przeciw rządowi do dialogu po dziewięciu miesiącach tych protestów i demonstracji. Po raz kolejny odmówili. Dokąd teraz zmierza ta sytuacja? Jak zamierza ją pan rozwiązać?
Cóż, w rzeczywistości miałem do czynienia z latami protestów i demonstracji, począwszy od 2014 roku, po tym, jak musieliśmy przeprowadzić konsolidację fiskalną i obniżyć emerytury i płace w sektorze publicznym. W ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy miały miejsce najlepiej zorganizowane protesty i demonstracje, a w marcu odbył się największy do tej pory protest. To nie było moje pierwsze wezwanie. Właściwie było to piąte czy szóste wezwanie do dialogu, do otwartej rozmowy. Ale jaka była różnica tym razem? Zaproponowałem coś i zareagowali szybko, ale w pewnym sensie nerwowo, nie wiem dlaczego. Zaproponowałem nawet otwartą debatę telewizyjną. Mogą wybrać temat. Mogą wybrać studio, a ja pójdę tam, gdzie mi każą. Mogą przyprowadzić trzy, cztery osoby, ale powinny one być ich przedstawicielami. I byłem gotów dyskutować o tym publicznie, ponieważ wierzę, że rozmowy, konwersacje, dialog nie mają żadnej alternatywy. Uważam, że jakakolwiek przemoc, którą widzieliśmy na ulicach, nie jest dobra dla tego kraju. Jeśli ktoś podpala, rzuca kamieniami w siedzibę partii rządzącej lub atakuje ludzi, którzy siedzą w środku i dyskutują o swoich sprawach, to nie wygląda to dobrze. To nie jest dobra sytuacja dla Serbii, nie przyciągnie nowych inwestycji, nowych turystów. Nie da im to przekazu: „Jesteśmy jednym z najbezpieczniejszych krajów w Europie, przyjedźcie do nas”. To nie jest dobre.
Od czego więc zacząć?
Moja oferta pozostanie aktualna, dopóki [demonstranci] jej nie zaakceptują, ponieważ pewnego dnia będą musieli z kimś porozmawiać. Sześć miesięcy temu zaproponowałem wszystkim dziekanom, rektorowi Uniwersytetu Belgradzkiego i wszystkim innym, nawiązanie dialogu. To był luty, późny luty, a jeszcze wcześniej, w grudniu, oferowałem to studentom. Ale odmawiają, ponieważ ich jedynym celem byłem albo ja, albo rząd, i to wszystko. Chcieli rozmawiać ze wszystkimi z wyjątkiem nas. Mam nadzieję, że to się zmieni.
Jak te protesty spolaryzowały i sparaliżowały społeczeństwo w Serbii? Na tych protestach nie widzimy prawie żadnych flag UE, co jest zdumiewającą różnicą w porównaniu z innymi protestami w regionie. Jak pan to interpretuje?
Sytuacja w Serbii jest bardzo dziwna i skomplikowana. Jest wiele organizacji pozarządowych, które zawsze będą mówić: „jesteśmy prounijne i chcemy, by Serbia wstąpiła do UE, ale to się nie uda, jeśli Vučic będzie rządził”, chociaż jesteśmy w najlepszej sytuacji ekonomicznej w porównaniu z tym, co było kiedyś, w porównaniu do wszystkiego, co mieliśmy do tej pory. Otrzymaliśmy rating kredytowy od agencji Fitch i spodziewamy się, że otrzymamy go również od agencji Standard&Poor i Moody's. Po raz pierwszy stosunek naszego długu publicznego do PKB wynosi 44%. To dwa razy mniej niż średni dług publiczny Unii Europejskiej. Oto, co zrobiliśmy. W całym mieście widać było, że jest to miasto żurawi. Widać to wszędzie. Miasto i kraj stają się coraz piękniejsze. Rosną nie tylko płace w sektorze publicznym, ale także wynagrodzenia i emerytury. To dobre wyniki. Wspomniała pani o polaryzacji i to się zgadza, mamy spolaryzowaną sytuację medialną. Mamy media antyrządowe, silnie antyrządowe, i silnie prorządowe, jak w Stanach Zjednoczonych, jak w niektórych innych krajach europejskich. I to właśnie powoduje tego rodzaju polaryzację, która nie istnieje w rzeczywistym życiu ludzi. A kiedy krytykowano moją ofertę dialogu, mówiono, że jestem zdesperowany, że nie ma alternatywy, że bardzo boję się swoich przeciwników politycznych. Nie, to zawsze oznaka siły, a nie słabości. Składam tę ofertę w bardzo szczególnym momencie, kiedy można łatwo dostrzec prawdziwą zmianę, w chwili gdy ludzie coraz bardziej sprzeciwiają się protestującym. Społeczeństwo ma dość blokad, dość przemocy, która miała miejsce w szczególności w ostatnich tygodniach. Śledzę sondaże, widzę to w nich wyraźnie. Jednocześnie musimy zaoferować odpowiedzialną i poważną odpowiedź na kryzys społeczny, przed którym stoimy. A nasza rola musi być znacznie większa. Bez wątpienia musimy być bardziej odpowiedzialni. Dlatego właśnie składamy taką propozycję.
Pojawiły się oskarżenia o nadmierne użycie siły przez policję. Jak odpowie pan na te oskarżenia? W jaki sposób zapewnia pan odpowiedzialność za prawa człowieka, o której pan wspomniał?
Reakcja serbskiej policji jest prawie nieporównywalna do wszystkich innych dużych policji krajów UE. Nasza policja była cicha, milcząca, nie reagowała praktycznie na nic. 28 czerwca [protestujący] ogłosili, że zamierzają rozpocząć brutalne akcje przeciwko policji. Nazwali to zielonym światłem dla swoich działań. Zaatakowali jednostki policji i chcieli zaatakować swoich przeciwników politycznych. Potem spalili co najmniej cztery siedziby partii rządzącej. W drugą stronę nie było takich działań. Policja nie interweniowała nawet w Nowym Sadzie i Valjevie, dwóch ważnych miastach w tym kraju. Policja interweniowała już po wszystkim, używając jak najmniejszej siły. Czy są jakieś szczególne przypadki, w których jeden, dwóch lub trzech policjantów użyło nadmiernej siły? Bez wątpienia zawsze gdzieś się to zdarza, szczególnie po dziewięciu miesiącach. Ale jeśli chcemy porównać sceny z Berlina, Londynu, a nawet Brukseli czy Paryża z sytuacją i scenami z Belgradu, to jest to naprawdę nieporównywalne i muszę powiedzieć, że jestem bardzo dumny z zachowania naszych policjantów, ich cierpliwości. To cud, biorąc pod uwagę poziom agresywności protestujących, że udało nam się utrzymać kontrolę nad sytuacją w taki sposób, że nie było ofiar, że w ciągu tych dziewięciu miesięcy nikt nie zginął. Mamy nadzieję, że będzie to przykład demokratycznego i pokojowego rozwiązania wszystkich tych kwestii.
Protestujący obwiniają skorumpowany system za część swoich działań. Czy Serbia jest skorumpowana? Czy panuje tu korupcja?
Bez wątpienia korupcja jest wszędzie, na całym świecie, w każdym kraju. To najłatwiejszy temat, który ktoś może wybrać, i powiedzieć: „okej, jest korupcja”. Ale odkładając to na bok, oczywiście ma miejsce wiele przypadków korupcji i musimy z nią walczyć znacznie silniej. Jestem bardzo zaangażowany w przeprowadzenie tej walki. A problem z protestującymi polega na tym, że mogą mówić, co chcą. Wiedzą jednak, że Vučić nie ma kont bankowych poza granicami kraju. Nie mam żadnych kont, mieszkań, willi, czegokolwiek poza granicami kraju. Wszystko, co mam, jest zadeklarowane zgodnie z prawem obowiązującym w Serbii i wszyscy o tym wiedzą. Ale jestem gotowy przyjąć słowa krytyki w tej kwestii, zmienić wszelkie ważne ustawy i zająć się tym problemem. Trzeba jednak pamiętać, że łatwo jest oburzać się na kwestie, które są łatwym celem, tak jak ta. Czy jest wiele do zrobienia? Tak, będziemy musieli zrobić wiele rzeczy w przyszłości. Nasza droga do UE jest bez wątpienia jednym z najważniejszych zadań.
Protestujący domagają się teraz przyspieszonych wyborów. Czy odbędą się one? Czy mogłoby to posunąć sprawy do przodu?
Euronews nadawał co najmniej dwa programy w lutym i marcu tego roku. I nawet dziennikarze Euronews, a nie wasi goście, mówili, że jeśli w Serbii są siły, które zaakceptowałyby referendum lub wybory Vučicia, to stałoby się to pięć miesięcy temu. Mówili, że te osoby byłyby traktowane jak prawdziwi zdrajcy, jak osoby, które pomogły mu najbardziej. Przypomnę tylko, że w grudniu, kiedy to się zaczęło – ponieważ od samego początku wiedziałem, że to było wielkie oszustwo – chcieliśmy spełnić wszystkie ich wymagania, wszystkie prośby, wszystkie żądania. Mówiłem im: „Robimy to, tamto, zrobiliśmy już to. Jesteście z tego zadowoleni?”. Odpowiadali: „Nie, kontynuujemy to, teraz to jest większe od nas, większe od ciebie”. Dobrze. Powiedziałem wtedy: „W porządku, chcecie referendum przeciwko mnie, będę gotowy w ciągu dwóch dni”. Mówili: „Nie, to zdrada. Zdrada wobec kraju. Jeśli ktoś to zaakceptuje, nie idziemy. Nie jesteśmy politykami. Nie potrzebujemy polityki”. Potem zaproponowałem wybory. Odpowiedź była taka sama. Po sześciu miesiącach faktycznie przestawiliśmy się na bardziej regularny tryb i staramy się realizować nasze cele, cele gospodarcze, spełniać wszystkie nasze zobowiązania dotyczące organizacji Expo 2027. Musimy zakończyć wszystkie przygotowania do grudnia 2026 roku. Mamy wiele rzeczy do zrobienia. Od czasu do czasu trzeba pracować, nie można bez przerwy przeprowadzać wyborów. A teraz mówią, że jedyne, czego potrzebujemy, to wybory. Wcześniej nie chcieli ze mną rozmawiać i twierdzili, że nie mam do tego uprawnień, żadnych kompetencji. Mówiłem: „W porządku, chciałem tylko z wami porozmawiać”. Jestem jedyną osobą, która ma kompetencje w zakresie zwoływania przedterminowych wyborów. Ale nadal nie chcą ze mną rozmawiać, ponieważ uważają, że ktoś z zewnątrz wywrze na mnie dużą presję w kwestii nowych wyborów, spełnienia tylko swoich życzeń.
Czy istnieje faktyczna opozycja, mimo braku wyraźnej, zmobilizowanej opozycji? Czy też jest pan jedyną osobą, która może przewodzić krajowi?
Oczywiście, że nie. Będę prezydentem przez rok, półtora, nie dłużej. Będzie nowy prezydent, nowe przywództwo. Nie zamierzam zmieniać konstytucji ani bawić się w tego rodzaju gierki. Ale prawdziwym problemem jest to, że jednym z powodów, dla których mamy tego rodzaju protesty – oprócz wielu innych – jest fakt, że ludzie nie są zadowoleni ze swojej opozycji. To, jak mnie postrzegają, jest problematyczne. Przeprowadziliśmy kilka badań z grupami fokusowymi osób, które nie popierają mnie i partii rządzącej. Mówiono, że jestem jak kiedyś Mohammed Ali, jak dziś ten Ukrainiec, Usyk. Jestem zbyt silny na ringu. Chcą znaleźć kogoś, kto będzie mógł ze mną konkurować. Chcą mieć większą kontrolę. Chcą większej przejrzystości. Chcą zobaczyć to i tamto. To jest jeden z powodów, dla których nie widać tego rodzaju ludzi w opozycji i wszyscy jednoczą się przeciw czemuś, a nie przez poparcie dla czegoś. Kiedy pytasz ich o politykę – nie mają poglądów politycznych. Jeśli zapytasz ich o UE, nie są zadowoleni z poparcia jakiejkolwiek ustawy, która pomoże nam w podążaniu ścieżką dołączenia do Unii. Gdy zapyta się ich o cokolwiek innego związanego z UE, powiedzą: „Okej, potrzebujemy waszych pieniędzy, ale nie potrzebujemy was i waszych wartości”. Sam mógłbym podać tysiące uwag do UE, jeśli chodzi o integralność terytorialną Serbii czy inne kwestie. Ale dopóki nie opuszczę urzędu, Serbia pozostanie mocno na drodze do UE, zaangażowana i oddana tej ścieżce, będziemy przeprowadzać i wdrażać niezbędne reformy. Niedawno zmieniliśmy dwie ustawy medialne zgodnie z dorobkiem prawnym UE. Teraz pracujemy wspólnie z ODIHR, OBWE i UE nad zmianą ustawy o listach wyborczych i rejestrze głosowań. Musimy też zmienić ustawę o mediach elektronicznych i bardzo ciężko nad tym pracujemy. To warunki wstępne do otwarcia Klastra 3, co, mamy nadzieję, nastąpi do końca roku.
Serbia jest na liście oczekujących – można powiedzieć, że w poczekalni – jako kraj kandydujący od 13 lat. To dość długo. W Brukseli wiele uwagi poświęca się dyskusjom na temat Ukrainy, przyspieszenia procesu jej przystąpienia do UE. Jak się pan z tym czuje? Czy uważa pan, że w UE istnieje szczere pragnienie rozszerzenia bloku o Bałkany Zachodnie?
Wierzę, że w UE nastąpią pewne zmiany, ale oczywiście główny nacisk zostanie położony na Ukrainę i Mołdawię, ponieważ Bruksela uważa, że należy w jakiś sposób powstrzymać dalsze wpływy Rosji na europejskim gruncie. I dlatego jest bardzo skoncentrowana na Ukrainie – w szczególności ze względu na problemy, z jakimi boryka się Ukraina, na wojnę z Rosjanami – następnie na Mołdawii, a dopiero potem na Bałkanach Zachodnich. Nie jestem pewien, czy wszyscy są zainteresowani Bałkanami Zachodnimi tak samo, jak duże kraje, ale cieszę się, że widzę tego rodzaju zmiany. Niedawno rozmawiałem z Meloni i prezydentem Macronem i myślę, że są bardzo zainteresowani nie tylko tym, by do UE dołączyła Serbia, ale cale Bałkany Zachodnie. Ale nie jestem pewien, jaki jest stosunek innych krajów, a potrzeba konsensusu. Jednak przede wszystkim musimy zmienić siebie dla siebie i ze względu na siebie. Jest jednak kilka innych rzeczy, które możemy zrobić razem, w tym unikalny rynek, który jest regionem bez granic ani przeszkód dla handlu lub przepływu kapitału, ludzi, czegokolwiek. Jest to coś, co musimy osiągnąć, zanim zbliżymy się do UE. Jest jeszcze wiele do zrobienia i jestem tego świadomy. Ale jeśli zapytamy ludzi w Serbii – nieważne, czy z naszego obozu, czy obozu opozycji – usłyszymy to samo: „Mamy tego trochę dość i spodziewaliśmy się, że dołączymy do Unii Europejskiej znacznie szybciej”.
Jak obecnie wygląda dialog z prezydentem Putinem? Czy uważa pan, że dzięki Trumpowi pokój będzie możliwy? I czy Putin naprawdę jest tym zainteresowany?
Wierzę, że wszyscy są zainteresowani pokojem. Nie mogę powiedzieć tego, co Bruksela chciałaby usłyszeć. Przez trzy i pół roku mówiłem, że pokonanie Rosji nie będzie łatwe, a niektórzy bardzo głośno mówili, że to tylko kwestia czasu, aż ją pokonany, wyrzucimy z ukraińskiej ziemi i tak dalej. Mówiłem, że to nierealistyczne, ale nikt nie chciał słyszeć takich głosów. Odbyłem pewne rozmowy z prezydentem Putinem – wierzę, że były one otwarte i szczere – które mu się nie podobały, a pewne ich części nie podobały się mnie, ale nie zamierzam mówić o tym publicznie.
Czy prowadzi pan z nim zakulisowe rozmowy?
Nie, nigdy nie robiłem nic za kulisami. Niektórzy ludzie z Europy prowadzą tego rodzaju rozmowy za kulisami. Ja nie. Zawsze robię to w bardzo przejrzysty sposób. Miało to miejsce tylko raz w ciągu ostatnich trzech i pół roku i sądzę, że cała Europa to widziała. Każdy miał coś do powiedzenia na ten temat, ale już nie na swój, gdy nie mówili w równie przejrzysty sposób. Jednak uważam, że ta inicjatywa jest bardzo ważna. Wciąż nie osiągnęliśmy punktu krytycznego, czy też punktu bez powrotu, jeśli chodzi o większe starcia, ale wierzę, że w ciągu dwóch, trzech, czterech miesięcy możemy dojść do tego etapu.
Rozumiem. Panie prezydencie, bardzo dziękuję za dzisiejszą rozmowę z Euronews.
Dziękuję bardzo za przybycie i mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy. Dziękuję. Życzę wszystkiego najlepszego. Dziękuję.