Newsletter Biuletyny informacyjne Events Wydarzenia Podcasty Filmy Africanews
Loader
Śledź nas
Reklama

Alternatywny scenariusz dla Europy. Jak wyglądałaby Unia Europejska pod wodzą Mario Draghiego?

Draghi wciąż unosi się w Brukseli nie tylko jako duch nie obranej drogi, ale także jako autor raportu na temat konkurencyjności, który zleciła sama von der Leyen.
Draghi wciąż unosi się w Brukseli nie tylko jako duch nie obranej drogi, ale także jako autor raportu na temat konkurencyjności, który zleciła sama von der Leyen. Prawo autorskie  Euronews
Prawo autorskie Euronews
Przez Gerardo Fortuna
Opublikowano dnia
Podziel się tym artykułem
Podziel się tym artykułem Close Button

Wyobraźmy sobie, że to Mario Draghi, a nie Ursula von der Leyen, został wybrany na przewodniczącego Komisji Europejskiej latem 2024 r. Stawiając czoła Trumpowi w sprawie ceł, tworząc długoterminowy budżet UE i wyznaczając inny kurs dla Europy: oto jak mogłaby wyglądać UE, gdyby złapała ten pociąg.

REKLAMA

Być może widzieliście to na LinkedIn lub w nagłówkach gazet: Mario Draghi znów przemówił. To w końcu supermoc Super Mario - kiedy mówi, ludzie słuchają, wzmacniając jego reputację jako osoby, której słowa mają znaczenie.

W zeszłym tygodniu jego uwagi na popularnym włoskim forum w Rimini były szczególnie ostre w stosunku do obecnej trajektorii Unii Europejskiej. I właśnie dlatego jego ostatnia interwencja jest czymś więcej niż tylko kolejnym przemówieniem.

Sam moment jest również godny uwagi. Ursula von der Leyen, zaledwie rok po rozpoczęciu drugiej kadencji na stanowisku przewodniczącej Komisji Europejskiej, już spotyka się z krytyką.

Niewielu w Brukseli zapomniało, że Draghi był kiedyś wymieniany jako potencjalna alternatywa dla tej roli - mimo że nigdy oficjalnie nie przystąpił do wyścigu.

Jednak były prezes Europejskiego Banku Centralnego, wcześniej nazywany "czarodziejem" z powodu zaklęć takich jak "cokolwiek trzeba", nadal rzuca długi cień na Komisję. Dla von der Leyen jego obecność jest niemal jak duch nawiedzający jej drugą kadencję. I pozostaje pytanie: co by było, gdyby Draghi zajął jej miejsce?

Podobnie jak w filmie "Sliding Doors" ["Przypadkowa dziewczyna"- red.] (lub, dla kinomanów, jego artystycznym poprzedniku "Podwójne życie Weroniki"), UE mogła rozwijać się według dwóch różnych osi czasu.

Opierając się na niedawnym przemówieniu Draghiego i jego nadmiernie cytowanym raporcie, można sobie wyobrazić alternatywną prezydencję Komisji pod jego przywództwem...

Geopolityczna Europa (naprawdę)

Ursula von der Leyen gości Mario Draghiego w Berlaymont, siedzibie Komisji Europejskiej, przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2024 r.
Ursula von der Leyen gości Mario Draghiego w Berlaymont, siedzibie Komisji Europejskiej, przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2024 r. Unia Europejska

Bruksela od dekady obiecuje UE bardziej asertywną rolę na arenie międzynarodowej — Jean-Claude Juncker nazwał swoją kadencję „Komisją polityczną”, von der Leyen określiła swoją pierwszą kadencję jako „geopolityczną”.

Werdykt Draghiego? To wciąż myślenie życzeniowe. Jako najbardziej oczywisty przykład wskazał Ukrainę: Europa zapłaciła największe rachunki i ma największy udział w sprawiedliwym pokoju, ale "jak dotąd odegrała jedynie dość marginalną rolę w negocjacjach pokojowych" - powiedział Draghi.

Jeśli chodzi o Bliski Wschód, oskarżył UE o bycie "widzem, gdy bombardowano irańskie obiekty nuklearne i nasilała się masakra w Gazie" (zwróć uwagę na dobór słów w Gazie: von der Leyen nigdy nie posunęła się dalej niż do "katastrofalnej sytuacji humanitarnej").

Jego ostrzeżenie jest takie, że idea, jakoby sama ekonomia dawała władzę geopolityczną, jest martwa. Europa musi przestać być „aktorem drugoplanowym” i stać się protagonistą – co, jak to określa Draghi, oznacza przebudowę machiny politycznej UE.

Co by było, gdyby: Z Draghim u steru spodziewalibyśmy się, że UE będzie głośniej reagować na globalne kryzysy (wykorzystując jego pozycję do podniesienia głosu Europy). Ale także większe walki wewnątrz bloku, z krajami uczulonymi na głębszą integrację polityczną.

Amerykańskie cła i nowy porządek handlowy

Umowa handlowa zawarta w lipcu ubiegłego roku na polu golfowym Trump Turnberry w Turnberry w Szkocji spotkała się z krytyką Mario Draghiego
Umowa handlowa zawarta w lipcu ubiegłego roku na polu golfowym Trump Turnberry w Turnberry w Szkocji spotkała się z krytyką Mario Draghiego AP Photo

Najostrzejsze słowa Draghiego zostały jednak zachowane na handel i na szczyt von der Leyen-Trump w Szkocji. "Musieliśmy pogodzić się z cłami nałożonymi przez naszego największego partnera handlowego i wieloletniego sojusznika" - powiedział.

To bardziej osąd Draghiego niż jasne stwierdzenie, co zrobiłby inaczej - w końcu negocjacje handlowe w dużej mierze zależą od opinii państw członkowskich.

Trudno jednak wyobrazić sobie Draghiego lecącego na pole golfowe Trumpa i publicznie popierającego amerykańską narrację o braku równowagi, tak jak zrobiła to von der Leyen. W tamtym czasie przyznała, że "mamy nadwyżkę po naszej stronie i deficyt po stronie USA", co utorowało drogę do asymetrycznego porozumienia taryfowego w wysokości 15% między Brukselą a Waszyngtonem.

Kontrast wykracza poza umowę z Trumpem, ponieważ Von der Leyen nadal gra zgodnie z zasadami handlu.

W zeszłotygodniowym op-edzie (który wydawał się częściowo odpowiadać na przemówienie Draghiego) argumentowała, że partnerstwa handlowe pomogłyby "pracować nad wspólnymi globalnymi wyzwaniami, w tym modernizacją systemu handlowego opartego na zasadach".

Draghi natomiast brzmiał bardziej pesymistycznie: przywódcy UE, jak powiedział, "muszą zaprojektować politykę handlową dostosowaną do świata, który porzuca wielostronne zasady".

Co by było, gdyby: Komisja pod przewodnictwem Draghiego mogłaby przyjąć ostrzejszą linię w transatlantyckich rozmowach handlowych - ryzykując starcia podobne do tych, jakie Kanada i Chiny toczą z USA - i przyjąć bardziej kontrowersyjną politykę handlową, potencjalnie odchodząc od multilateralizmu w stylu WTO.

Konkurencyjność wywrócona do góry nogami

Mario Draghi i Ursula von der Leyen na prezentacji raportu na temat przyszłości konkurencyjności Europy, sporządzonego przez byłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego
Mario Draghi i Ursula von der Leyen na prezentacji raportu na temat przyszłości konkurencyjności Europy, sporządzonego przez byłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego European Union

Nazwisko Draghiego nadal unosi się w Brukseli nie tylko jako duch nieobranej drogi, ale także jako autor raportu na temat konkurencyjności, który zleciła sama von der Leyen.

Rozbieżność w kwestii konkurencyjności między nimi jest niezwykła: dla von der Leyen można ją osiągnąć w dużej mierze w ramach istniejących ram, podczas gdy dla Draghiego Europa musi najpierw przyznać, że globalny kontekst, w którym kiedyś prosperowała, zniknął.

W Rimini Draghi wyraził to bez ogródek: "Tam, gdzie kiedyś rynki kierowały gospodarką, dziś mamy do czynienia z szeroko zakrojoną polityką przemysłową. Tam, gdzie kiedyś panował szacunek dla zasad, teraz wykorzystuje się siłę militarną i potęgę gospodarczą do ochrony interesów narodowych".

Były włoski premier argumentował, że Europa jest "źle przygotowana" na tę nową rzeczywistość, jeśli nie zmieni swojej machiny politycznej i gospodarczej.

W praktyce, wizja von der Leyen przekłada się na to, że nadal stawia ona na sektor prywatny, aby na przykład zapewnić konkurencyjność.

Draghi nie zgadza się z tym: europejskie przedsiębiorstwa już się dostosowały, podczas gdy sektor publiczny pozostaje w tyle. Jego zdaniem rządy muszą zintensyfikować działania, zdefiniować priorytetowe branże i, co najważniejsze, uzgodnić, w jaki sposób zapłacić za "ogromne inwestycje", które będą wymagane.

Co by było, gdyby: Władze wykonawcze UE Draghiego mocno oparłyby się na rządach (zamiast polegać wyłącznie na budżecie UE) w celu sfinansowania ponownego uruchomienia konkurencyjności. Mniej liberalizmu rynkowego, więcej polityki przemysłowej - i znacznie trudniejsze zadanie dla stolic UE.

Ukończenie rynku wewnętrznego, a nie tylko jego uproszczenie

Von der Leyen uwielbia mówić o biurokracji jako głównej przeszkodzie dla konkurencyjności Europy. Jej druga kadencja przyniosła już "pakiety zbiorcze" mające na celu zniesienie przepisów UE i usprawnienie biurokracji.

Draghi widzi jednak ten problem inaczej. W Rimini ubolewał nad "wolniejszymi zamówieniami, wyższymi kosztami" i "przeszkodami, które sami sobie narzucamy", ale nie wezwał do deregulacji.

Jego przesłanie: przestać majstrować i dokończyć pracę, wzywając do zakończenia tworzenia rynku wewnętrznego bloku.

"Akt o jednolitym rynku został przyjęty prawie czterdzieści lat temu, a mimo to nadal istnieją znaczące przeszkody w handlu w Europie. Usunięcie ich miałoby znaczący wpływ na wzrost gospodarczy w Europie" - powiedział Draghi.

Tłumaczenie: Problemem Europy nie jest zbyt wiele przepisów, ale to, że jednolity rynek jest wciąż w połowie zbudowany.

Draghi wezwał również UE do eksperymentowania z nowymi formami integracji, takimi jak "28. system" podobny do stworzenia "europejskiego Delaware" do rejestracji działalności gospodarczej.

Warto pomyśleć o tym jako o opcjonalnych ogólnoeuropejskich ramach korporacyjnych, które zmniejszą fragmentację i dadzą firmom prawdziwy kontynentalny dom. Bruksela przytaknęła temu pomysłowi, a von der Leyen wymieniła go nawet w swoich wytycznych politycznych, ale nadal tkwi on na stosie "rozważane".

Co by było, gdyby: Draghi uczyniłby ukończenie jednolitego rynku sztandarowym projektem od pierwszego dnia - stawiając na pierwszym planie sprawy, które utknęły w martwym punkcie, zamiast demontować istniejące zasady pod hasłem uproszczenia.

Europejska obrona dla Europejczyków

Jednym z obszarów, w którym Draghi i von der Leyen są zbieżni, jest potrzeba wzmocnienia europejskiej obronności.

Oboje chcą zwiększenia wydatków. Ale Draghi uderza mocniej.

Zasadniczą linią jego przemówienia jest to, że "siła gospodarcza jest koniecznym, ale niewystarczającym warunkiem siły geopolitycznej", mówiąc, że iluzja, że sama siła gospodarcza Europy może przełożyć się na wpływ na scenie globalnej, "wyparowała".

Obronność, jak zasugerował, jest tym, co naprawdę się liczy.

Podczas gdy von der Leyen mówi o większej ilości pieniędzy dla europejskich armii, Draghi ostrzega, że dzisiejsze naciski są mniej związane ze strategiczną wizją Europy niż z presją Ameryki.

"Byliśmy również naciskani przez tego samego sojusznika, aby zwiększyć wydatki wojskowe - decyzję, którą być może i tak powinniśmy byli podjąć, choć w formach i sposobach, które prawdopodobnie wierniej odzwierciedlałyby interesy Europy" - powiedział.

Co by było, gdyby: Pod rządami Draghiego UE mogła również dążyć do silniejszej doktryny strategicznej autonomii w dziedzinie obronności, zbliżając się do wizji Emmanuela Macrona, w której Europa uniezależnia się od USA.

Przejdź do skrótów dostępności
Podziel się tym artykułem

Czytaj Więcej

Tylko w Euronews: Rada UE stoi w obliczu przełomowego pozwu o zniesławienie w Niemczech z powodu sankcji

Rok po wezwaniu Draghiego do radykalnych zmian: czy UE spełniła oczekiwania?

"To opowieść o dwóch monopolistach". Muska pozywa Apple i OpenAI