Niemcy po raz kolejny wyznaczyły ośrodki zgłaszania jako „zaufanych sygnalistów”. Od miesięcy w kraju toczy się debata nad tym, czy może to ograniczyć wolność słowa. Rząd stoi również w obliczu kolejnego konfliktu w tej sprawie.
Czy wolność słowa jest ograniczana w Niemczech? Coraz więcej prawników, polityków i dziennikarzy krytykuje politykę niemieckiego rządu związanej z gorącymi liniami.
Jest to efekt powstawania coraz wiekszej liczby centrów raportowania przeciwko "nienawiści i agitacji w Internecie". Często są one finansowane przez państwo lub nawet bezpośrednio zarządzane przez państwo.
Gdzie zaczyna się opinia, a gdzie kończy? Zdarzało się, że policja nagle pojawiała się pod drzwiami zwykłych obywateli o szóstej rano. Były to naloty z powodu memów krytycznych wobec rządu ("obrażających polityków") w czasie rządów obecnej koalicji.
Dwie organizacje pozarządowe zajmujące się sprawozdawczością są obecnie tak zwanymi "zaufanymi sygnalistami". W ramach unijnego rozporządzenia Digital Services Act (DSA), ich zadaniem jest kontrola nielegalnych treści w Internecie. Eksperci prawni uważają, że prywatne centra raportowania są zbyt blisko polityki. Istnieje obawa, że zgłaszane mogą być również treści, które mogą być opiniami.
Prawnik Ralf Höcker powiedział Euronews: "Zaufani sygnaliści są kontrowersyjni, ponieważ są pół-rządowymi organizacjami, które są finansowane przez państwo dużymi sumami pieniędzy i de facto decydują o tym, co jest legalne, a co nie. To forma państwowej cenzury, można by ją nazwać Ministerstwem Prawdy".
Według Höckera istnieją obecnie "liczne powiązania" między wyznaczonymi zaufanymi organizacjami a polityką i partiami politycznymi, a to, jak mówi "nie może się dobrze skończyć".
Polityczka CDU: "Nie należy podążać tą drogą"
Sceptycyzm pojawia się również w rządzącej partii. Posłanka CDU do Bundestagu Saskia Ludwig podkreśliła w rozmowie z Euronews: "Absolutnie nie jest w porządku podążanie tą drogą z zaufanymi sygnalistami i zlecanie prywatnym firmom sprawdzania, co jest, a co nie jest dozwolone w Internecie. Nie tylko ja podchodzę do tego sceptycznie, wiem, że wielu członków grupy parlamentarnej również".
Z kolei socjaldemokraci chcą znacznie większej kontroli nad Internetem i twierdzą, że jest to konieczne.
SPD się nie zgadza: "Nic nie zostanie usunięte"
Poseł SPD Parsa Marvi wyjaśnia: "Naszym zdaniem chodzi o to, że platformy i media społecznościowe nie są próżnią prawną, w której dochodzi do uzasadnionych przestępstw kryminalnych, takich jak mowa nienawiści, zniesławienie i groźby, jak zastraszanie. Wszystkie te kwestie muszą być traktowane bardzo poważnie".
Właśnie dlatego Komisja Europejska ustanowiła zaufane podmioty sygnalizujące, jak przekonuje Marvi. "Aby te nielegalne, przestępcze treści mogły być zgłaszane".
Polityk SPD mówi, że "nic nie zostanie usunięte", ponieważ: "zaufane osoby zgłaszają treści na podstawie wytycznych i przepisów, a to platforma decyduje i sprawdza".
Ale to nie do końca prawda. Organizacje pozarządowe, które otrzymują duże sumy pieniędzy od rządu na inne projekty, mają być "zaufanymi sygnalistami". Na raz zgłoszoną treść platforma musi zareagować szybko i priorytetowo - tj. usunąć ją. W przeciwnym razie istnieje ryzyko nałożenia kar. Ponadto centra sprawozdawcze sprawdzają, czy platforma internetowa faktycznie usunęła post po otrzymaniu wniosku. Innymi słowy, presja na platformy internetowe, by naciskały "usuń", jest bardzo duża.
To sąd najwyższy często podejmuje ostateczną decyzję, czy dana opinia jest dopuszczalna. Pracownicy centrów raportowania są tak zwanymi "wykwalifikowanymi prawnikami", ale nie wiadomo, czy ich osobiste polityczne opinie mogą być brane pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o żądaniu usunięcia.
Ponadto rząd niemiecki przywrócił przestarzałe przestępstwo - obrazę majestatu (lèse majesté) podczas drugiego lockdownu w czasie pandemii koronawirusa. Do przestępstwa nagle dodano zniewagę, podczas gdy wcześniej prawo miało zastosowanie do zniesławienia i pomówienia. Przestępstwo zostało również rozszerzone na lokalnych polityków.
Przestępstwo obrazy majestatu oznacza, że w niektórych przypadkach krytyka rządu, która stanowi zniewagę lub zniesławienie osób politycznych, podlega postępowaniu karnemu w Niemczech. Często dotyczy to memów lub karykatur.
W czasie ostatniego rządu federalnego ministrowie i politycy złożyli tak wiele skarg karnych za przestępstwa, w tym zniewagi, że sporządzono już wstępne statystyki: Robert Habeck (Zieloni) złożył 805 skarg karnych, Annalena Baerbock (Zieloni) 513, Marco Buschmann (FDP 26), Cem Özdemir (Zieloni) 14, Boris Pistorius (SPD) 10, Hubertus Heil (SPD) 7 i Klara Geywitz (SPD) 4.
Jednak politycy z innych partii, takich jak CDU i AfD, również złożyli już skargi karne na obrażanie przez wściekłych obywateli. Dotyczy to między innymi liderki AfD Alice Weidel, która złożyła setki skarg za zniewagi w Internecie. Dotyczy to również lidera CDU Friedricha Merza. Zanim został kanclerzem, wyszło na jaw, że złożył kilka skarg karnych za obraźliwe zachowanie - w niektórych przypadkach przeprowadzono przeszukania domów.
Była kanclerz federalna Angela Merkel (CDU) nie złożyła ani jednej skargi przeciwko obywatelowi za obraźliwe zachowanie podczas swojego urzędowania.
Krytyka polityków, która jest obraźliwa, jest także zgłaszana przez zaufanych sygnalistów. Jeden z już wyznaczonych podmiotów, "Respect", przekazuje je nawet bezpośrednio do Federalnego Urzędu Policji Kryminalnej, chociaż nie jest to przewidziane w DSA. Polityczka CDU Saskia Ludwig jest zaniepokojona: "Dorastałam w NRD, jestem bardzo sceptycznie nastawiona do faktu, że tworzone są portale, aby każdy mógł zgłosić każdego".
Kolejny konflikt w rządzie jest więc tuż za rogiem. Ponieważ w umowie koalicyjnej uzgodniono, że "fałszywe twierdzenia faktyczne nie są objęte wolnością słowa". Niemcy są za innymi krajami jeśli chodzi o zaufanych sygnalistów. 14 krajów Unii Europejskiej nadal ich nie wyznaczyło.
Centrum raportowania otrzymuje do 95 procent finansowania rządowego
W dokumentach do których dotarł Euronews czytamy: Centrum raportowania "Respect" powołane przez Niemcy jako zaufany sygnalista jest nawet w 95 procentach finansowane z pieniędzy rządowych z programu "Demokratie Leben" Ministerstwa Spraw Rodzinnych. Polityk UE Friedrich Pürner zwrócił się do agencji Network o dokumenty, które to potwierdzają.
Udostępnione strony pokazują przede wszystkim, że szef Federalnej Agencji Sieci Klaus Müller (Zieloni) nie przejmował się tym podczas dochodzenia w sprawie niezależności. Zapytana o to Agencja Sieci wyjaśnia nawet, że "nawet organizacje publiczne lub półpubliczne" mogą zostać "zatwierdzone jako zaufane podmioty sygnalizujące". Co więcej, dotacje rządowe "nie uniemożliwiają certyfikacji".
Sama organizacja "Respect", "Baden-Württemberg Youth Foundation", otrzyma 424 562 euro w 2025 roku. "HateAid" również otrzyma w tym roku 424 823 euro.
Polityk UE: "Inne opinie mogą zostać uciszone"
Eurodeputowany Friedrich Pürner (bezpartyjny, BSW do 2025 roku) powiedział Euronews, że "to bardzo interesujące, że centrum sprawozdawcze 'Respect' jest finansowane głównie z funduszy państwowych. Tylko około 5 procent pochodzi z funduszy własnych".
Agencja sieciowa zbadała niezależność od platform internetowych. Ale: "Nie było krytycznej kontroli niezależności państwa".
Polityk UE Pürner ostrzega: "Obawiam się, że akceptowane będą tylko opinie lub oświadczenia akceptowane przez państwo i rząd. Oświadczenia przeciwne, z drugiej strony, mogą zostać usunięte, a tym samym uciszone". Przypomina mu to mocno jego "własne doświadczenia podczas pandemii koronawirusa".
Friedrich Pürner jest z pochodzenia lekarzem z Bawarii. Do końca 2020 roku kierował bawarskim urzędem ds. zdrowia, ale został przeniesiony po skrytykowaniu środków polityki w zakresie koronawirusa. Powiedział "Berliner Zeitung": "Kiedy skrytykowałem [podjęte] środki związane z koronawirusem, zostałem oddelegowany w ciągu kilku dni w celu stałego przeniesienia".