W Serbii od wielu miesięcy trwają antyrządowe protesty, które doprowadziły do dymisji premiera Miloša Vučevića. Pod coraz większą presją jest prezydent Aleksandar Vučić. Protestujący oskarżają rząd o korupcję i naruszanie wolności demokratycznych.
Dziesiątki tysięcy Serbów gromadzą się na ulicach Belgradu w ramach przygotowań do wielkiego antyrządowego wiecu zaplanowanego na sobotę. Niektórzy protestujący przyjechali z innych części kraju.
W Serbii od wielu miesięcy trwają protesty przeciwko rządom prezydenta Aleksandra Vučića. Protestami kierują w dużej mierze serbscy studenci. Protesty wywołała listopadowa katastrofa na dworcu w Nowym Sadzie, gdzie pod gruzami zawalonego betonowego dachu zginęło 15 osób.
Demonstraci obwiniają za to rządową korupcję, która ich zdaniem doprowadziła do niedbałych prac budowlanych. Oskarżają także prezydenta Vučića o autorytaryzm i naruszanie wolności demokratycznych.
Pod koniec stycznia premier Serbii Miloš Vučević podał się do dymisji. Sobotni wiec będzie kolejnym wyzwaniem dla prezydenta Vučića, który od 12 lat sprawuje władzę w Serbii – najpierw jako premier, a obecnie jako prezydent.
Władze mówią, że spodziewają się od 60 do 80 tysięcy protestujących. Organizatorzy twierdzą, że frekwencja będzie znacznie wyższa.Vučić ostrzegł przed masowymi aresztowaniami w przypadku przemocy podczas wiecu, który określił jako nielegalny.
Niektórzy zwolennicy Vučicia rozbili obóz w parku na zewnątrz pałacu prezydenckiego, co wzbudziło obawy o starcia z protestującymi.
Prezydent oskarża zachodnie służby wywiadowcze o zorganizowanie protestów w celu obalenia jego władzy. „Nie akceptuję szantażu, nie zgodzę się na presję, jestem prezydentem Serbii i nie pozwolę, by ulica ustalała zasady” - powiedział Vučić.
Unia Europejska, do której Serbia stara się przystąpić, wezwała Belgrad do poszanowania prawa obywateli do protestów i zaapelowała do demonstrantów o unikanie przemocy.