Niemcy ruszyli do urn, by wziąć udział w wyborach parlamentarnych, które mogą być jednymi z najbardziej kluczowych w ostatnich latach.
Obecny kanclerz Niemiec, Olaf Scholz, urzędujący z ramienia SDP ma w wyborach silną opozycję i wygląda na to, że nie obejmie ponownie urzędu po dzisiejszym głosowaniu.
Sondaże od długiego czasu wskazują na zwycięstwo Friedricha Merza z CDU, który może spodziewać się aż 30 proc. poparcia.
Na drugim miejscu jest skrajnie prawicowa partia AfD z liderką Alice Weidel na czele.
Kampanie wyborcze trwały niemal do ostatnich chwil przed wyborami. Ostatniego dnia przed głosowaniem kandydaci spotkali się ze swoimi zwolennikami, próbując przekonać do siebie ostatnich niezdecydowanych.
Scholz zorganizował wiec w Poczdamie. Mówił na nim, że jego partia chce przede wszystkim wzmocnić Europę w obliczu zagrożenia ze strony administracji Trumpa, który jest coraz bardziej krytyczny wobec jej rządów.
Merz przekonywał niezdecydowanych w Monachium, gdzie mówił, że obecne wybory mają znaczenie zarówno dla Unii Europejskiej, jak i Europy.
Sobota była w Niemczech także dniem protestów. Tysiące demonstrantów protestowało na ulicach Erfurtu przeciwko wzrostowi sympatii prawicowych w niemieckim społeczeństwie. Demonstracja zakończyła się przed wydarzeniem kończącym kampanię AfD, partii, która swoje poparcie zbudowała w znaczącej mierze na silnej narracji antyemigranckiej.