Nazywany videofotografem Ryszard Horowitz jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych artystów na świecie, znanym z nowatorskiego podejścia do pracy i onirycznego klimatu. Urodzony w Krakowie czerpie ze swoich dramatycznych przeżyć i wyobraźni.
Trwa druga wojna światowa, Polska okupowana jest przez Niemcy. W dawnej stolicy kraju, Krakowie jest getto żydowskie, do którego Niemcy spędzili mieszkających tu Żydów. Ludzie, nie tylko w gettcie, walczą o przetrwanie, codzienne egzekucje publiczne są częścią koszmarnej rzeczywistości. Na porządku dziennym są problemy ze zdobyciem jedzenia, nawet podstawowych produktów. W getcie kilkuletni chłopczyk Rysio obchodzi urodziny, rodzina staje na głowie, by pozwoliły one zapomnieć o koszmarze, cudem pojawia się na stole rarytas - czekolada na gorąco. Wśród gości jest inny, troche starszy chłopiec, Roman. Po latach ich losy będzie można obejrzeć w filmie dokumentalnym. Dokument cieszy się sporą popularnością. Nic w tym dziwnego bo jeden z chłopców to Ryszard Horowitz, a drugi to Roman Polański. Życiorys Horowitza przypomina scenariusz filmowy. Jako dziecko trafił do Auschwitz, przeżył stając się jednym z najmłodszych Ocalonych. Jako młody człowiek wyjechał z komunistycznej Polski i trafił do wyśnionego raju – Ameryki. I, podobnie jak Polański, zrobił międzynarodową karierę.
Dzieciństwo
Ryszard urodził się w maju 1939 roku, cztery miesiące później Niemcy zaatakowały Polskę i wybuchła II wojna światowa. Kiedyś wyznał, że jego rodzina rozważała opuszczenie Krakowa, w końcu jednak nic z tego nie wyszło. O tym też opowiada we wspomnianym filmie.
Sam tak to wspomina w rozmowie z Euronews: - “Myślę, że byłem bardzo zadowolony, że zrobiliśmy ten dokument z Romanem. Znamy się od lat, on jest kilka lat starszy ode mnie, ale pamięta moje urodziny w krakowskim getcie. Podano tam czekoladę na gorąco, która była rarytasem. A po wojnie, po wyzwoleniu obozu, zostałem zabrany z sierocińca w styczniu 1945 roku przez jego ciotkę i zostaliśmy pod jednym dachem, a później moja matka została wyzwolona w marcu. Była w fabryce Schindlera w Brennitz, a mój ojciec został zmuszony do marszu do Mauthausen, niesławnego marszu śmierci, przeżył Mauthausen i został wyzwolony w maju 1945 roku i cudem. Moja najbliższa rodzina przeżyła i mieliśmy ogromne, ogromne szczęście".
Ocalony z Auschwitz
Przez całe lata nie mówił publicznie o swoich wojennych przeżyciach, nawet jego przyjaciele ich nie znali. Przełom nastąpił za sprawą “Listy Schindlera” Stevena Spielberga. Wtedy okazało się, że krewni Horowitza byli jednymi z ocalonych przez niemieckiego przedsiębiorcę. I tak osobiste wspomnienia Ryszarda stały się tematem publicznym.
- To było wstrząsające doświadczenie i myślałem, że do tego nie dojdzie, ponieważ do tego czasu bardzo rzadko zajmowałem się tym tematem. Bardzo niewielu moich kolegów o tym wiedziało, więc dla mnie osobiście były tylko dwa kluczowe momenty. Pierwszym z nich był powrót po latach do obozu, a drugim wydanie “Listy Schindlera”, kiedy moi przyjaciele dowiedzieli się o mnie i niestety często byłem pytany i zmuszany do mówienia o tym” – mówił artysta w rozmowie z Euronews, w Ambasadzie Polskiej w Brukseli.
Do tematu wraca także teraz za sprawą projektu dygitalizacji zdjęć architektonicznych z Auschwitz. Pierwsza prezentacja odbyła się właśnie w Ambasadzie. “Myślę, że to bardzo ważne, ponieważ jestem bardzo za tym, aby coraz więcej ludzi stało się świadomych tej przerażającej części naszej historii, a także z czysto zawodowego punktu widzenia jestem bardzo zaangażowany i zafascynowany technologią cyfrową, więc widzę ogromny potencjał w tym, co robią. To tylko kwestia tego, jak ten materiał zostanie ostatecznie wykorzystany, co zrobią z nim tak zwani kreatywni ludzie. Musimy więc po prostu pozostać w miejscu i poczekać kilka lat, aby to zobaczyć, ale po prostu zbierając z reakcji ludzi. Widzę potencjał zrobienia tego tutaj, naprawdę mnie to cieszy i sprawia, że jestem bardzo szczęśliwy”.
Fotografia
Ale Ryszard Horowitz znany powszechnie stał się za sprawą fotografii.
“Fotografia to moje życie, zacząłem robić zdjęcia jak byłem mały. Dostałem wtedy od ojca mój pierwszy aparat Leica, przedwojenną Leicę, i na początku mojego życia dokumentowałem polski jazz. Kochałem jazz i spędzałem większość czasu z moimi przyjaciółmi, którzy byli muzykami jazzowymi. Później, kiedy przyjechałem do Stanów studiowałem grafikę i musiałem znaleźć sposób na samodzielne utrzymanie się, ponieważ przyjechałem do Stanów sam” – opowiada artysta.
Aby finansowo utrzymać się Horowitz zajął się pracą dla agencji reklamowych. Jak wspominał pieniądze z tego były, ale satysfakcja minimalna i poczucie marnowanego czasu i szans. Postanowił zaryzykować. - Zaledwie kilka lat po ukończeniu college'u w Nowym Jorku, otworzyłem własne studio w 1967 roku i od tego czasu działam na własną rękę.
Po kilku chudych latach styl i nazwisko Horowitza zaczęły być marką samą w sobie. Współpracował także z prestiżowymi pismami, jego zdjęcia robione dla "Playboya" były czymś więcej niż tylko aktami.
Charakterystyczne dla niego stało się odważne korzystanie z nowoczesnych technologii, w tym cyfrowej i surrealistyczna wyobraźnia, nawiązująca czasem do snu, czerpiąca również symbolikę z mitów. Tak wyglądają właśnie choćby słynny “Autopotret z gołębiem” czy “Marzenie”. Swój styl charakteryzuje w ten sposób “O ile zastanawiam się, czym jest moja sztuka, myślę, że na pewno jest to połączenie galicyjskiego surrealizmu i amerykańskiego szaleństwa. Tak mi się szczęśliwie ułożyło, że nie pozbyłem się korzeni. Byłem dobrze wykształcony w Polsce, miałem podstawę do tego, by znaleźć swoje miejsce w Ameryce. Zderzenie tych dwóch światów nadało styl mojej pracy”. Dopytywany przeze mnie tak mówi:
“Muzyk składa dźwięki w harmonię i tworzy z nich melodię, ja składam obrazy. Dlatego czasem nazywano mnie fotokompozytorem”.
W tym celu jako jeden z pierwszych zaczął korzystać z komputerowej obróbki zdjęć.
Styl
Zapytałam go także o ulubione zdjęcie. – “Cóż, trudno powiedzieć. Dla mnie moje zdjęcia są tak naprawdę moim pamiętnikiem. Uwielbiam oglądać wszystkie moje zdjęcia, ponieważ pomagają mi przypomnieć sobie okoliczności, dlaczego je zrobiłem, kim byli modele, jak to zrobiłem itp. Nie, tak naprawdę nie mam jednego ulubionego zdjęcia. Wszystko zależy od okoliczności. Tak długo, jak pomagają przywołać dobre wspomnienia, są dobre”.
A propos dobrych wspomnień, Horowitz często wspomina o tym jak ważną rolę w jego życiu odgrywa żona, Anna i synowie.
Horowitz od samego początku odważnie korzystał z nowinek technologicznych. Teraz obserwuje wszystko, co jest związane z rozwojem sztucznej inteligencji.
“ Cóż, jak już powiedziano, cała technologia nie jest winna, to ludzie opierają się na tym, co z nią robią. Nie widzę zbyt wielu zastosowań dla siebie. Czasami wydaje się to trochę zbyt łatwe i prawie przejmuje indywidualną jakość pracy. W mojej pracy traktuję technologie cyfrowe jako narzędzie i wybieram to, co pasuje do moich osobistych potrzeb, a sztuczna inteligencja nie znajduje się w mojej rzeczywistości, jeśli chodzi o moją pracę w tej chwili. Kto wie, może to się zmieni” – mówi w rozmowie ze mną.
Znając Ryszarda Horowitza, jego nieskrępowaną wyobraźnię i odwagę artystyczną pewnym można być tylko tego, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.