Kraje bałtyckie: Estonia, Łotwa i Litwa, odłączają swoje systemy energetyczne od Rosji, by połączyć się z systemem europejskim. Choć w trakcie przełączania spodziewano się sabotażu, proces przebiegł spokojnie.
Po 20 latach przygotowań kraje bałtyckie odłączają się od rosyjskiej sieci. Proces, który w efekcie ma na celu większą integrację krajów z Unią Europejską trwał od wielu lat, jednak wojna w Ukrainie znacznie go przyspieszyła.
Choć podczas odłączenia spodziewano się aktów sabotażu, przebiegło ono w do tej pory bez zakłóceń.
Pierwsza od rosyjskiej energii odłączyła się Litwa. Jak twierdzi Žygimantas Vaičiūnas, Minister Energetyki Litwy, integracja z europejskim systemem nie wpłynie na codzienne funkcjonowanie mieszkańców.
"Tak więc cel został w końcu osiągnięty, cel, którego tak długo szukaliśmy", opowiadał podczas przemówienia. "Co to oznacza z technicznego punktu widzenia? Oznacza to, że wchodzimy w tryb pracy izolowanej, ale zasadniczo system energetyczny krajów bałtyckich jest wreszcie w naszych rękach. Kontrolujemy go".
Od półtora dnia, kraje bałtyckie są niezależne energetycznie. W niedzielę sieci mają zostać zsynchronizowane z kontynentalną siecią europejską.
Tymczasem na Litwie trwają obchody Dnia Niepodległości Energetycznej Bałtyku. Biorą w nich udział m.in. przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, komisarz ds. energii i mieszkalnictwa Dan Jørgensen, czy Andrius Kubilius, komisarz ds. obrony i przestrzeni kosmicznej.