Nadmierna turystyka wywiera presję na służbę zdrowia, gospodarkę odpadami, zaopatrzenie w wodę i mieszkalnictwo kosztem mieszkańców.
Tysiące mieszkańców Barcelony wyszło na ulice, aby zaprotestować przeciwko nadmiernej turystyce.
Około 3000 osób z ponad 140 organizacji wyszło na ulice hiszpańskiego miasta w sobotnie popołudnie, spryskując turystów wodą i krzycząc "turyści do domu". Wejścia do hoteli i restauracji zostały symbolicznie zamknięte.
Wzywają oni do podjęcia działań przed sezonem letnim, który według ekspertów ustanowi nowe rekordy w mieście i całym regionie Katalonii. Barcelona jest najczęściej odwiedzanym miastem w Hiszpanii, przyjmującym 12 milionów ludzi rocznie, z których wielu przybywa statkami wycieczkowymi.
Rosnąca liczba odwiedzających wywiera presję na służbę zdrowia, gospodarkę odpadami, zaopatrzenie w wodę i mieszkalnictwo kosztem mieszkańców. Rosnąca liczba hoteli i osiedli mieszkaniowych zagraża zabytkom, bioróżnorodności i zasobom naturalnym.
Rada miasta zagłosowała niedawno za zwiększeniem podatku turystycznego do 4 euro za osobę od października.
Niedawno frustracja wybuchła w kilku innych europejskich destynacjach, zmuszając lokalne władze do zajęcia się i ponownej oceny relacji między turystami a mieszkańcami.
Od graffiti po strajki głodowe - oto, w jaki sposób miejsca cierpiące z powodu nadmiernej turystyki odpierają ataki.
Hiszpańskie turystyczne hotspoty walczą z kryzysem mieszkaniowym
Jednym z najbardziej palących skutków nadmiernej turystyki w Hiszpanii jest obecnie brak mieszkań i rosnące ceny czynszu dla mieszkańców.
Mieszkańcy Malagi wyrazili swoją frustrację na początku tego roku, tynkując centrum hiszpańskiego miasta naklejkami na ścianach i drzwiach, informując odwiedzających, co mieszkańcy o nich myślą.
Wahają się one od dość łagodnego "to był mój dom" (antes esta era mi casa) i "to było centrum miasta" (antes esto era el centro) aż do "idź do domu" (a tu puta casa), "śmierdzi turystą" (apestando a turista).
Miasto na wybrzeżu Costa del Sol od dawna jest popularnym celem zagranicznych turystów dzięki słonecznemu klimatowi i stosunkowo niskim kosztom życia. Jednak wraz z napływem cyfrowych nomadów sytuacja mieszkaniowa stała się krytyczna.
"Inicjatywa naklejkowa" została zapoczątkowana przez właściciela baru Daniego Drunko. W rozmowie z lokalną gazetą Diario Sur, Drunko wyjaśnił, że rozpoczął kampanię po tym, jak został "wyrzucony" z domu, w którym mieszkał przez dekadę.
Twierdził, że właściciel odmówił negocjacji czynszu, a nawet sprzedaży nieruchomości, ponieważ chciał przekształcić ją w krótkoterminowy wynajem dla turystów.
Historia ta odbija się echem w całym kraju, gdzie właściciele eksmitują długoterminowych mieszkańców na rzecz wczasowiczów lub podnoszą czynsze tak, że stać na nie tylko dobrze zarabiających cyfrowych nomadów. Protesty miały miejsce w tym roku w całym kraju, od Ibizy po Malagę i Minorkę.
Wyspy Kanaryjskie doświadczają podobnie drastycznej sytuacji.
Aktywiści twierdzą, że ponad 10 milionów zagranicznych turystów, którzy co roku spędzają wakacje na archipelagu, rujnuje tam życie. Miejscowi podobno śpią w samochodach i jaskiniach z powodu rosnących cen domów.
Jedna z lokalnych organizacji twierdzi, że wyspy "upadają społecznie i środowiskowo" pod presją masowej turystyki.
Raport organizacji Ecologists in Action ostrzega, że prawie 34 procent lokalnej populacji - prawie 800 000 osób - jest zagrożonych ubóstwem lub wykluczeniem społecznym.
Mieszkańcy rozpoczynają strajk głodowy w związku z budową hotelu na Wyspach Kanaryjskich
Budowa obiektów noclegowych i usługowych dla powodzi turystów na Wyspach Kanaryjskich wywiera również presję na użytkowanie gruntów, gospodarkę odpadami, zaopatrzenie w wodę i bioróżnorodność.
W kwietniu tego roku grupa aktywistów na kanaryjskiej Teneryfie rozpoczęła strajk głodowy w związku z budową dwóch nowych hoteli. Jak twierdzą strajkujący, odwołali go po 20 dniach, gdy urzędnicy wykazali "zerowe zainteresowanie" ich trudną sytuacją.
Władze wstrzymały prace nad hotelami La Tejita i Cuna del Alma w Puertito de Adeje na Teneryfie z powodu naruszenia zasad ochrony środowiska, ale budowa została niedawno wznowiona.
Canarias Se Agota (Wyspy Kanaryjskie wyprzedane) i Canarias se exhausta (Wyspy Kanaryjskie są wyczerpane) pomogły zorganizować demonstracje 20 kwietnia na Teneryfie, Gran Canarii, Lanzarote i La Palmie pod hasłem "Wyspy Kanaryjskie mają limit".
Dziesiątki tysięcy mieszkańców protestowało przeciwko masowej turystyce z napisami "Ludzie tu mieszkają" i "Nie chcemy, aby nasza wyspa umarła".
Demonstranci na Teneryfie powiedzieli, że chcą, aby wyspa nałożyła limit na przyjazdy turystów.
"Władze muszą natychmiast powstrzymać ten skorumpowany i destrukcyjny model, który wyczerpuje zasoby i czyni gospodarkę bardziej niepewną" - powiedział agencji Reuters Antonio Bullon, jeden z przywódców protestu.
" Wyspy Kanaryjskie mają swoje granice i cierpliwość ludzi również".
Mieszkańcy uciekli się również do umieszczania fałszywych plakatów i naklejek "zamknięte z powodu przepełnienia", próbując odstraszyć turystów w popularnych miejscach.
Mieszkańcy Wenecji protestują przeciwko nowej opłacie za wstęp
Wenecja to kolejna destynacja, która od dawna zmaga się z niezrównoważoną liczbą turystów.
Ponownie, najbardziej szkodliwym efektem jest obecnie stale rosnąca popularność wynajmu krótkoterminowego - od zeszłego roku w mieście jest więcej łóżek turystycznych niż mieszkańców.
Mieszkańcy borykają się z kurczącą się pulą nieruchomości do wynajęcia i wygórowanymi stawkami.
"Każdego dnia do naszych biur zgłaszają się ludzie z bardzo poważnymi problemami mieszkaniowymi: bezdomni (często bez pracy), osoby niepełnosprawne, które mieszkają na wysokich piętrach bez windy, ludzie, którzy mieszkają w wilgotnych i zniszczonych domach, nawet uznanych za niehigieniczne przez państwowy system opieki zdrowotnej" - mówi Susanna Polloni z Weneckiej Sieci Solidarności na rzecz Mieszkalnictwa.
Rada Wenecji przeznaczyła 27,7 mln euro na naprawę i przebudowę około 500 mieszkań w historycznym centrum, na wyspach i na stałym lądzie.
Jednak według doniesień około 2 000 nieruchomości stoi obecnie pustych, a według Polloniego mogłyby one zostać wyremontowane dawno temu, gdyby fundusze były lepiej zarządzane.
Aktywiści protestowali przeciwko wprowadzeniu 25 kwietnia nowej opłaty za wstęp w wysokości 5 euro. Powiedzieli, że chcą innej wizji dla miasta, która nie stawia turystyki w centrum uwagi.
W ciągu pierwszych 11 dni obowiązywania opłaty dla odwiedzających - od 25 kwietnia do 5 maja - miasto sprzedało 195 000 biletów, zbierając łącznie 977 430 euro. Suma ta znacznie przekroczyła oczekiwania, ale wciąż jest niższa niż koszt uruchomienia systemu rezerwacji online, kampanii informacyjnych i kontroli biletów - 3 miliony euro według włoskiej gazety Corriere della Sera.
Członkowie Weneckiego Zgromadzenia Społecznego ds. Mieszkalnictwa i Sieci Solidarności na rzecz Mieszkalnictwa skrytykowali wydatki rady na opłatę za jednodniowe wycieczki.
"To kolejny krok w kierunku Wenecji, której nie chcemy, "miasta-muzeum", krok w kierunku normalizacji tego wizerunku, który jest tym bardziej niebezpieczny, im bardziej wkracza w międzynarodową wyobraźnię" - mówi Polloni.
"Ten środek pomoże uczynić go jeszcze bardziej realnym. Miasto pozbawione mieszkańców i duszy, biorąc pod uwagę, że monokultura turystyczna pożera obecnie wszystko, co jest potrzebne do życia w mieście: mieszkania, chronione miejsca pracy, usługi publiczne, sklepy osiedlowe i rzemiosło".
Po okresie próbnym opłata może wzrosnąć do 10 euro dziennie. Przewidziano również grzywny w wysokości do 300 euro dla tych, którzy próbują odwiedzić miasto bez biletu.
Demonstranci to tylko niektórzy z wielu Wenecjan, którzy uważają, że plan mieszkaniowy opracowany przez gminę jest niewystarczający.
Rada stwierdziła, że wpływy z opłat za wjazd zostaną przeznaczone na usługi, które pomogą mieszkańcom miasta, w tym na utrzymanie, sprzątanie i obniżenie kosztów utrzymania.
Krytycy twierdzą jednak, że w niewielkim stopniu przyczyni się to do ograniczenia napływu turystów, który z kolei jest jednym z głównych czynników wyludniania się Wenecji.
Austriacka wioska buduje ogrodzenie, aby zablokować turystyczne selfie
W ubiegłym roku mieszkańcy posunęli się również do ekstremalnych środków, aby wyrazić swoje uczucia.
Oszałamiające tło miasta Hallstatt w austriackich górach jest uważane za inspirację dla filmu Disneya Frozen.
Z tego powodu każdego roku do tego miejsca przyjeżdża ponad milion turystów, a wielu z nich chce zrobić sobie selfie ze słynnym widokiem.
W zeszłym roku mieszkańcy miasta byli tak sfrustrowani, że postawili ogrodzenie, aby uniemożliwić odwiedzającym robienie zdjęć.
Ogrodzenie to zostało później usunięte z powodu reakcji w mediach społecznościowych, ale liczono na to, że bariera uniemożliwi ludziom gromadzenie się w jednym popularnym miejscu do robienia selfie i zakłócanie spokoju mieszkańcom poprzez nadmierny hałas.
Aktywiści umieszczają fałszywe znaki ostrzegawcze na plażach Majorki
Zeszłego lata aktywiści umieścili fałszywe znaki ostrzegawcze na plażach na Majorce, aby powstrzymać anglojęzycznych turystów.
Niektóre plakaty ostrzegały przed "niebezpiecznymi meduzami", "spadającymi skałami" lub wodą morską zanieczyszczoną ściekami.
Inne informowały, że plaża jest zamknięta z symbolem "zakazu pływania" poniżej lub ostrzegały, że spacer tam zajmuje wiele godzin, mimo że ocean znajduje się mniej niż 100 metrów dalej.
Kilka małych linijek tekstu w języku katalońskim pod spodem ujawniło jednak mieszkańcom, że te ostrzeżenia nie były prawdziwe.
Wyjaśniały one, że "problemem nie jest obryw skalny, ale masowa turystyka" lub że "plaża jest otwarta, z wyjątkiem obcokrajowców i meduz".