Rumuni wybiorą dziś nowego prezydenta. Głosowanie głęboko podzieliło społeczeństwo. Obaj kandydaci idą łeb w łeb, a stawka jest ogromna.
Rumuni wybiorą w niedzielę swojego prezydenta w wyborach, które spolaryzowały i sparaliżowały kraj, a obaj kandydaci idą łeb w łeb w najnowszych sondażach.
Większość Rumunów postrzega dzisiejszy wybór jako prawdopodobnie najważniejsze głosowanie w postkomunistycznej historii Rumunii. Pierwsze godziny głosowania pokazały znaczną frekwencję zarówno w kraju, jak i w diasporze, co jest oznaką ogromnej stawki dla przyszłego kierunku wschodniej flanki NATO, donosi Euronews Romania.
Frekwencja w diasporze podwoiła się w porównaniu do pierwszej tury, podczas gdy w Rumunii wyborcy z miast i młodzież przekroczyli już swój udział w pierwszej turze.
Ponieważ udział w głosowaniu jest obecnie decydującym czynnikiem wyborczym, o godzinie 12:00 czasu środkowoeuropejskiego oddano historyczny milion głosów w diasporze, w tym w Republice Mołdawii.
Centrowy niezależny kandydat Nicușor Dan głosował wraz z żoną w swoim spokojnym siedmiogrodzkim mieście Fagaras. Reprezentuje on obecny prounijny i pronatowski kurs, mówiąc, że głosował za "proeuropejskim kierunkiem i dobrą współpracą z naszymi europejskimi partnerami, a nie za izolacją Rumunii".
Kandydat twardej nacjonalistycznej prawicy George Simion poszedł głosować poza Bukaresztem wraz ze swoim obecnym wyborem na przyszłego premiera, ultranacjonalistą Calinem Georgescu, bohaterem bezprecedensowo unieważnionych wyborów i wynikającego z nich kryzysu politycznego w grudniu.
W piątkowym talk show, Simion i Georgescu zakończyli kampanię ramię w ramię, aby nakreślić swoje potencjalne doktryny na przyszłość. Georgescu nazwał Simiona "George'em" i "moim protegowanym", a Simion zwrócił się do niego jako do "pana Georgescu, od którego wiele się nauczyłem", polityczna para powiedziała, że priorytetem będą dla nich dobre stosunki ze Stanami Zjednoczonymi.
"Robimy z nimi wszystko, ale mamy też Chiny, Rosję i Brazylię", powiedział Georgescu.
"To niewyobrażalne, by nie mieć znaczących, niekoleżeńskich relacji o minimalnym szacunku. Mamy do nadrobienia zaległości w zakresie absorpcji funduszy unijnych. Jak dotąd nie przyciągnęliśmy unijnych pieniędzy z powodu niekompetencji na szczeblu państwowym".
Simion ogłosił, że "nie wycofamy się z żadnego sojuszu i będziemy współpracować, jak mówi pan Georgescu, to jest nasza polityka zagraniczna, ze wszystkimi państwami świata". Powtarzając stałe zapewnienie swojej kampanii, biorąc pod uwagę obawy w całej UE, Simion ogłosił: "Nie wycofamy się z żadnego sojuszu".
Po oddaniu głosu w niedzielny poranek poza Bukaresztem, w otoczeniu wielu ochroniarzy i zwolenników, Simion powiedział, że głosował przeciwko "nierównościom i upokorzeniom, na które narażone są nasze siostry i bracia tutaj, w obecnych granicach i wszędzie".
"Głosowałem przeciwko nadużyciom i ubóstwu, głosowałem przeciwko tym, którzy lekceważą nas wszystkich. Ale głosowałem także za naszą przyszłością" - dodał Simion.
Simion i Georgescu zostali poproszeni przez policję o opuszczenie lokalu wyborczego, gdy mieli zamiar zwrócić się do mediów obok kabin do głosowania, ponieważ prawo zabrania prowadzenia kampanii w środku. Nagrania wideo w mediach społecznościowych pokazują Simion mówiącą: "Dziękuję, pan policjant nie chce, abyśmy zabierali media", zanim wyszła na zewnątrz, aby wygłosić oświadczenia dla mediów, co dodatkowo potęguje atmosferę niepewności w Rumunii.
Georgescu, nazywany "Mesjaszem TikToka", zwyciężył w pierwszej turze wyborów prezydenckich w Rumunii w grudniu 2024 r., które Trybunał Konstytucyjny unieważnił po odtajnieniu raportów wywiadowczych wskazujących na zaangażowanie Rosji w wywieranie wpływu na wyborców za pośrednictwem mediów społecznościowych w celu poparcia stosunkowo nieznanego wówczas kandydata.
Georgescu nadal stoi również w obliczu postępowania karnego, w tym popełnienia czynów antykonstytucyjnych i nieprawidłowego raportowania finansów kampanii.
Zarzuty dotyczą również jego wsparcia dla sympatyków Żelaznej Gwardii, przedwojennego faszystowskiego i antysemickiego ruchu i partii politycznej, co jest nielegalne w świetle rumuńskiego prawa.
"Jesteśmy na rozdrożu"
Po głosowaniu, były prezydent Rumunii i zagorzały sojusznik NATO, Traian Basescu, wypowiedział się bez ogródek.
"To kluczowe głosowanie, jesteśmy na rozdrożu, z jasnym wyborem na Zachód lub na Wschód" - powiedział Basescu.
"Jeśli wybór będzie pro-moskiewski, zagłosują na jednego kandydata, a jeśli wybór będzie pro-euroatlantycki, zagłosują na innego kandydata. To wszystko. To decydujący dzień".
Szacuje się, że 6-milionowa rumuńska diaspora, której głosy mogą zadecydować o wyborach, oddaje swoje głosy od piątku i już przekroczyła frekwencję z pierwszej tury, co jest oznaką masowej mobilizacji na rzecz wyboru i przyszłości kraju.
W sobotę Euronews rozmawiał z rumuńskimi wyborcami w Belgii, gdzie w całym kraju utworzono nie mniej niż 29 lokali wyborczych.
"Proeuropejska przyszłość, możliwość dostępu do funduszy europejskich, współpraca z państwami członkowskimi, swobodny przepływ w ramach obszaru europejskiego, a ostatnio Schengen, swobodny przepływ" - powiedział jeden z wyborców zapytany o wybór.
Inny z kolei powiedział: "Głosowaliśmy na coś, do czego zainspirował nas kandydat, coś, czego nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Nie głosowaliśmy na mniejsze zło, głosowaliśmy na to, co jest najlepsze dla Rumunii".
Ponieważ głosowanie może potoczyć się w obie strony, głębokie podziały w rumuńskim społeczeństwie i ich konsekwencje dla najbliższej ewolucji politycznej i gospodarczej kraju będą ogromnym wyzwaniem dla tego, kto wygra dzisiejsze wybory.
W międzyczasie Simion wyraził już obawy dotyczące domniemanego oszustwa wyborczego, stwierdzając, że w przypadku przegranej w niedzielę jego zwolennicy są gotowi protestować, a niektóre posty internetowe wzywają do "Majdanu" w Bukareszcie w stylu ukraińskim - groźby, które dodatkowo podsycają podwyższone napięcia w kraju.
Śledź relację na żywo Euronews Romania z powtórki wyborów prezydenckich tutaj.