Polska przeformułowała debatę na temat migracji przez pryzmat bezpieczeństwa narodowego, zmuszając Unię Europejską do zmiany podejścia do tej kwestii.
Na przejściu granicznym Połowce-Pieszczatka panuje cisza.
Ciężko uzbrojeni strażnicy graniczni stoją nieruchomo, jeden za drugim, ze wzrokiem utkwionym w drugą stronę pokrytego śniegiem lasu. Stalowe ogrodzenie o wysokości pięciu metrów, wyposażone w kamery termowizyjne i kable z czujnikami, rozciąga się jak okiem sięgnąć. Duża droga między nimi, niegdyś używana do transportu towarów codziennego użytku, jest mocno zablokowana kolejnymi liniami betonowych barier i jeży, przeplatanych drutem kolczastym. Pojazdy piechoty poruszają się tam i z powrotem, gotowe do pomocy czujnym strażnikom.
Scena sugeruje zbliżające się niebezpieczeństwo. A jednak wydaje się, że nic się nie dzieje.
Od prawie czterech lat Polska znajduje się w stanie podwyższonej gotowości ze względu na swojego sąsiada, Białoruś, która jest oskarżana o wabienie osób ubiegających się o azyl z odległych, ubogich krajów i pchanie ich masowo w kierunku granicy, mając na celu sianie chaosu i polaryzację polskiego społeczeństwa.
Władze w Warszawie są przekonane, że kampania jest odwetem białoruskiego prezydenta Aleksandra Łukaszenki za sankcje nałożone przez Unię Europejską w następstwie wyborów prezydenckich w 2020 r., powszechnie krytykowanych za brak wolności i uczciwości. Twierdzą, że Łukaszenka wydaje rozkazy w porozumieniu z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, który próbował na wiele sposobów ukarać blok za wsparcie dla Ukrainy.
"Naszym głównym priorytetem jest zatrzymanie tego sztucznie stworzonego szlaku migracyjnego i nie pozwalanie ludziom na nielegalne przekraczanie granicy" - powiedział Maciej Duszczyk, wiceminister spraw wewnętrznych Polski, grupie około 60 reporterów, w tym Euronews, którzy w zeszłym tygodniu odwiedzili przejście graniczne. (Wizyta została zorganizowana przez polską prezydencję w Radzie UE).
"Dokładamy wszelkich starań, aby chronić nasze granice" - powiedział.
Duszczyk był eskortowany przez wysokich rangą członków Straży Granicznej i Sił Zbrojnych RP, co odzwierciedla symbiozę między sferą cywilną i wojskową wywołaną kryzysem, który rozpoczął się latem 2021 roku. Około 6 000 żołnierzy jest obecnie rozmieszczonych w celu wsparcia strażników, którzy monitorują 247-kilometrową granicę z Białorusią. W razie potrzeby liczba ta może wzrosnąć do 17 000.
Polskie władze nie mają wątpliwości: to coś więcej niż migracja - to wojna hybrydowa.
Przejście graniczne Połowce-Pieszczatka jest również częścią "Tarczy Wschodniej", inicjatywy wojskowej, którą Polska podjęła w celu budowy fortyfikacji na wschodniej flance NATO w celu powstrzymania potencjalnej agresji wojskowej. Polska podkreśla, że "Tarcza Wschodnia", której rozwój ma trwać do 2028 r., nie jest programem mającym na celu rozwiązanie kwestii migracji, nawet jeśli obie kwestie stały się głęboko powiązane w terenie.
"Jest to również granica zarówno Unii Europejskiej, jak i terytorium NATO" - powiedział pułkownik Mariusz Ochalski z Sił Zbrojnych, stojąc obok betonowych jeży.
"Z tej perspektywy nasza aktywność wojskowa jest nie tylko istotnym elementem przygotowań Polski do jakiejkolwiek aktywności ze strony wschodniej, ale także do obrony krajów europejskich i gotowości do obrony krajów NATO".
Nieustające zagrożenie
Barykady w Połowcach-Pieszczatce są wyraźnym przypomnieniem nowej rzeczywistości, którą Łukaszenka stworzył przez swoją kampanię zinstrumentalizowanej migracji, której intensywność zmienia się w zależności od sytuacji politycznej.
W ubiegłym roku władze zarejestrowały 29 707 prób przekroczenia granicy, co jest najwyższą liczbą od pierwszego roku kryzysu, kiedy to liczba ta przekroczyła 37 000 i uruchomiła wszystkie alarmy. Dla porównania, w 2020 r. odnotowano tylko 117 prób. W 2018 r. były tylko trzy.
Warszawa spodziewa się wzrostu liczby przyjazdów w marcu, kiedy temperatury staną się cieplejsze, choć sytuacja może się pogorszyć już w tym miesiącu, po wyborach prezydenckich na Białorusi.
"To bardzo nieprzewidywalne, ale też dobrze zorganizowane" - powiedział Andrzej Stasiulewicz, zastępca komendanta Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej, podczas prezentacji dla dziennikarzy. "Nie ma stałego charakteru. Zmienia się za każdym razem".
Istnieją jednak pewne stałe cechy operacji. Osoby ubiegające się o azyl z ubogich krajów, takich jak Erytrea, Etiopia, Somalia, Syria i Jemen, są najpierw przewożone do Mińska, często z białoruskimi lub rosyjskimi wizami. Migranci, którzy zazwyczaj są mężczyznami, płacą od 8 000 do 12 000 USD (7 700 - 11 500 EUR) za podróż. Po przybyciu na Białoruś, otrzymują pomoc od "pośrednika", który zbliża ich do granicy i udziela im instrukcji, jak przedostać się na terytorium Polski. W większości przypadków "pośrednicy" to obywatele Ukrainy z legalnym prawem pobytu w Polsce, którzy szukają łatwego sposobu na zarobienie dodatkowych pieniędzy: szacuje się, że mogą zarobić około 500 dolarów za każdą przewiezioną osobę.
Białoruskie służby państwowe są ściśle zaangażowane w cały program, powiedział Stasiulewicz, i zapewniają osobom ubiegającym się o azyl "niebezpieczne narzędzia" do atakowania polskich strażników granicznych, "co czyni nasze służby bardzo trudnymi i wymagającymi". Zabójstwo 21-letniego żołnierza doprowadziło do uchwalenia ustawy, która złagodziła ograniczenia dotyczące użycia broni palnej w samoobronie.
Zaawansowane technologicznie ogrodzenie i rozległe rozmieszczenie personelu okazały się skuteczne w opanowaniu kryzysu: z 29 707 prób przekroczenia granicy w 2024 r. około 10 900 zakończyło się sukcesem. Spośród nich tylko mniejszość faktycznie ubiegała się o azyl: w ubiegłym roku Polska zarejestrowała 2434 wnioski złożone przez migrantów zatrzymanych na granicy.
Władze twierdzą, że lukę między przekroczeniami a wnioskami tłumaczy się dezinformacją wprowadzaną przez Białoruś, która sprawia, że migranci wierzą, że mogą ubiegać się o azyl bezpośrednio w Niemczech, ich pożądanym miejscu docelowym. Kiedy zdają sobie sprawę, że zgodnie z przepisami UE muszą złożyć wniosek w pierwszym kraju przybycia (a mianowicie w Polsce) i pozostać tam w oczekiwaniu na ostateczną decyzję, wielu z nich dobrowolnie zawraca.
Organizacje humanitarne twierdzą jednak, że jest też druga strona medalu: wypychanie, czyli zakazana praktyka zawracania migrantów w celu uniemożliwienia im dostępu do procesu azylowego.
W opublikowanym w grudniu raporcie organizacja Human Rights Watch stwierdziła "konsekwentny wzorzec nadużyć" ze strony polskich urzędników wobec migrantów, który obejmował "bezprawne wypychanie, bicie pałkami, używanie gazu pieprzowego oraz niszczenie lub konfiskatę telefonów". W raporcie opisano, jak niektórzy migranci byli "doraźnie" usuwani po tym, jak zapuścili się w głąb terytorium Polski, z dala od granicy, podczas gdy inni byli "zmuszani do podpisywania dokumentów", które, nie wiedząc o tym, oznaczały odmowę ubiegania się o azyl.
Według Human Rights Watch, osoby odesłane z powrotem na Białoruś doświadczyły "przemocy, nieludzkiego i poniżającego traktowania". Jedna z Etiopek opowiedziała, jak białoruscy strażnicy zmusili ją do rozebrania się do naga i grozili gwałtem.
"Nadużycia ze strony białoruskich urzędników, w tym zmuszanie ludzi do przekraczania granicy z Polską, nie zwalniają Polski z obowiązku ochrony praw osób, które wjeżdżają na jej terytorium, ani z zakazu przymusowego odsyłania kogokolwiek do miejsca, w którym istnieje realne ryzyko nadużyć" - stwierdziła organizacja Human Rights Watch, odnosząc się do międzynarodowej zasady non-refoulement.
Zapytany o to, czy przepychanki przyczyniają się do udaremniania przekraczania granicy, Stasiulewicz, zastępca dowódcy, powiedział, że migranci zatrzymani w "bezpośrednim sąsiedztwie" polskiej strony granicy mogą zostać niezwłocznie odesłani na Białoruś "zgodnie z naszymi ramami prawnymi".
Uderzająco podobny obraz został nakreślony we wrześniu przez Norweską Radę ds. Uchodźców (NRC), która opublikowała raport mówiący o "alarmująco częstych" przepychankach i "bezlitosnych warunkach" na mroźnej granicy.
"Przepychanki uniemożliwiają uchodźcom ubieganie się o azyl lub ochronę międzynarodową w Polsce. Gdy uchodźcy przekroczą terytorium Polski, są siłą eskortowani z powrotem na granicę i przepychani na drugą stronę ogrodzenia" - powiedział NRC.
Podczas spotkania z dziennikarzami wiceminister Duszczyk odrzucił te zarzuty, mówiąc, że woli określenie "zawracanie".
Fuzja polityki
Pomimo utrzymujących się kontrowersji dotyczących nielegalnych praktyk na granicy, Polska wydaje się wygrywać debatę polityczną - i przy okazji zmieniać politykę Unii Europejskiej.
Tradycyjnie, kraje europejskie podchodziły do migracji jako tematu w dużej mierze społeczno-ekonomicznego, dotykając kwestii takich jak edukacja, opieka społeczna i mieszkalnictwo. Kryzys z lat 2015-2016, który spowodował, że liczba wniosków o azyl osiągnęła rekordowy poziom, rozszerzył dyskusję na kwestie spójności społecznej, przestępczości ulicznej i praw człowieka, a także gorące rozważania na temat podziału obciążeń między Południem a Północą.
W żadnym momencie gorące dyskusje nie wkroczyły w sferę bezpieczeństwa narodowego, która jest zarezerwowana dla spraw o skrajnym nasileniu, które zagrażają instytucjom państwowym, takim jak ataki wojskowe, terroryzm, przestępczość zorganizowana, ingerencje wyborcze i klęski żywiołowe.
Ale bezpośrednia interwencja reżimu Łukaszenki, w połączeniu z reżimem Putina, w czasie wojny w Europie drastycznie zmieniła równanie.
Europa Środkowa nigdy nie była ważnym szlakiem dla migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, którzy chcieli dotrzeć na terytorium UE i złożyć wnioski o ochronę międzynarodową. Zamiast tego migranci albo lecieli prosto do preferowanej lokalizacji, a następnie przedłużali swoje wizy, albo uciekali się do najbardziej logicznego geograficznie (i niebezpiecznego) miejsca do przemieszczania się między kontynentami: Morza Śródziemnego.
Zdaniem Polski, jedynym powodem, dla którego Erytrejczycy i Somalijczycy nagle przybywają na jej granicę, są skoordynowane wysiłki podmiotu państwowego kierującego się celami politycznymi. Ten kluczowy czynnik, bez precedensu w historii kraju, oznacza, że odpowiedź na wyzwanie musi wykraczać poza konwencjonalne zasady.
W październiku polski premier Donald Tusk zaszokował Brukselę, ogłaszając plany ustanowienia "tymczasowego, terytorialnego zawieszenia" prawa do azylu w odpowiedzi na kampanię Łukaszenki, argumentując, że bezpieczeństwo narodowe jest zagrożone.
"To prawo do azylu jest wykorzystywane dokładnie wbrew istocie prawa do azylu" - powiedział.
Tusk podwoił również swoją odmowę wdrożenia paktu migracyjnego, reformy legislacyjnej zatwierdzonej przez UE w 2024 r. w celu wspólnego zarządzania napływem nowych osób ubiegających się o azyl. Premier powiedział, że pakt, który zawiera jedno rozporządzenie ze specjalnymi zasadami radzenia sobie z przypadkami instrumentalizacji, "zaszkodzi" bezpieczeństwu Polski.
Komisja Europejska zareagowała szybko, przypominając Tuskowi, że państwa członkowskie mają "obowiązek" zapewnienia dostępu do procedury azylowej, zapisanej w Konwencji dotyczącej statusu uchodźców z 1951 r. i Karcie praw podstawowych UE. Komisja stwierdziła, że pakt jest "wiążący" dla wszystkich krajów i nie przewiduje zawieszenia tego prawa.
Jednak kilka dni później ton zaczął się zmieniać.
Tusk przybył na szczyt UE i przedstawił swoją nową strategię, w której połączył migrację i bezpieczeństwo. Kilku dyplomatów stwierdziło, że jego propozycja nie spotkała się z zastrzeżeniami ze strony innych przywódców obecnych na sali i otrzymała wyraźne poparcie we wnioskach, które brzmiały: "Wyjątkowe sytuacje wymagają odpowiednich środków".
Podczas szczytu Tusk powiedział, że czerpał inspirację z ustawy o stanie wyjątkowym, którą Finlandia wprowadziła w lipcu i która zdaniem prawników skutecznie legalizuje odepchnięcia.
Do grudnia transformacja została zakończona.
Komisja, w jednej z pierwszych inicjatyw nowego mandatu, opublikowała 10-stronicowy dokument zawierający wytyczne dotyczące "przeciwdziałania zagrożeniom hybrydowym wynikającym z uzbrojenia migracji i wzmocnienia bezpieczeństwa na zewnętrznych granicach UE".
W dokumencie, w którym słowo "bezpieczeństwo" pojawia się aż 40 razy, określono okoliczności, w których państwa członkowskie mogą ograniczyć "niektóre prawa podstawowe", takie jak prawo do azylu, o ile środek ten jest "ograniczony do tego, co jest absolutnie konieczne".
Przemawiając do dziennikarzy, wiceprzewodnicząca wykonawcza Henna Virkunnen przyjęła stanowisko z wyraźnym echem Warszawy. "Nie mówimy tutaj o polityce migracyjnej", powiedziała. "Chodzi o bezpieczeństwo. To kwestia bezpieczeństwa".
Organizacje humanitarne podniosły alarm, twierdząc, że fakt, iż migranci podlegają instrumentalizacji, nie oznacza, że ich roszczenia o ochronę międzynarodową są nieważne.
"To cyniczne rozumowanie ignoruje fakt, że uchodźcy i migranci, którzy zostali zwabieni do granic UE, często doświadczają naruszeń praw człowieka, zarówno po stronie UE, jak i Białorusi" - powiedziała Adriana Tidona, badaczka z Amnesty International.
"Chociaż widzimy rosnącą tendencję do powoływania się na względy bezpieczeństwa w związku z migracją, musimy oprzeć się próbom normalizacji sytuacji "nadzwyczajnych" i odstępstw od praw człowieka".
Podczas swojej sześciomiesięcznej prezydencji w Radzie UE Polska przedstawiła program pod hasłem "Bezpieczeństwo, Europa!", w którym koncepcja bezpieczeństwa została podzielona na siedem różnych wymiarów.
Jednym z tych wymiarów była migracja.