Administracja Donalda Trumpa wprowadziła 50-procentowe cła na stal, aluminium i miedź, co wywołało gwałtowne zmiany na rynku i zagroziło branżom o niskich marżach, zwłaszcza ekologicznym. Nowe taryfy podnoszą koszty produkcji i mogą osłabić amerykański przemysł.
Nowe, 50-procentowe cła na stal, aluminium i miedź, ogłoszone przez Donalda Trumpa, wywołały gwałtowne reakcje na rynkach.
Choć uzasadniane względami bezpieczeństwa narodowego, decyzje te mają wyraźnie polityczny charakter i wpisują się w kampanijną narrację prezydenta o odbudowie przemysłu.
"Motywacja nie jest czysto ekonomiczna. Cła na surowce, takie jak miedź, to przede wszystkim zagranie polityczne" – ocenia starszy analityk walutowy w firmie Caxton, cytowany przez Euronews David Stritch.
Trump od lat podkreśla strategiczne znaczenie amerykańskiej produkcji metali. Jeszcze w 2018 roku, twierdził:
"Stal to stal. Jeśli nie masz stali, nie masz kraju” - podkreślił. W jego ocenie, zagraniczne praktyki handlowe doprowadziły do upadku przemysłu, zamykania hut i masowych zwolnień. Nowe cła mają to odwrócić.
W rzeczywistości jednak dane z ostatnich lat przeczą tej narracji. Choć podobne taryfy obowiązywały już wcześniej, produkcja stali w USA do 2024 roku spadła o 1 proc. w porównaniu z poziomem z 2017 roku. Produkcja aluminium zmniejszyła się o niemal 10 proc.
Miedź znalazła się w centrum uwagi rynków. Po lipcowym ogłoszeniu planowanych taryf ceny osiągnęły historyczne maksimum. Jednak tuż przed ich wejściem w życie, to jest 1 sierpnia, notowania gwałtownie spadły. Kontrakty terminowe w USA zanurkowały o 20 proc., osiągając poziom 4,55 dol. (3,94 euro) za funt. Był to największy dzienny spadek w historii rynku miedzi. Powód? Niespodziewany zwrot w polityce celnej. Trump ogłosił, że cła nie obejmą surowej miedzi – czyli koncentratu i katod. Obłożone zostaną jedynie wyroby przetworzone takie jak: druty, rury, blachy.
W przypadku stali i aluminium taryfy wzrosły z 25 do 50 procent. To znacząco podniosło krajowe ceny i ograniczyło napływ tańszego importu. Amerykańscy producenci stają teraz w obliczu rosnących kosztów i niestabilnych dostaw. Firmy zmuszone są do rewizji strategii. Co więcej, rośnie presja na zmianę lokalizacji inwestycji i przebudowę łańcuchów dostaw.
Najbardziej zagrożone są branże o niskiej marży, takie jak produkcja pojazdów elektrycznych i sprzętu AGD. Eksperci szacują, że koszty wytwarzania mogą wzrosnąć nawet o 4,5 proc.
Mimo mocnej retoryki Trumpa, wciąż nie ma pewności, czy nowa fala taryf celnych rzeczywiście ożywi amerykański przemysł. Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że efekt może być odwrotny.
Branże "wyrwane" z USA
Przez większość XX wieku Stany Zjednoczone były największym producentem miedzi na świecie. Ich dominację przerwało Chile, które obecnie pozostaje liderem w produkcji tego metalu.
W przypadku stali, szczyt amerykańskiej produkcji przypadał na początki lat 70. XX wieku.
Następnie branża znalazła się w długotrwałym kryzysie, pogłębionym przez serię recesji. Tańsze i bardziej wydajne systemy produkcji w Japonii, Korei Południowej, Europie i innych krajach wyparły amerykańskie hutnictwo.
Silny dolar dodatkowo zwiększył atrakcyjność importowanej stali. Krajowe zakłady borykały się z przestarzałym sprzętem, wysokimi kosztami pracy i rosnącymi wymogami środowiskowymi.
W efekcie miasta przemysłowe na obszarze od Nowego Jorku po Środkowy Zachód, zwane Pasem Rdzy, doznały ekonomicznego upadku. Mimo prób rządowych interwencji, wiele hut i zakładów produkcyjnych pozostaje nieczynnych, symbolizując zanikanie dawnej potęgi przemysłowej regionu.
Podobną transformację przeszedł przemysł aluminium. Stany Zjednoczone przez większą część XX wieku były światowym liderem, głównie dzięki taniej energii elektrycznej niezbędnej do produkcji oraz wysokiemu popytowi ze strony przemysłu obronnego, lotniczego i motoryzacyjnego.
Jednak na początku XXI wieku to Chiny wyprzedziły USA, przejmując pozycję największego producenta aluminium.
"Największa baza poparcia Donalda Trumpa, czyli mężczyźni z grupy niebieskich kołnierzyków, bez wyższego wykształcenia, odczuli najbardziej spadek możliwości zatrudnienia na skutek przenoszenia produkcji za granicę" – wskazał Stritch w wywiadzie dla Euronews.
Rosnące koszty, zwłaszcza w branżach związanych z ekologią
Wprowadzenie przez administrację Trumpa 50-procentowych ceł na miedź, stal i aluminium może poważnie zakłócić działanie branż, które w dużej mierze zależą od tych surowców.
Dotyczy to zarówno sektora budowlanego i obronnego, jak i rozwijających się technologii ekologicznych.
"Praktycznie wszystkie trzy materiały znajdują szerokie zastosowanie, od paneli słonecznych po akumulatory samochodowe. Można więc przypuszczać, że to amerykańskie zakłady produkcyjne odczują te zmiany najmocniej" – wskazuje Stritch.
Presja cenowa jest szczególnie dotkliwa w sektorach takich jak pojazdy elektryczne i energia odnawialna, gdzie wymóg stosowania tych metali jest niezbędny, a marże zysku już teraz są bardzo niskie.
Stritch dodaje, że wysokie cła na te surowce, w połączeniu z kruchością rynku samochodów elektrycznych, mogą oznaczać poważne wyzwania dla producentów.
Koszty nakładów na miedź, stal i aluminium rosną, a średnia marża zysku w branży wynosi jedynie 5 procent. W efekcie to właśnie producenci pojazdów elektrycznych mogą ponieść największe straty.