W pożarze, który ogarnął kilka wieżowców w Tai Po, zginęły dziesiątki osób. Służby ratownicze nadal walczą z ogniem i szukają zaginionych mieszkańców.
Strażacy w Hongkongu już drugi dzień próbują opanować jeden z najtragiczniejszych pożarów ostatnich lat.
Ogień ogarnął kilka wieżowców w kompleksie Wang Fuk Court w Tai Po i doprowadził do śmierci co najmniej 55 osób.
W czwartek rano nad osiedlem wciąż unosił się gęsty dym. Kompleks znajduje się na północnych obrzeżach miasta, niedaleko granicy z Chinami kontynentalnymi.
Pożar wybuchł w środę po południu i szybko rozprzestrzenił się na siedem z ośmiu budynków. Straż pożarna poinformowała, że cztery z nich udało się częściowo opanować.
Wśród ofiar jest jeden strażak. Rannych zostały co najmniej 62 osoby. Poszkodowani trafili do szpitali z oparzeniami i objawami zatrucia dymem.
Policja zatrzymała trzech mężczyzn związanych z firmą budowlaną odpowiedzialną za renowację kompleksu.
Dwaj dyrektorzy oraz konsultant inżynieryjny są podejrzewani o nieumyślne spowodowanie śmierci.
Jak podkreśliła starsza nadinspektor Eileen Chung, istnieją podstawy, by przypuszczać, że doszło do poważnych zaniedbań.
Śledczy badają, czy materiały użyte na elewacjach budynków spełniały normy przeciwpożarowe.
Wstępne ustalenia wskazują, że mogły być łatwopalne, co sprzyjało gwałtownemu rozprzestrzenianiu się ognia.
W jednym z wieżowców odnaleziono również płyty styropianowe przy oknach na każdym piętrze. Materiał ten jest silnie łatwopalny.
Według policji zamontowała go firma budowlana, choć nie ustalono jeszcze, w jakim celu. Sekretarz ds. bezpieczeństwa Chris Tang zapewnił, że analiza materiałów będzie kontynuowana.
Pożar rozpoczął się na rusztowaniu 32-piętrowego wieżowca. Ogień przeniósł się na bambusowe konstrukcje, potem na siatki budowlane i do wnętrza budynku.
Następnie objął kolejne bloki. Silny wiatr utrudniał akcję gaśniczą i przyspieszał rozprzestrzenianie się płomieni.
Straż pożarna prowadziła działania z wysokości, korzystając z wozów drabiniastych. Ratownicy mierzyli się jednak z trudnymi warunkami.
Z rusztowań odrywały się elementy i spadały na ziemię. Jak relacjonował zastępca dyrektora operacji straży pożarnej Derek Armstrong Chan, temperatura w środku budynków była ekstremalnie wysoka, co ograniczało możliwość wejścia ratowników i prowadzenia akcji wewnątrz.
W kompleksie mieszkało około 4800 osób. To osiedle z lat 80., które było w trakcie szeroko zakrojonego remontu.
Blisko tysiąc mieszkańców spędziło noc z czwartku na piątek w tymczasowych schroniskach.
Przywódca Hongkongu John Lee przekazał, że wciąż poszukiwanych jest 279 osób.
Ratownicy kontynuowali działania, choć w czwartek nie podano nowych danych.
To najpoważniejszy pożar w Hongkongu od dziesięcioleci. Ostatnia tragedia o podobnej skali miała miejsce w 1996 roku, kiedy w płonącym budynku handlowym w Kowloon zginęło 41 osób.