„Jeżeli konflikt za naszą granicą będzie dalej trwał, to ryzyko kolejnych incydentów jest znaczne" – ostrzega Andrzej Kiński, redaktor naczelny miesięcznika „Wojsko i Technika", komentując eksplozję drona w polu kukurydzy w Osinach we wschodniej Polsce.
Eksplozja bezzałogowca w niewielkiej miejscowości na Lubelszczyźnie, do której doszło w nocy z wtorku na środę, to kolejny w serii incydentów, które stały się elementem wojny toczącej się od 2022 roku szerszej wojny na terenie Ukrainy. Problem dotyczy nie tylko Polski, ale całej wschodniej flanki NATO i kilku innych krajów w Europie Wschodniej.
W lutym 2024 roku i w lutym 2025 roku łącznie trzy rosyjskie drony Shahed eksplodowały na terytorium Mołdawii, we wrześniu 2024 roku rosyjskie drony naruszyły przestrzeń powietrzną Łotwy i Rumunii. Jak skomentował to na platformie X ówczesny minister spraw zagranicznych Litwy Gabrielius Landsbergis: „Incydenty nie do pomyślenia trzy lata temu są teraz traktowane jako rutyna. Nic nie powinno lądować na Ukrainie, Łotwie ani nigdzie na terytorium NATO, ale to nowa rzeczywistość, którą umożliwiła nasza bezczynność. Litwa oczywiście poprze zdecydowaną reakcję sojuszników".
Andrzej Kiński, ekspert ds. militarnych, w rozmowie z Euronews próbuje ocenić stopień zagrożenia dla ludności cywilnej.
„Ten konflikt trwa już ponad trzy lata, takich incydentów w Polsce było kilka (przynajmniej tych, o których wiemy), a ofiary były dwie. Biorąc pod uwagę, ile osób ponosi śmierć w wypadkach komunikacyjnych czy w innych nieszczęśliwych zdarzeniach, to jednak margines. Oczywiście nie należy ich bagatelizować – każde ludzkie życie jest bezcenne – niemniej skala realnego zagrożenia na razie nie jest duża.”
Kiński nie ma też wątpliwości, że należy się oswoić z myślą, że obiekty militarne, wykorzystywane przez walczące strony do prowadzenia wojny, mogą się nad terytorium Polski pojawiać.
„Jeżeli konflikt będzie dalej trwał, to ryzyko kolejnych tego typu incydentów jest znaczne. Nie znamy do końca charakteru tego zdarzenia w Osinach. Czy była to prowokacja? Czy była to usterka techniczna? Jeżeli są to działania celowe, to mogą się nasilać. Jeżeli są to zdarzenia przypadkowe, to tutaj decyduje rachunek prawdopodobieństwa”.
Prowokacja rosyjska czy kosmitów?
Nazajutrz po eksplozji w Osinach podczas briefingu z dziennikarzami wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz określił eksplozję w Osinach jako „prowokację Federacji Rosyjskiej". Andrzej Kiński dystansuje się do tej oceny:
„Na podstawie dostępnego opinii publicznej omówienia tych dowodów materialnych, które znaleziono na miejscu zdarzenia nie mogę jednoznacznie stwierdzić, że była to prowokacja – rosyjska, białoruska, ukraińska, majsterkowiczów, kosmitów itp. Nie mogę bez cienia wątpliwości powiedzieć, że była to jakakolwiek prowokacja".
Ekspert dodaje: „Nie mogę potwierdzić tego, że z całą pewnością była to prowokacja rosyjska. Pewne znaleziska na miejscu upadku drona każą ostrożnie podchodzić do tego stwierdzenia. Wymaga to dalszych analiz, a prawdy możemy nigdy się nie dowiedzieć".
Najnowsze ustalenia Prokuratury Okręgowej w Lublinie zdają się potwierdzać ostrożność eksperta. Według informacji śledczych, bezzałogowiec nie nadleciał ani znad Rosji, ani znad Ukrainy. „Wszystko wskazuje na to, że on nadleciał z Białorusi" – powiedział w czwartek prokurator Grzegorz Trusiewicz, odnosząc się do drona, który spadł w Osinach. Pytany o to, w jakim kierunku leciał bezzałogowiec, wyjaśnił, że nie jest to przedmiotem śledztwa.
Dlaczego polskie radary nie wychwyciły drona?
Kluczowe pytanie dotyczy tego, dlaczego polskie systemy obrony powietrznej nie wykryły nadlatującego drona.
Gen. dyw. Dariusz Malinowski, zastępca Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych podczas środowego briefingu, powiedział:
„Z naszej oceny wynika, że dron ten został zaprojektowany tak, aby był bardzo trudny do wykrycia. Prawdopodobnie leciał bardzo nisko, aby ominąć nasze pole radiolokacyjne”.
Andrzej Kiński potwierdza tę ocenę, ale wyjaśnia problem bardziej szczegółowo:
„Pole radiolokacyjne w okresie pokoju rozciąga się nad naszym krajem od wysokości trzech tysięcy metrów wzwyż, czyli poniżej trzech tysięcy nie ma ciągłego pola radiolokacyjnego. W stanie kryzysowym, kiedy wchodzą do użycia inne stacje radiolokacyjne, które niekoniecznie są włączone non stop, można uzyskać pokrycie od wysokości 500 metrów".
Problem jest jednak znacznie bardziej złożony. Jak wyjaśnia ekspert: „Nasza granica wschodnia ma ponad 900 kilometrów. Nie ma takiej możliwości, żeby pokryć środkami radiolokacyjnymi ten cały pas i być w stanie wykryć wszystkie cele lecące na wysokościach od 10 metrów do 50 kilometrów".
Kiński wskazuje także na inne problemy związane z gęstą siecią radarową: „Te radary generują silne promieniowanie mikrofalowe, które przy długotrwałej ekspozycji jest szkodliwe dla ludzi, a także zwierząt hodowlanych. Dlatego te stacje radiolokacyjne umieszcza się w okresie pokoju takich okolicach, żeby miały z jednej strony optymalne pole obserwacji, a z drugiej żeby ich promieniowanie nie było szkodliwe dla osób postronnych".
W maju 2024 roku szef MON zatwierdził umowę na dostarczenie w 2027 roku systemu aerostatów radiotechnicznych „BARBARA" o wartości około 960 milionów dolarów. System ma składać się z czterech aerostatów rozlokowanych wzdłuż wschodniej i północno-wschodniej granicy Polski, z zasięgiem wykrywania obiektów ponad 300 kilometrów przez każdy z posterunków.
Jednak Andrzej Kiński jest sceptyczny co do użyteczności tego systemu, stwierdzając że „BARBARA” nie sprawdzi się w okresie czynnego konfliktu.
„Jest to sprzęt czasu pokoju, choć pełniący, dzięki możliwości „patrzenia” w głąb terytorium przeciwnika, ważną rolę w ostrzeganiu przed atakiem. Jednak w przypadku konfliktu może zostać zniszczony w jego pierwszych minutach. To jest niestety wrażliwy środek, ponieważ przeciwnik zna jego położenie. Wycelować pocisk balistyczny w aparaturę naziemną towarzyszącą aerostatowi i unieszkodliwić go to nie jest większy problem" – mówi ekspert.
Czy dowiemy się, co wydarzyło się w Osinach?
Ekspert nie ma nadziei na pełne wyjaśnienie okoliczności incydentu w Osinach: „Nie sądzę, byśmy mieli się dowiedzieć czegoś więcej. Proszę wziąć pod uwagę chociażby te poprzednie przypadki. Nie został opublikowany żaden oficjalny raport dotyczący zdarzenia w Przewodowie z listopada 2022 roku czy szczątków rakiety, którą znaleziono pod Bydgoszczą pod koniec kwietnia 2023 roku. Jesteśmy zdani na to, co będą nam chcieli powiedzieć politycy, bo tak naprawdę wojskowi powiedzą to, co im każą powiedzieć cywilni zwierzchnicy".
Sytuacja w regionie pozostaje napięta, a incydenty z dronami prawdopodobnie będą się powtarzać, dopóki konflikt na Ukrainie nie zostanie zakończony.
Jak stwierdza ekspert, obywatele wielu państw europejskich są świadomi trwania tej wojny, informacje o niej pojawiają się każdego dnia w pierwszej „dziesiątce” wiadomości. Nie odczuwają jednak tego zagrożenia tak, jak państwa będące bezpośrednio na linii frontu.
„Polska odgrywa kluczową rolę – trzeba to podkreślać – w zaopatrzeniu Ukrainy w sprzęt wojskowy, ale nie tylko. Również w pomocy humanitarnej, ze względu na to, że graniczy z Ukrainą na długim odcinku. Decyzja o utworzeniu hubu transportowego w Rzeszowie sprawia, że Polska jest jednym z państw, które ponosi bezpośrednie skutki konfliktu” – ocenia Andrzej Kiński.
Ekspert przypomina również, że w niewielkiej odległości od granicy z Polską znajdują się duże ukraińskie miasta, w których są obiekty o znaczeniu militarnym czy infrastruktura krytyczna.
„Są one celem ataków rosyjskich, w związku z tym – czy to w sposób incydentalny i przypadkowy, czy świadomy – dochodzi również do naruszeń terytorium Polski przez obiekty latające. Ich pojawienie się w tym, a nie innym miejscu, jest bezpośrednim wynikiem trwającego konfliktu” – dodaje Kiński.
Sekretarz generalny NATO Mark Rutte podczas piątkowej konferencji prasowej z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim nawiązał do eksplozji drona w Osinach i podkreślił solidarność Sojuszu z Polską. „Współpracujemy bardzo blisko z naszymi kolegami z Polski. Nie ujawniając szczegółów, ale rzeczywiście powinni oni w jakiś sposób odpowiedzieć na ten ostatni incydent. Dlatego uważnie to obserwujemy – proszę nie mieć wątpliwości co do tego" – powiedział Rutte.