W dobie globalnego ocieplenia jest nadzieja. Mieszkańcy Kiskunmajsa udowodnili, że dzięki entuzjastycznej współpracy i wytrwałej pracy można powstrzymać nawet pustynnienie.
Oprócz kariery inżyniera Oszkár Nagyapáti przez wiele lat był strażnikiem-wolontariuszem w dotkniętym suszą Sandhaven. Pokazał Euronews, jak zawartość wody w glebie drastycznie spadła na przestrzeni lat. Bez względu na to, ile wodopojów wykopał lub wyłożył nylonem, prędzej czy później wszystkie wyschły. I dziesiątki jeleni, łosi i królików umarło z pragnienia.
Pan Oscar miał tego dość i postanowił, wraz z garstką entuzjastycznych ochotników, wykorzystać oddalony o 2 kilometry kanał Marispuszta, gdzie woda z pobliskich term odpływała bez żadnego pożytku.
Miłośnicy wody szybko jednak znaleźli się w labiryncie biurokracji. Władze początkowo nie ufały wolontariuszom i obawiały się o dostawy wody, podczas gdy przez lata zaniedbywały kanał. W końcu, po wielu miesiącach, osiągnięto porozumienie zarówno z gminą Kiskunmajsa, jak i urzędem wodnym.
Po uzyskaniu pozwoleń tama i nasyp zostały zbudowane w kilka tygodni.
Miejscowi rolnicy regularnie tracili plony podczas poważnych susz, więc z chęcią przyjeżdżali pomagać swoimi maszynami.
Wody powodziowe całkowicie zmieniły krajobraz. Powróciło ptactwo wodne, a w stawie pojawiły się nawet małe ryby. Woda jest tak czysta, że nawet konie chętnie z niej piją.
Z nieba można naprawdę zobaczyć, jak zielony stał się zwykle jałowy, piaszczysty krajobraz. Urzędnicy wodni spodziewali się, że ziemia stanie się mokra na obszarze oddalonym o kilkaset metrów, ale nawet kilometry dalej rolnicy są wdzięczni za lepsze zbiory. A recepta jest prosta: mądre wykorzystanie ścieków w odpowiednim miejscu przez odpowiednich ludzi.