Za kilka dni w Niemczech odbędą się przedterminowe wybory parlamentarne. Kanclerz Olaf Scholz i jego główni rywale wzięli udział w telewizyjnej debacie na żywo.
Olaf Scholz, kanclerz Niemiec z Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) mówił podczas niedzielnej debaty: "Ukraina musi być demokratycznym, suwerennym narodem, ponad którego głowami nie są podejmowane żadne decyzje. Jako Europejczycy nie pozwolimy na to. Dlatego jutro jadę do Paryża i rozmawiam tam z wieloma przyjaciółmi, gdzie spotykamy się razem, aby dokładnie to uzgodnić".
Natychmiast odpowiedział mu Friedrich Merz, lider opozycji, CDU: "I z całym szacunkiem, fakt, że te spotkania w ostatnich dniach i tygodniach odbywają się w Paryżu, że Emmanuel Macron przejął stery działań, a niemiecki kanclerz jest tam co najwyżej przez godzinę gościem, nie jest rolą, jaką wyobrażam sobie dla Niemiec w takim sporze".
Robert Habeck, lider Partii Zielonych o mówił o amerykańskim wiceprezydencie: "Nie sądzę też, by Niemców interesowało to, co Amerykanie dają im jako rekomendację wyborczą. Myślę, że ludzie w Niemczech sami podejmą decyzję. Nie jesteśmy uzależnieni od rekomendacji wyborczych wątpliwych wiceprezydentów. Nie to mnie martwi w pierwszej kolejności. To nie jest w porządku, to naruszenie stylu. Ale tu nie chodzi o styl. To, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach, a także na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, nie może być traktowane wystarczająco poważnie, ponieważ administracja Trumpa przeprowadza frontalny atak na wspólnotę wartości Zachodu".
W obronie Trumpa i Vance'a stanęła Alice Weidel, współprzewodnicząca skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec: "Przede wszystkim cieszy mnie fakt, że JD Vance, wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, wypowiedział się tak jasno. Stanął w obronie wolności słowa. I przyznał, że nie można zbudować zapory ogniowej, aby wykluczyć miliony wyborców. Dał jasno do zrozumienia, że musimy ze sobą rozmawiać. Dał też jasno do zrozumienia, podobnie jak Donald Trump, że w końcu uda się wynegocjować zawieszenie broni w Ukrainie i zapanuje pokój. Nawiasem mówiąc, tego właśnie domaga się AfD (Alternatywa dla Niemiec) od trzech, teraz już prawie trzech lat".
Wybory, które wielu uważa za najważniejsze w najnowszej historii Niemiec, odbędą się 23 lutego.