Co najmniej czterdzieści cztery osoby zginęły, a ponad sto sześćdziesiąt zostało rannych po zawaleniu się dachu w klubie nocnym w Santo Domingo – stolicy Dominikany.
Ekipy ratunkowe przeszukują gruzy klubu Jet Set w poszukiwaniu potencjalnych ocalałych - przekazał dyrektor centrum operacji kryzysowych, Juan Manuel Méndez.
"Zakładamy, że wielu z nich wciąż żyje, dlatego władze nie poddadzą się, dopóki pod gruzami pozostanie choćby jedna osoba" - podkreślił.
Przyczyna zawalenia się dachu pozostaje na razie nieznana. Do tragedii doszło we wczesnych godzinach wtorkowych podczas koncertu Rubby'ego Péreza, gwiazdy gatunku merengue. Artysta również znalazł się wśród rannych.
Jego menedżer, Enrique Paulino przekzał dziennikarzom, że koncert rozpoczął się krótko przed północą, a dach zawalił się niemal godzinę później, zabijając m.in. saksofonistę zespołu.
"Stało się to tak szybko. Zdołałem uciec w kąt" - relacjonował, dodając, że początkowo był przekonany, że doszło do trzęsienia ziemi.
Prezydent Luis Abinader napisał na platformie X, że wszystkie służby ratunkowe "niestrudzenie pracują", aby pomóc poszkodowanym.
"Głęboko ubolewamy z powodu tragedii, która wydarzyła się w klubie nocnym Jet Set. Śledzimy sytuację minuta po minucie od momentu jej wystąpienia" - przekazał.
Abinader przybył na miejsce zdarzenia we wtorek. Okazywał wsparcie, przytulając osoby poszukujące przyjaciół i członków rodziny.
W jednym ze szpitali, do którego przewieziono rannych, urzędnik stał na zewnątrz, odczytując głośno nazwiska ocalałych. Zgromadzony tłum wykrzykiwał wówczas imiona swoich bliskich.
Materiały wideo prawdopodobnie nakręcone wewnątrz klubu i udostępnione w mediach społecznościowych ukazują ludzi patrzących na sufit i szybko oddalających się od środka parkietu. Na jednym z nagrań - którego autentyczności Euronews nie mogło niezależnie zweryfikować - słychać krzyki. Następnie obraz ciemnieje.