Od wotum nieufności po niekorzystną umowę handlową - lipcowe wydarzenia grożą wykolejeniem trajektorii drugiej kadencji Ursuli von der Leyen.
Można śmiało założyć, że Ursula von der Leyen nie może doczekać się letniej przerwy.
Tegoroczny lipiec, zwykle miesiąc o niskiej intensywności w brukselskiej polityce, był chwiejny dla przewodniczącej Komisji Europejskiej, pełen konsekwentnych decyzji i kluczowych momentów, które mogą zmienić trajektorię jej pięcioletniej kadencji.
Nikt nie spodziewał się, że druga kadencja von der Leyen będzie łatwa, z pewnością nie po zwycięstwie wyborczym Donalda Trumpa, człowieka, którego przekonania są bezpośrednio sprzeczne z obroną przewidywalnych zasad, otwartych rynków i współpracy międzynarodowej.
Mimo to wydarzenia ostatnich pięciu tygodni, potężna mieszanka wewnętrznych kłótni, globalnych zawirowań i osobistej kontroli, łamią ściśle kontrolowany wizerunek przewodniczącej i narażają ją na ostrą krytykę, której wcześniej unikała.
Oto jak rosła temperatura wokół von der Leyen.
Wotum nieufności
Von der Leyen nigdy nie cieszyła się wyjątkowo dobrymi relacjami z Parlamentem Europejskim. Europosłowie narzekali na zaangażowanie przewodniczącej w sprawy państw członkowskich, prawdziwych posiadaczy władzy politycznej, oraz jej tendencję do traktowania PE jako drugorzędnego ustawodawcy.
Napięcia i niezadowolenie narastały od miesięcy, gdy jeden z prawicowych parlamentarzystów, Rumun Gheorghe Piperea, przygotował wniosek o wotum nieufności wobec Komisji Europejskiej i zdołał zebrać 72 podpisy niezbędne do poddania go pod głosowanie.
Wniosek Piperea, który łączył skandal Pfizergate z teoriami spiskowimi dotyczącymi ingerencji w wybory, nigdy nie miał realnych szans na powodzenie, a wniosel został ostatecznie odrzucony 360 głosami przeciw i 175 za.
Nie o arytmetykę jednak chodziło.
Wniosek postawił von der Leyen w rzadkiej sytuacji oporu. Szefowa Komisji została zmuszona do odniesienia się do oskarżeń, które Piperea skierował przeciwko niej. Wszystkie odrzucała jako "fałszywe twierdzenia" i "złowrogie spiski".
Socjaliści, liberałowie i zieloni, z których wszyscy poparli jej reelekcję w zeszłym roku, wykorzystali ten moment, aby wyładować swoją stłumioną frustrację i przejrzeć listę oskarżeń, podnosząc poważne pytania o żywotność centrowej koalicji.
"Zawsze będę gotowa do debaty nad każdą kwestią, której chce ta izba, z faktami i argumentami" - powiedziała, oferując gałązkę oliwną.
Te wydarzenia spolaryzowały Parlament i osłabiły von der Leyen. Co najważniejsze, udowodniły, jak stosunkowo łatwo jest europosłom złożyć wniosek o wotum nieufności w dowolnym momencie. Manon Aubry, współprzewodnicząca Lewicy, rozpoczęła zbieranie podpisów pod nową próbą.
Budżet
Po złożeniu wniosku o wotum nieufności, von der Leyen zmieniła bieg, aby skupić się na tym, co miało być jej największym ogłoszeniem roku: długo oczekiwanej propozycji Komisji dotyczącej kolejnego siedmioletniego budżetu wspólnoty 2028-2034.
Była to idealna okazja dla von der Leyen, aby zaprezentować swój polityczny gravitas, przeformułować dyskusję i przewrócić do góry nogami burzliwe głosowanie.
Propozycja została zniweczona przez wewnętrzne walki o całkowitą wielkość budżetu, restrukturyzację programów i alokację finansową dla każdego priorytetu.
Jej nowatorski pomysł połączenia funduszy rolnych i spójności wyciekł i wywołał natychmiastową krytykę ze strony potężnego lobby rolniczego. Zamiłowanie jej gabinetu do tajemniczości sprawiło, że inni komisarze musieli się starać, aby dowiedzieć się, ile pieniędzy będą mieli w przyszłości na swoje teki.
Do czasu, gdy von der Leyen ujawniła budżet w wysokości 2 bilionów euro - największy z dotychczas przedstawionych - uwaga była podzielona między jej przełomowy plan a zakulisowy dramat, który ciągnął się przez całą noc aż do ostatniego spotkania.
Podczas konferencji prasowej przewodniczącej zadano niezręczne pytanie, czy potraktowała swoich 26 komisarzy uczciwie i z szacunkiem.
"Nie wszyscy byli zadowoleni" - powiedziała, wyjaśniając indywidualne konsultacje. "Jest silne poparcie. Kolegialna decyzja została podjęta. A teraz musimy walczyć, aby ten budżet był dalej realizowany w ciągu najbliższych dwóch lat".
Szczyt UE
"Niezrównoważone" - tak urzędnicy Komisji Europejskiej opisali stan stosunków UE-Chiny w oczekiwaniu na dwustronny szczyt w Pekinie.
Hojne wykorzystywanie przez Chiny dotacji w celu zwiększenia produkcji krajowej pomimo braku popytu wewnętrznego, który mógłby ją wchłonąć, wywołało wściekłość Brukseli. Obawia się ona, że intensywny wyścig może zdziesiątkować europejski przemysł. Decyzja Pekinu o ograniczeniu eksportu kluczowych surowców, utrudnieniu dostępu do rynku zagranicznym firmom i kontynuowaniu "partnerstwa bez ograniczeń" z Moskwą dodała do narastających napięć.
Pomimo pilnej potrzeby namacalnych zmian, Ursula von der Leyen opuściła szczyt z niewielkimi osiągnięciami. Pojawiło się nowe zobowiązanie dotyczące dostaw metali ziem rzadkich i wspólnego oświadczenie w sprawie działań na rzecz klimatu. Poza tym nie osiągnięto żadnego postępu, a główne punkty tarcia pozostały wyraźnie nierozwiązane.
"Osiągnęliśmy wyraźny punkt zwrotny" - powiedziała dziennikarzom von der Leyen. "Jak powiedzieliśmy chińskim przywódcom - aby handel pozostał korzystny dla obu stron, musi stać się bardziej zrównoważony. Europa z zadowoleniem przyjmuje konkurencję. Ale musi być ona uczciwa".
Rozczarowujący szczyt sugeruje, że stosunki UE-Chiny pozostaną konfrontacyjne w niedalekiej przyszłości, stawiając von der Leyen w pułapce między dwiema niebezpiecznymi drogami: odwetem i ryzykiem gniewu Pekinu lub ustępstwami, które mogą nie zostać odwzajemnione.
"Dzięki kontroli metali ziem rzadkich Chiny dały Europie wgląd w spustoszenie, jakie mogą siać, jeśli bitwa handlowa stanie się gorąca" - napisał w swoim najnowszym biuletynie Noah Barkin, starszy pracownik German Marshall Fund. "Ale jeśli Europa nie odepchnie się zdecydowanie, rzucając na Chiny wszystkie obronne narzędzia handlowe, jakie ma, długoterminowe szkody dla jej bazy przemysłowej mogą być głębokie".
Umowa z Trumpem
Podziw Ursuli von der Leyen dla sojuszu transatlantyckiego przeszedł najbardziej wyczerpującą próbę 2 kwietnia 2025 roku, kiedy Donald Trump ujawnił swoje kontrowersyjne "wzajemne" cła, aby samodzielnie przeprojektować porządek gospodarczy zbudowany pod koniec II wojny światowej.
Ten fatalny dzień zapoczątkował gorączkowe negocjacje mające na celu uchronienie zorientowanej na eksport wspólnocie przed szeroko zakrojonymi cłami Trumpa. Jego ultimatum, aby zastosować ogólną stawkę 30 procent, sformułowane w liście zaadresowanym do von der Leyen, wywołało wyczuwalną panikę w całej Brukseli.
Gdy termin 1 sierpnia zbliżał się coraz bardziej, szefowa Komisji poleciała do Szkocji i spotkała się z Trumpem w ostatniej próbie zawarcia swego rodzaju porozumienia.
Wynikiem tych rozmów było porozumienie w sprawie zastosowania 15-procentowego cła na większość produktów unijnych i cła zero procent na większość produktów amerykańskich. Ponadto blok podjął wstępne zobowiązania do wydania zdumiewających 750 miliardów dolarów na amerykańską energię i zainwestowania 600 miliardów dolarów na rynku amerykańskim do końca kadencji Trumpa.
Oburzenie było olbrzymie: krytycy mówili o kapitulacji, upokorzeniu i uległości, potępiając wyjątkowo nierówny charakter umowy, która kodyfikuje najwyższe cła, jakie handel transatlantycki widział od ponad 70 lat.
Von der Leyen, która właśnie stanowczo sprzeciwiła się żądaniom Pekinu, z trudem wyjaśniła, dlaczego zaoferowała tak daleko idące ustępstwa, aby zadowolić Trumpa.
"Nie należy lekceważyć 15 procent, ale to najlepsze, co mogliśmy uzyskać" - powiedziała.
Umowa, w rzeczywistości niekorzystna dla wspólnoty, odbiera von der Leyen reputację niezawodnej naczelnej menedżerki i grozi, że stanie się bolesnym cierniem w jej drugiej kadencji, która ma na celu nadanie priorytetu konkurencyjności i wzrostowi.
Pocieszeniem może być fakt, że żaden z 27 przywódców UE nie wydaje się mieć odwagi, by zerwać umowę i rozpocząć negocjacje od zera.
"Europa nie postrzega siebie jeszcze jako potęgi" - powiedział prezydent Francji Emmanuel Macron. "Aby być wolnym, trzeba się bać. Nie baliśmy się wystarczająco".