Głosowanie w niektórych komisjach zagranicznych zaczęło się w sobotę. Od 20 do 27 maja możliwe było zgłaszanie się do spisów wyborców za granicą. W tym rok padł rekord chętnych.
Do udziału w wyborach za granicą zarejestrowało się
695 tysięcy 886 osób. To rekord chętnych. Głosowanie w obwodach utworzonych w państwach położonych na terytorium Ameryki Płn. i Ameryki Płd. rozpoczęło się w sobotę i zakończyło w niedzielę o szóstej rano czasu polskiego.
Wybory w pozostałych lokalach za granicą odbywają się w niedzielę 1 czerwca w godzinach od 7.00 do 21.00 czasu lokalnego.
Frekwencja w pierwszej turze wyborów prezydenckich w obwodach za granicą byłą rekordowa i wyniosła ponad 89 procent.
W pierwszej turze wyborów prezydenckich liczba ważnych głosów oddanych za granicą wyniosła 465 696. Ogólnie uprawnionych do głosowania było 524 204 osób.
W USA wybory odbywały się w 57 obwodach - to o pięć obwodów więcej niż przy ostatniej elekcji do parlamentu w 2023 roku.
"Wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że idziemy na rekord"
Rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych Paweł Wroński przewidywał w wywiadzie dla Euronews, że liczba zarejestrowanych do głosowania zagranicą może osiągnąć aż 700 tysięcy osób.
"Jeśli zapał rodaków będzie porównywalny do zapału z ostatnich godzin i dni, to być może tyle osiągniemy. Na razie jest 636 tysięcy osób, które zapisały się do obwodowych komisji wyborczych poza granicami kraju" - mówił Euronews we wtorek Wroński.
O tym, jak wielkie jest zainteresowanie wyborami wśród Polaków przebywających na stałe lub czasowo zagranicą świadczą dane chociażby z Budapesztu. Do głosowania w drugiej turze zarejestrowało się 1835 osób. Dla porównania w pierwszej było to 1244. To wzrost o 47,5 procent.