Europa będzie wydawać więcej pieniędzy na obronność. Polska już jest liderem w UE i NATO - przeznacza na ten cel najwięcej procent PKB. Jaki ma to wpływ polityczny na nasz kraj? I jakie są powody słabego stanu wojsk w Europie?
Polska wydaje na obronność najwięcej w Unii Europejskiej: aż 4,7 proc. PKB, czyli około 187 miliardów złotych. Jest też liderem w tej kwestii w NATO. Już w ubiegłym roku Polska przeznaczyła około 4,1 proc. PKB na wydatki obronne.
Według najnowszego raportu Deloitte „Inwestycje obronne Polski", opublikowanego w środę, wydatki na obronność w latach 2025-2035 w Polsce wyniosą w sumie 1,9 biliona złotych wobec 825 miliardów w latach 2014-2024.
Kwestia ta jest obecnie najwyższym priorytetem Unii Europejskiej. Europa mobilizuje się w ekspresowym tempie w sprawie wydatków na obronność po tym, jak prezydent USA Donald Trump zupełnie odciął się od pomocy Ukrainie - nazywając prezydenta Wołodymyra Zełenskiego „dyktatorem” i lekceważąco odnosząc się do niego podczas wizyty ukraińskiego przywódcy w Białym Domu - oraz po informacji o tym, że Stany Zjednoczone mogą wycofać 20 tys. żołnierzy z Europy, których wysłały na kontynent w odpowiedzi na rosyjską pełnoskalową inwazję na Ukrainę.
Jednak, żeby zrozumieć sytuację należy cofnąć się o około 15 lat - mówi w rozmowie z Euronews profesor Piotr Mickiewicz, politolog z Uniwersytetu Gdańskiego.
„Cały czas w Europie żyliśmy w przeświadczeniu, że jest koniec historii, konfliktów nie będzie. Wszystkie państwa europejskie przesuwały wydatki na obronność na sferę społeczną. Czyli rozmawiamy o niefinansowaniu sfery militarnej przez mniej więcej 15 lat, to jest minimum" - a jak tłumaczy ekspert, nie używając sprzętu wojskowego, po 15-20 latach trzeba go wymienić. I to według politologa pierwszy powód, dla którego Europa musi teraz znacznie zainwestować w obronność.
„Drugi czynnik to jest taki, że od 2014, czy 2015 roku zaczęliśmy wspomagać Ukrainę. W efekcie to, co było w naszych magazynach i nadawało się do użycia, pojechało do Kijowa i tam w zasadzie już zostało. Czyli de facto mówimy o rozbrojeniu się Europy".
Jako trzeci czynnik profesor Mickiewicz wymienia agresywną politykę Rosji. Wskazuje, że kraje Zachodu same uspokajały się tym, że doktryna Gierasimowa, czyli zbiór nowoczesnych sposobów prowadzenia działań operacji wojskowych, polega na utrzymaniu stanu rzeczy, a nie walczeniu o zdobycie terytorium.
Jako przykład politolog podaje Krym: „podburzenie społeczeństwa, przejęcie władzy i wojsko wchodzące jako instytucja chroniąca zdobycz - tak większość Europy patrzyła na Doktrynę Gierasimowa. A w 2022 roku okazało się, że armia lądowa to część działań hybrydowych. To otrzeźwienie przyszło do Europy”.
Jeśli chodzi o politykę USA, politolog podkreśla, że to nie obecne reakcje Donalda Trumpa doprowadzają do zapowiedzi przesunięcia z Europy żołnierzy amerykańskich.
„Od początku kadencji Joe Bidena, Biden niezmiennie powtarzał: my, jako Stany Zjednoczone, mamy problem w Azji i chcielibyśmy, żebyście przejęli odpowiedzialność za bezpieczeństwo Europy”. Ekspert wyjaśnia, że ze względu na zmianę geopolityki, dla USA rywalem są Chińczycy i tam chcą i muszą skierować swoje wojska" - tłumaczy profesor Mickiewicz.
Zdaniem eksperta, częściowo żołnierze wojska Stanów Zjednoczonej zostaną w Europie, „ponieważ nikt nie pozwoli sobie, żaden amerykański prezydent, nawet tak nieobliczalny jak Trump nie pozwoli sobie na utratę kontroli procesów, które funkcjonują w Europie", jednak "ich liczba na pewno radykalnie zmaleje".
Profesor Piotr Mickiewicz przewiduje, że w Polsce żołnierze zostaną, ale mogą zostać wycofani m.in. z Włoch, bo Trumpa nie interesuje europejski problem migrantów, mogą też zostać przesunięci z Rumunii do Turcji, jeśli w ramach budowy tego odwróconego sojuszu, skierowanego przeciwko Chinom, Trump zaakceptuje eksport rosyjskiego gazu do państw południowej Europy przez tzw. turecki potok.
„Europa jest gotowa" vs. „To piękne marzenia, ale mam obawy"
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen powiedziała we wtorek, że „Europa jest gotowa do znacznego zwiększenia wydatków na obronę, zarówno w odpowiedzi na krótkoterminową pilną potrzebę działania i wsparcia Ukrainy, jak i w celu zajęcia się długoterminową potrzebą wzięcia na siebie większej odpowiedzialności za nasze własne europejskie bezpieczeństwo”.
Von der Leyen ogłosiła fundusz obronny, który wyniesie 800 miliardów euro przed czwartkowym nadzwyczajnym spotkaniem przywódców Unii Europejskiej, aby omówić szczegóły.
„Powiedziałbym, że to są piękne marzenia. Mam obawy, czy zostaną ziszczone” - komentuje profesor Mickiewicz zapowiedzi szefowej KE.
„Co z tego, że armie państw członkowskich będą uzbrojone, jeżeli my nie będziemy mieli żadnego pomysłu i realnej siły w postaci komponentu wojskowego, który będzie mogła Europa czy Unia Europejska użyć samodzielnie. My dzisiaj wisimy na pasku NATO i musimy mieć świadomość, że nie zawsze dowódca NATO-wski zgodzi się na użycie europejskich żołnierzy, którzy funkcjonują w systemie reagowania sojuszu północnoatlantyckiego. My musimy na nowo przemyśleć funkcjonowanie sił zbrojnych Europy" - przekonuje politolog.
Kolejne miliardy na zbrojenie
We wtorek premier Donald Tusk poinformował też, że ze środków KPO może być uwolnione do 30 mld zł na obronność i przemysł obronny.
W środę wiceszef resortu funduszy i polityki regionalnej Jan Szyszko poinformował na platformie X, że Polska rozpoczyna negocjacje z KE w sprawie transferu.
„Nie ma czasu do stracenia. Wczoraj zapowiedź Premiera i dziś już w Brukseli. Cel: negocjacje z Komisją o transferze 30 mld zł z KPO na polską obronność, bezpieczeństwo i rozwój polskiego przemysłu' - napisał.
„Musimy przyspieszyć radykalnie nasze prace”
Premier Donald Tusk poinformował też, że polski projekt ustawy ułatwiający inwestycje w obronność być może zostanie przyjęty za tydzień: „Musimy przyspieszyć radykalnie nasze prace nad projektem ustawy o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie obronności państwa”.
Premier dodał, że „za tydzień będziemy może już przyjmowali projekt ustawy, która powinna nam bardzo ułatwić i uprościć inwestowanie we wszystko, co związane jest z obronnością, przemysłem obronnym”.
Zdaniem profesora Mickiewicza powinniśmy uczyć się na doświadczeniach Ukrainy i w takiej ustawie powinny znajdować się trzy zapisy. Według politologa po pierwsze powinny budować schrony dla ludności, po drugie, chronić infrastrukturę krytyczną, a po trzecie, mieć alternatywę dla osób, "którym zniszczono infrastrukturę socjalną"
„Czyli musimy gdzieś przemieścić znaczne grupy ludności do mieszkań zastępczych, ale nie na tydzień, miesiąc, tylko na kilka miesięcy. Musimy zapewnić im dostęp do lekarza, musimy zapewnić dzieciom dostęp do szkoły. De facto musimy mieć świadomość, że w przypadku ataku i zniszczenia jakiegoś obszaru, musimy tę ludność przemieścić w inne miejsce i stworzyć jej możliwość normalnego funkcjonowania" - wylicza ekspert.
Podkreśla jednocześnie, że obecnie najważniejszy jest ten ostatni, bo - jak mówi - w Ukrainie „nikt rozsądny nie spodziewał się, że w takim zakresie traktowana będzie ludność cywilna w sytuacji współczesnego konfliktu zbrojnego".
„Jeżeli któreś z państw nie widzi zagrożenia, to jest po prostu dzisiaj ślepe"
„Unia Europejska powinna zainwestować w natychmiastowy rozwój przemysłu zbrojeniowego i powinny być zastosowane unijne granty, m.in. z KPO, a nie pożyczki" - powiedział we wtorek na konferencji w Przasnyszu minister obrony narodowej i wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz.
„Uważam, że wydatki ze strony Unii Europejskiej są konieczne, że inwestycje w przemysł zbrojeniowy są natychmiast potrzebne" - powiedział szef MON, pytany o ogłoszony przez przewodniczącą KE pięciopunktowy plan dozbrajania Europy.
W odpowiedzi na pytanie o jedność krajów UE w temacie zbrojeń wicepremier podkreślił, że "jeżeli któreś z państw nie widzi zagrożenia, to jest po prostu dzisiaj ślepe".
Profesor Piotr Mickiewicz tłumaczy, że upadek europejskiego przemysłu obronnego nie był wynikiem słabości, tylko wynikiem faktu, że przemysł ten w ramach polityki prowadzonej przez Unię Europejską, nie eksportował swojego produktu do obszarów, gdzie broń ta mogła być kupowana.
"Nie chcieliśmy wzmacniać różnych quasi reżimów ani kreować konfliktów wewnętrznych, a jednocześnie byliśmy za mało zainteresowani rozwojem tego przemysłu obronnego, ponieważ nie chcieliśmy finansować zbyt dużych zakładów" - podkreśla.
Zdaniem naukowca z Uniwersytetu Gdańskiego, musimy odbudować europejski przemysł obronny, ale ta jest zdeterminowana zdolnością do zakupów tego uzbrojenia i tej produkcji przez państwa europejskie. "Jak sami nie zaczniemy kupować od siebie, to znaczy, że ten przemysł nie będzie się rozwijał. I to w wymiarze długoterminowym, nie że dzisiaj kupimy ileś tysięcy czy milionów amunicji, a potem będziemy ją trzymać przez następne 15 lat".
Wpływ na Polskę
Zwiększone wydatki na obronność mają skutki na politykę wewnętrzną i zewnętrzną. I to są dwie strony medalu.
Przesuwając wydatki z obszarów socjalnych i rozwojowych na sferę bezpieczeństwa, obniżamy poziom finansowania sfery socjalno-ekonomicznej w tym kraju - mówi w rozmowie z Euronews profesor Mickiewicz.
"Nazwijmy rzeczy po imieniu, bo jeżeli wydajemy teraz tyle samo na zakup uzbrojenia co na służbę zdrowia, no to proszę zwrócić uwagę na pewną nierówność tych wydatków. Premier Tusk zapowiedział, że przesuwa część pieniędzy z KPO, czyli z programów rozwojowych, na zakup sił zbrojnych. Na pewno my jako obywatele odczujemy to, jako zmniejszenie, ograniczenie procesów rozwojowych".
Jako najważniejszy pozytywny punkt polityki zewnętrznej wynikający ze zbrojenia się, politolog wymienia realizację polityki odstraszania wroga. "Jako kraj frontowy, bo przecież graniczymy i z walczącą Ukrainą, i z nacjonalizowaną Białorusią, i fragmentarycznie z Federacją Rosyjską, my musimy mieć instrumentaria, które pozwolą nam w jakiś sposób wpłynąć na sposób myślenia Rosjan, że w momencie ataku na Polskę, my będziemy się bronić, czyli nie poddamy się, że wpakują się w podobną sytuację jak w Ukrainie. W związku z tym ten proces zbrojenia musi mieć miejsce, natomiast musimy mieć również świadomość, że to się odbywa kosztem polityki rozwojowe państwa polskiego".
Prezydent wciąż wierzy w Donalda Trumpa
„Jeżeli ktoś jest w stanie zatrzymać Putina, to nie są to liderzy europejscy, lecz prezydent Stanów Zjednoczonych. I w związku z tym ja zachowuję spokój, bo wiem, że Donald Trump potrafi być skuteczny. Nie wydaje mi się, by Donald Trump chciał się odwracać od Europy, bo po prostu to mu się nie kalkuluje" - powiedział prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla Interii.
Dodał: "W moim przekonaniu decyzja Donalda Trumpa o wstrzymaniu pomocy to środek do celu, a nie rozwiązanie. I te słowa prezydenta USA o chęci szybkiego zakończenia wojny to potwierdzają".
Profesor Mickiewicz pyta retorycznie: "No nie kalkuluje się i co na to pan prezydent? Jak zmusić Trumpa, żeby się mu kalkulowało? To jest taka nowomowa, żeby nie zmienić swojego wizerunku, tylko nic niewnosząca nowego czy istotnego do tej dyskusji. Trumpowi się nie opłaca wzmacniać politycznie, gospodarczo, militarnie Europy? Ok, zgoda. To znaczy, że co? Że my mamy patrzeć biernie, jak się Trumpowi nie opłaca? Czy powinniśmy go przekonywać, że się mu opłaca?"
„Jeżeli pan prezydent Duda chce być mężem stanu to powinien dążyć do tego, żeby amerykańska obecność w Europie była wzmacniana, a nie osłabiana, bo to jest w polskim interesie narodowym, ale chyba pan prezydent tego nie rozumie albo nie chce przyjąć do wiadomości" - komentuje ekspert.
„Kto będzie pamiętał za pół roku o panu eksprezydencie Dudzie? Na pewno nie Trump" - kwituje politolog.