W kilku miejscowościach w województwach wielkopolskim i pomorskim znaleziono obiekty które - jak wszystko wskazuje - są fragmentami rakiety Falcon 9. Rakieta należy do firmy SpaceX Elona Muska. O zagrożeniu kolejnym spadającym obiektem poinformowała Polska Agencja Kosmiczna.
Do pierwszego zdarzenia doszło w nocy z wtorku na środę: najpierw na niebie w kilku częściach Polski pojawiły się tajemnicze rozbłyski przypominające deszcz meteorów.
Jak ustaliły lokalne media, w podpoznańskich miejscowościach Komorniki znaleziono osmolony obiekt.
Kilkanaście godzin później kolejne obiekty spadły w okolicach miejscowości Wiry i Śliwno. Na podobne znaleziska natrafiono w sąsiednim województwie pomorskim - w Będźmierowicach pod Czerskiem, na południe od Gdańska. O tym, że może dojść do kolejnego takiego zdarzenia ostrzegał w serwisie X rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Jacek Dobrzyński: Ze struktur Unii Europejskiej Polska otrzymała informację o tym, że jutro (czwartek 20 lutego 2025 roku) od godziny 9:48 do 21:56 kolejny potencjalny obiekt może wejść w atmosferę nad 12 państwami Europy, w tym nad Polską. Obiektem jest część rakiety nośnej wyniesionej 8 lutego w ramach misji komercyjnej firmy Kinesis, która wystartowała z Nowej Zelandii" - napisał w sieci rzecznik.
Wiemy już, że to fragmenty rakiety Falcon 9. Internetowe spekulacje potwierdziła w środę Polska Agencja Kosmiczna. "19 lutego 2025 r. w godzinach 04:46 – 04:48, 19 lutego 2025 r. doszło nad terytorium Polski do niekontrolowanego wejścia w atmosferę członu rakiety nośnej Falcon 9 R/B" - czytamy w oświadczeniu.
Karol Wójcicki, polski popularyzator astronomii oraz dziennikarz w rozmowie z Euronews wyjaśnił jak to się stało, że tego typu obiekt pojawił się nad Polską. "Ta rakieta krążyła cały czas dookoła naszej planety po orbicie o nachyleniu 53 stopnie. To oznacza, że była w stanie przelecieć nad dowolnym fragmentem świata pomiędzy szerokością geograficzną 53 stopnie północ i 53 stopnie południe" - powiedział nam Wójcicki.
W komunikacie podano również, że pierwszy znaleziony w Polsce fragment rakiety ważący około 4 ton pochodził z misji SpaceX Starlink Group 11-4, która wystartowała z bazy lotniczej Vandenberg w Kalifornii 1 lutego 2025 roku.
W sprawie incydentu komunikat wydało Ministerstwo Rozwoju i Technologii, a minister Krzysztof Paszyk zobowiązał POLSĘ do zmiany procedur powiadamiania i wezwał w tybie pilnym prezesa Polskiej Agencji Kosmicznej (POLSA) Grzegorza Wrochna.
Resort zaznaczył, że minister Paszyk zobowiązał prezesa POLSY "do natychmiastowej weryfikacji i zmiany stosowanych dotychczas przez Agencję procedur powiadamiania, m.in. w zakresie sposobu ich dystrybucji oraz oceny możliwości wystąpienia incydentów, a także ich późniejszej aktualizacji".
Ministerstwo dodało, że informacje POLSY o szczątkach rakiety "nie odzwierciedlały oceny sytuacji wynikającej z przesłanych przez Agencję raportów i mogły wprowadzić opinię publiczną w błąd".
Karol Wójcicki w rozmowie z Euronews przyznaje, że tego typu incydenty nie są rzadkością: "Takie sytuacje zdarzają się bardzo często, ale my niezbyt o tym słyszymy. Pamiętajmy, że każdego roku startuje ponad sto rakiet Falcon 9, co teoretycznie daje nam jeden start co mniej więcej trzy dni".
"Czasem bywa tak, że tego typu obiekty przy wejściu w atmosferę mogą nie spalić się całkowicie, chociaż w większości przypadków tak właśnie jest. Na wszelki wypadek kieruje się takie obiekty gdzieś nad ocean. Odpala się w odpowiednim momencie silniki, rakieta wtedy przybiera odpowiednią trajektorię. W przypadku tej rakiety system zawiódł" - tłumaczy Wójcicki.
Do sprawy wciąż nie odniósł się przedstawiciel firmy SpaceX, ale nazwisko właściciela - Elona Muska jest obecnie jednym z najczęściej wyszukiwanych w polskim Internecie.