Euronews rozmawiał z pięcioma studentami z Serbii, którzy są częścią ruchu protestacyjnego domagającego się sprawiedliwości po katastrofie budowlanej na dworcu w Nowym Sadzie.
"Byłem pod tym dachem na około godzinę przed jego zawaleniem", wspomina 22-letni Branislav, student z Nowego Sadu, odnosząc się do betonowego zadaszenia dworca kolejowego w Nowym Sadzie, które zawaliło się 1 listopada ubiegłego roku. W wypadku zginęło 15 osób a ranne zostały dwie osoby.
"Uczestniczyłem w pierwszym dużym proteście po tym wydarzeniu; na ulicy było około 27 000 ludzi". Wielu uważa, za powodem wypadku jest korupcja wśród władz kraju, która pośrednio doprowadziła do niechlujnych prac remontowych na stacji. Remont dworca był częścią szerszej umowy z chińskimi firmami państwowymi zaangażowanymi w kilka projektów infrastrukturalnych w Serbii.
Chociaż protesty były pokojowe i miały na celu domaganie się sprawiedliwości dla ofiar, "policja zaczęła używać gazu łzawiącego i bić protestujących", wspomina Branislav. Dodał, że policja dokonywała także przypadkowych aresztowań, w tym także jego samego. "Niektórzy aktywiści zostali zatrzymani. Niektórzy zostali skazani na karę więzienia, podczas gdy inni otrzymali 30-dniowe wyroki, ale zostali zwolnieni po około 20 dniach, ponieważ nie stwierdzono żadnej działalności przestępczej", wyjaśnił Branislav.
"Oskarżyli mnie o podarcie serbskiej flagi, ale nie było na to dowodów". Po czterech godzinach Branislav został zwolniony bez żadnych zarzutów, ponieważ nagranie wideo nie wykazało żadnej działalności przestępczej.
Podczas manifestacji w Nowym Sadzie drogi były zablokowane, a protestujący malowali czerwone odciski dłoni na budynkach w całym mieście. Miało to symbolizować krew ofiar na rękach rządu. Ofiary wypadku upamiętnione zostały również przez wspólne obchodzenie 15 minut ciszy. Każda minuta symbolizowała osobę, która zginęła.
"Jak można obchodzić 15 minut ciszy inaczej niż po cichu?"
Prawie miesiąc po zawaleniu się dachu, w piątek 22 listopada, Vanja i jej koledzy studenci i profesorowie z Wydziału Sztuk Dramatycznych w Belgradzie (FDU) uczcili ofiary 15-minutową ciszą.
"Nasi studenci i profesorowie zostali zaatakowani, gdy wyszli na ulice, aby oddać hołd ofiarom. Atakowano ich werbalnie i fizycznie", powiedziała Euronews Vanja, przedstawicielka studentów FDU.
"Nie zrobiliśmy nic złego, a zostaliśmy zaatakowani. Jak można obchodzić 15 minut ciszy inaczej niż po cichu?", zapytała Vanja.
W odpowiedzi studenci FDU przegłosowali rozpoczęcie okupacji budynków uniwersytetu, domagając się identyfikacji i ukarania napastników.
26 listopada związek studencki FDU przedstawił swoje pierwsze żądanie: aby Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (MUP) wniosło zarzuty karne przeciwko osobom odpowiedzialnym za atak na protestujących. Dwa tygodnie później prokuratura zidentyfikowała pięć osób zaangażowanych w atak, podając ich nazwiska w serbskich mediach.
Wśród podejrzanych są urzędnicy i działacze rządzącej Serbskiej Partii Postępowej (SNS) oraz pracownik gminy Nowy Belgrad.
Inne uniwersytety wkrótce dołączyły do akcji studentów FDU, przedstawiając własne oczekiwania wobec reakcji władz na katastrofę budowlaną w Nowym Sadzie. Emilija, studentka Wydziału Filozofii w Niszu, powiedziała, że domagają się ujawnienia całej dokumentacji remontu dachu.
"Chcemy potwierdzenia, że rekonstrukcja została przeprowadzona prawidłowo i że wszystko zostało udokumentowane zgodnie z prawem. [Władze] mogą twierdzić, że wszystko zostało wykonane prawidłowo, ale my chcemy dowodów", powiedziała Euronews 20-letnia studentka.
Demokracja kwitnie na serbskich uniwersytetach
Studenci podkreślają, że ich ruch jest demokratyczny. Każda decyzja jest poddawana pod głosowanie, wyjaśnił Pavle, student zarówno Uniwersytetu Belgradzkiego, jak i Uniwersytetu Kragujevac. "Mamy zasadę, zgodnie z którą każdy ma prawo głosu, każdy może być wysłuchany i powiedzieć, czego chce i co myśli o każdym aspekcie sytuacji", dodał.
Według Pavle, studenci chcą stworzyć opozycję wobec systemu, w którym żyją. "Zamiast antydemokracji, chcemy nadać demokracji priorytet i udowodnić, że działa". W rozmowie z Euronews wszystkich pięciu studentów potwierdziło, że ruch nie ma jednego lidera. "Nie ma liderów - tylko my wszyscy", powiedział Branislav.
"Demokracja jest jednym z głównych powodów, dla których tu jesteśmy, ponieważ demokracja w Serbii niestety umarła dawno temu lub nie jest w pełni przestrzegana", powiedziała Emilija. "Chcemy pokazać wszystkim, że demokracja może się rozwijać, jeśli jest właściwie wdrażana", podsumowała.
Oprócz zaangażowania na rzecz demokracji, studenci z różnych wydziałów i uniwersytetów współpracują na rzecz sprawy. Jak wyjaśnił Vanja, po tym jak studenci zażądali dokumentów remontowych, rząd udostępnił tylko częściową dokumentację, która została zweryfikowana przez studentów z Wydziału Architektury w Belgradzie.
"To jedyni studenci, którzy są w stanie przeczytać i zinterpretować te dokumenty", powiedział Vanja, dodając, że studenci stwierdzili, że dokumentacja udostępniona przez rząd jest niekompletna i dlatego nie spełnia ich żądań.
Wydział Prawa Uniwersytetu w Niszu również uczestniczył w weryfikacji akt, wyjaśniła Emilija. "Dają nam znać, kiedy coś jest nie tak".
"Opłacani przez Zachód"
Po tym, jak blokady i protesty zyskały znaczną popularność na serbskich uniwersytetach, pojawiły się twierdzenia, że studenci są rzekomo "opłacani przez Zachód". W rozmowie z Euronews cała piątka studentów stanowczo zaprzecza tym twierdzeniom.
"Wszystkie trwające w Serbii protesty nie są związane z żadną partią polityczną", potwierdziła Emilija. "Nie mamy żadnego związku z żadną partią polityczną. Jesteśmy społecznością studentów, obywateli i ludzi, którzy chcą swobodnie poruszać się po swoim kraju".
"Nikt nie chce być następnym premierem ani posłem do parlamentu", dodał Branislav. "Chcemy tylko spełnienia naszych żądań, końca korupcji i [przywrócenia] rządów prawa".
Dla Andjeli, studentki Wydziału Muzyki w Niszu, blokady i protesty to nic innego jak walka o podstawowe prawa człowieka. "To nie jest nic wyjątkowego, ani skomplikowanego", powiedziała.
Uzasadniony strach
Niedawny raport Amnesty International ujawnił, że serbskie władze używają zaawansowanego oprogramowania szpiegującego do telefonów, aby inwigilować dziennikarzy, aktywistów i inne osoby. W raporcie podkreślono, w jaki sposób narzędzia kryminalistyczne Cellebrite i oprogramowanie szpiegujące NoviSpy Android są wykorzystywane przez serbską policję i Agencję Bezpieczeństwa Informacji (BIA) podczas przesłuchań do wydobywania danych z urządzeń i ich potajemnego infekowania.
Takie metody wywołują strach wielu protestujących, ale nie powstrzymują ich przed walką o swoją sprawę. "Czujemy uzasadniony strach", wyjaśniła Andjela. Dodała, że jej uniwersytet w Niszu ma ścisłą politykę dotyczącą tego, kto może wchodzić do budynków wydziału. "Zwykłe wyjście na ulicę stało się trochę przerażające", przyznała. "Ale ostatecznie nie chodzi o nas jako jednostki, ale o nasz kraj".
Pomimo ryzyka werbalnego lub fizycznego ataku, wszyscy protestujący studenci, Branislav, Emilija, Vanja, Pavle i Andjela, bardziej obawiają się o stan swojego kraju niż o potencjalne reperkusje ze strony rządu. Chcą podstawowego poczucia bezpieczeństwa, bez groźby katastrofy budowlanej spowodowanej zaniedbaniami rządu.
"Mam nadzieję, że będziemy żyć w kraju, w którym będziemy mogli przebywać pod dachem państwowego budynku bez obawy, że na nas spadnie. W tej chwili wszyscy stoimy pod dachem, jak ten, który zawalił się w Nowym Sadzie", podsumowała Emilija.
30 grudnia 13 osób, w tym były minister transportu Goran Vesić, zostało aresztowanych pod zarzutem spowodowania katastrofy budowlanej na dworcu kolejowym w Nowym Sadzie w listopadzie. Zostali oni aresztowani i oskarżeni o poważne przestępstwa związane z bezpieczeństwem i pracami budowlanymi.
Protestujący, z którymi rozmawiał Euronews, nie uważają tych działań rządu za wystarczające i planują kontynuować protesty.
Euronews skontaktował się z serbskim rządem w sprawie żądań, ale do czasu publikacji nie otrzymał odpowiedzi.