Setki tysięcy ludzi zebrało się w sobotę w Budapeszcie, sprzeciwiając się nałożonemu przez rząd zakazowi organizacji tego wydarzenia. Wśród tłumu znaleźli się członkowie Parlamentu Europejskiego, międzynarodowi zwolennicy praw LGBTQ+ i wielu tak zwanych "pierwszych priderów".
Po wprowadzeniu zakazu, Budapest Pride nabrało nowego znaczenia, stając się potężnym symbolem oporu wobec trwających rządowych ograniczeń wolności zgromadzeń i praw człowieka.
Dziennikarze Euronews na miejscu rozmawiali z kilkoma uczestnikami, którzy powiedzieli, że wcześniej byli obojętni - lub nawet przeciwni - wydarzeniom Pride, ale w tym roku zdecydowali się wziąć w nich udział, aby stanąć w obronie swobód obywatelskich i okazać solidarność ze społecznością LGBTQ+.
Greta Thunberg o Marszu Równości
Szwedzka aktywistka klimatyczna Greta Thunberg była obecna na Paradzie Równości. W filmie opublikowanym na swoim Instagramie oskarżyła premiera Węgier Viktora Orbána o desperacką próbę zakazania tego wydarzenia. Opisała marsz zarówno jako protest, jak i celebrację miłości, nazywając zakaz "kolejnym faszystowskim atakiem na prawa człowieka".
Pride zakazany, skrajnie prawicowy marsz dozwolony
Podczas gdy Pride zostało oficjalnie zakazane, policja zezwoliła na przeprowadzenie marszu zorganizowanego przez skrajnie prawicowy Ruch Młodzieży. Członkowie organizacji pochodzili z 64 Krajów, i zebrali się na tym samym placu w Budapeszcie, gdzie później przeszła Parada Równości. W międzyczasie Ruch Nasza Ojczyzna - mała skrajnie prawicowa partia w węgierskim parlamencie- ogłosił kontrmarsz wzdłuż tej samej trasy. Oba wydarzenia otrzymały zgodę policji.
Parada Równości bez głównego lidera opozycji
Główny lider węgierskiej opozycji Péter Magyar jest obecnie na wakacjach ze swoimi trzema synami. Jednak w poście na Facebooku wyraził swoja solidarność z uczestnikami marszu.
"Budujemy ten kraj razem, ze wszystkimi Węgrami, gdzie nie ma znaczenia skąd pochodzisz, w co wierzysz, kogo kochasz. Wzywam wszystkich funkcjonariuszy policji do ochrony wszystkich obywateli Węgier przed samowolą upadłej władzy".
Krążyły spekulacje na temat "prawdziwego" powodu, dla którego opuścił Pride. Magyar wyjaśnił, prawdziwym powodem było to, że jego synowie grają w piłkę nożną, więc musieli zorganizować rodzinne wakacje wokół letnich obozów sportowych.
Analitycy polityczni ostrzegali, że zakazując Parady Równości, premier Viktor Orbán prawdopodobnie próbował sprowokować Pétera Magyara, lidera nowej głównej węgierskiej partii opozycyjnej TISZA. Baza poparcia partii jest zróżnicowana, skupiając ludzi z całego spektrum politycznego. Magyar wielokrotnie podkreślał, że jego celem jest reprezentowanie wszystkich Węgrów, a nie tylko jednej strony ideologicznej.
Dla Fideszu zmuszenie Magyara do zajęcia wyraźniejszego stanowiska w kwestiach liberalnych - takich jak prawa osób LGBTQ+ - może być politycznie korzystne.
"Pride jest już sukcesem dla Fideszu" - powiedział w rozmowie z Euronews analityk polityczny Zoltán Novák - "ponieważ udało im się sprawić, że toczy się debata publiczna wokół kwestii sformułowanej w ich języku i na temat polityczny, który cieszy się poparciem większości".
Ponieważ Fidesz nadal traci grunt pod nogami na rzecz swojego centroprawicowego rywala, partii TISZA, ma trudności z przeciwdziałaniem jego strategii. Jego kampania skupiła się na codziennych troskach Węgrów, takich jak rosnące trudności gospodarcze oraz pogarszający się stan opieki zdrowotnej i edukacji. Jednocześnie przeciwstawiała je skadalom korupcyjnym i rosnącym bogactwem elity Fideszu, w tym członków rodziny premiera Orbána.
Takie podejście wywołało gwałtowną zmianę w opinii publicznej. Według najnowszego sondażu przeprowadzonego przez renomowany instytut Median, TISZA prowadzi obecnie z Fideszem o 15 punktów procentowych. Tymczasem sondażownie powiązane z rządem - zwykle aktywne i głośne - zamilkły.
Lider partii TISZA, Péter Magyar - wcześniej żonaty z byłą minister sprawiedliwości Fideszu - celowo unikał polaryzujących kwestii politycznych, takich jak prawa osób LGBTQ+ lub tematów, które nie znajdują szerokiego oddźwięku wśród wyborców.
Według politologa Zoltána Nováka, Fidesz wprowadził tak zwane "ustawy o dumie", próbując zmusić Magyara do zajęcia stanowiska, które mogłoby zrazić konserwatywnych lub liberalnych wyborców. Podczas gdy Magyar z powodzeniem uniknął pułapki, resztki liberalno-zielonej, opozycja dała się wciągnąć w tę grę, by bronić tej kwestii - pozwalając Fideszowi częściowo odzyskać kontrolę nad narracją polityczną.