Newsletter Biuletyny informacyjne Events Wydarzenia Podcasty Filmy Africanews
Loader
Śledź nas
Reklama

Orban zakazuje, miasto organizuje: niepewność wokół Marszu Równości

Budapeszteński Marsz Równości - starcie polityczne i prawne w cieniu Orbána
Budapeszteński Marsz Równości - starcie polityczne i prawne w cieniu Orbána Prawo autorskie  AP Photo
Prawo autorskie AP Photo
Przez Gábor Tanács
Opublikowano dnia
Podziel się tym artykułem
Podziel się tym artykułem Close Button
Skopiuj/wklej poniższy link do osadzenia wideo z artykułu: Copy to clipboard Skopiowane

Grzywny, działania organów ścigania lub brak ochrony przed potencjalnymi agresywnymi kontrdemonstrantami - wszystko to zagraża uczestnikom Budapest Pride, oficjalnie zakazanego przez węgierski rząd, ale mimo to organizowanego przez władze miasta.

REKLAMA

Sezon polityczny na Węgrzech zmierza ku dramatycznemu finałowi, gdzie rząd Viktora Orbána z trudem utrzymuje inicjatywę w starciu z nowo powstałym przeciwnikiem, centroprawicową partią Tisza, kierowaną przez byłego męża dawnej minister z Fideszu Pétera Magyara. Centrum wydarzeń stanowi coroczna demonstracja środowisk LGBT, która przez ostatnie 14 lat rządów Orbána odbywała się pokojowo i bez znaczących incydentów, podczas gdy rząd jednocześnie ograniczał prawa osób LGBT.

Prawna batalia o Pride w Budapeszcie

Wiosną tego roku partia Orbána, Fidesz, przeprowadziła przez parlament serię poprawek do konstytucji i ustawy o zgromadzeniach. Konstytucja stanowi teraz, że prawa dzieci mają pierwszeństwo przed wszystkimi innymi prawami podstawowymi - w tym prawem do zgromadzeń. Na podstawie tych poprawek policja odmówiła wydania zezwolenia organizacjom pozarządowym, które zazwyczaj organizują Marsz Równości. Liberalno-zielony mer Budapesztu, Gergely Karácsony, interweniował i ogłosił, że Budapeszt zorganizuje Pride jako marsz Dnia Wolności - ponieważ wcześniej Fidesz ustanowił wydarzenia miejskie i państwowe jako wyjątek od ustawy o zgromadzeniach.

"Węgierski parlament przyjął poprawkę do ustawy o zgromadzeniach, co oznacza, że Pride, który podlega tej ustawie, nie został zatwierdzony przez policję" - wyjaśnił Gergely Karácsony w rozmowie z Euronews. - "Jednak my organizujemy wydarzenie miejskie, które nie podlega tej ustawie. Samorząd zaprasza mieszkańców Budapesztu na inne wydarzenie w przestrzeni publicznej, organizowane przez samo miasto, więc jest to całkowicie legalne."

Minister sprawiedliwości Bence Tuzson szybko zareagował, stwierdzając, że wydarzenie podlega ustawie o zgromadzeniach i jest nielegalne. Mer - jako organizator nielegalnego zgromadzenia - może zostać skazany na rok więzienia, stwierdził Tuzson, a uczestnikom grożą grzywny. Mogą one sięgać nawet 500 euro, co jest druzgocącą kwotą na Węgrzech, gdzie średnie zarobki netto wciąż nie przekraczają 1000 euro.

Trudne do uniknięcia grzywny

Choć grzywny mogą odstraszyć część protestujących, pozostaje pytanie, czy technicznie możliwe jest ukaranie tysięcy czy dziesiątek tysięcy osób. Fidesz pomógł węgierskim władzom, zezwalając na wykorzystanie rozpoznawania twarzy opartego na sztucznej inteligencji do ścigania drobnych przestępców i umożliwiając urzędowi skarbowemu pobieranie grzywien. Zgodnie z inną poprawką, odwołanie się do sądu przeciwko grzywnie nie ma skutku zawieszającego jej egzekucję. Oznacza to, że węgierscy uczestnicy nagrani kamerą, a następnie zidentyfikowani przez policję, są znacznie bardziej narażeni na szybsze niż zazwyczaj ukaranie grzywną.

Współprzewodniczący Węgierskiego Komitetu Helsińskiego, Kristóf András Kádár, powiedział w wywiadzie dla Euronews, że mer Budapesztu ma silne argumenty prawne, ale z powodu nowych przepisów grzywny stanowią realne ryzyko dla uczestników - przynajmniej tymczasowo.

"Myślę, że ostatecznie zmniejszenie lub anulowanie grzywny można osiągnąć poprzez różne procedury prawne" - powiedział w rozmowie z Euronews Kristóf András Kádár, "ale przynajmniej tymczasowo trzeba będzie je zapłacić."

Czy przemoc jest wykluczona?

Niektórzy obawiają się jednak, że grzywny nie będą największym zagrożeniem dla uczestników. Obawy dotyczące rozproszenia Marszu Równości przez policję zostały rozwiane przez samego premiera Viktora Orbána, gdy zapytano go o tę kwestię podczas briefingu prasowego przed szczytem UE. Powiedział, że udział w demonstracji jest nielegalny i "uprzejmie prosi ludzi, aby tego nie robili".

"Jeśli ktoś robi coś takiego, to istnieje jasna procedura prawna, której należy przestrzegać" - powiedział żartobliwie Viktor Orbán. - "Ale jesteśmy cywilizowanym krajem, nie krzywdzimy się nawzajem, nigdy nie mieliśmy tu wojny domowej, może trochę w '56, ale nie krzywdzimy się nawzajem, nawet jeśli się nie zgadzamy. To nie jest część węgierskiej kultury politycznej."

Jednak zaledwie kilka godzin później pojawiły się informacje, że węgierska policja zatwierdziła kontrmanifestację skrajnie prawicowej partii Nasza Ojczyzna (Mi Hazánk), która częściowo pokrywa się z planowaną trasą Budapest Pride.

Skrajnie prawicowa partia ma wspólne stanowisko z Fideszem w wielu sprawach (prorosyjskość, anty-LGBT, antyimigracyjność, eurosceptycyzm), a nawet jest nieco bardziej radykalna w innych (stanowisko antyszczepionkowe) i gromadzi wyborców podatnych na populistyczną politykę, ale rozczarowanych Fideszem z powodu węgierskich problemów gospodarczych i korupcji. Mimo że lider Naszej Ojczyzny, László Toroczkai, zdecydowanie zaprzecza byciu pośrednikiem Fideszu, obie partie mają historię okazjonalnej współpracy. Fidesz przyjął kilka ustaw opartych na inicjatywach Naszej Ojczyzny.

Kristóf András Kádár powiedział Euronews, że praktyka prawna Europejskich Trybunałów jest jednoznaczna w tym sensie, że nawet nieuprawnione zgromadzenie musi być chronione przez władze.

Jednak w tym przypadku, po ewentualnym gwałtownym starciu, rząd Orbána mógłby wskazać palcem na nielegalną inicjatywę mera Budapesztu i "zrozumiałe oburzenie" kontrdemonstrantów.

Walka o inicjatywę

"Jestem przekonany, że rząd Orbána nie chce widzieć scen jak w 2006 roku na ulicach Budapesztu" - powiedział Euronews analityk polityczny Zoltán Novák, nawiązując do starć za rządów socjalistycznego premiera Gyurcsánya. Wewnętrzni rywale Gyurcsánya ujawnili przemówienie, w którym premier przyznał się do kłamania na temat stanu gospodarki, aby wygrać wybory, co wywołało serię demonstracji, a brutalna reakcja policji spotkała się z uzasadnioną krytyką. Dla Fideszu ważnym punktem legitymizacji było niedopuszczenie do takich scen, nawet w obliczu silnego oporu na ulicach.

"Ale jestem pewien, że cokolwiek zrobią, już przeprowadzili wewnętrzne badania i podjęli decyzję, którego scenariusza się trzymać" - mówi Novák. Według analityka, Marsz Równości jest już sukcesem dla Fideszu, ponieważ udało im się skierować debatę publiczną na temat, który jest ich tematem, w języku przez nich zdefiniowanym, i na kwestię polityczną, w której mają poparcie większości wyborców.

Podczas gdy popularność Fideszu spadała przez miesiące na korzyść rywala, centroprawicowej Partii Tisza, nie znaleźli oni antidotum na taktykę konkurenta, która koncentrowała się na codziennych problemach Węgrów. Problemy gospodarcze, stan służby zdrowia i edukacji, skontrastowane z korupcją i rosnącym bogactwem elity Fideszu i członków rodziny Orbána - to wszystko doprowadziło do nagłej zmiany popularności. Najnowszy sondaż zazwyczaj dość wiarygodnego instytutu Median odnotował poparcie dla Tiszy i 15 procent większe niż dla Fideszu. Tymczasem sondażownie związane z rządem ogarnęła nietypowa cisza.

Karácsony: nie kwestia polityczna, a kwestia zasad

Lider partii, Péter Magyar - były mąż byłej minister sprawiedliwości z Fideszu - unikał kwestii politycznych, które dzielą Węgrów - takich jak prawa LGBT - lub po prostu ich nie interesują - jak wolność prasy - i koncentrował się na inflacji, korupcji, stanie systemu opieki zdrowotnej i zawodnych kolejach. Według Nováka, Fidesz pierwotnie przygotował "ustawy Pride", aby zmusić go do zajęcia niepopularnego stanowiska lub utraty poparcia znacznej części tradycyjnych wyborców opozycji. Nawet jeśli Magyar uniknął pułapki, wkroczyły pozostałości liberalno-zielonej opozycji, co wciąż oznacza, że Fidesz odzyskał pewną kontrolę nad agendą polityczną.

Dla Gergelya Karácsony'ego to nie jest kwestia strategii politycznej, ale kwestia zasad. "Jeśli zakaz Marszu Równości może być wprowadzony w jednym państwie członkowskim UE, może być wprowadzony w innym", powiedział Euronews. Jest jednak optymistą: twierdzi, że Fidesz wyolbrzymił znaczenie Marszu Równości, co spowoduje większą frekwencję niż kiedykolwiek i porażkę dla partii rządzącej.

Czy Fidesz zamierza jedynie zniechęcić potencjalnych uczestników grzywnami i możliwością starcia z kontrdemonstrantami, czy też będzie konsekwentny w swoim działaniu - to pytanie, nad którym zastanawiają się w tych dniach wszyscy zainteresowani węgierską polityką.

Przejdź do skrótów dostępności
Podziel się tym artykułem

Czytaj Więcej

Obalanie zarzutów Moskwy, że UE knuje "zamach stanu" na Węgrzech

Była żona uderza w lidera węgierskiej opozycji Pétera Magyara, nazywając go zdrajcą

Mimo zakazu Parada Równości przeszła ulicami Budapesztu